Ja pierdolę, serio?

Napisałam tekst o Chorwacji. Według mnie opisujący bardzo szczerze moje własne obawy i obserwacje. Czytałam go kilka razy bo nie chciałam ani niczego pominąć ani przez moment nie udawać, że wiem cokolwiek więcej niż to, co sama tam widziałam. Ja pierdolę, serio? Milion negatywnych komentarzy? Jak?????

Na każdym kroku podkreślałam, że to moja opinia, że byłam raz, a wiem, że są ludzie, którzy w Chorwacji byli wielokrotnie i moja opinia może być skrajnie inna od cudzej. Polecałam miejsca, w których byłam i które mnie urzekły. Te, w których byłam, ale bez szału, dyskretnie pominęłam. Czyta mnie kilkaset tysięcy Polaków miesięcznie, nie chce nikomu psuć opinii, bo przecież mogłam trafić na kiepski dzień obsługi, czy zmianę turnusu.

Przeczytało ten mój tekst blisko 50 tysięcy ludzi. Mniemam, że przez to, że do Chorwacji można zajechać szybciej niż na Hel (mówię z autopsji), no i w lecie nie musisz brać na jeden tydzień puchówki, kaloszy, bikini, arsenału środków na komary, parasola, farelki i dmuchanej kaczki, jak nad Bałtyk, przekonuje rodaków do eksplorowania tej części świata. I git. Fajnie poznać czyjąś opinię, szczególnie, że ja głośno zaznaczałam, że mnie Chorwacja nigdy nie ciągnęła, bo to jak jechać nad morze, tylko gorzej, bo pełno Niemców, tłumy i kamory na plaży.

Olaboga, co się tam działo w komentarzach! Niektórzy to, co napisałam negatywnego o Chorwacji, brali jako osobistą obelgę. Zniewagę wręcz, idącą do czwartego pokolenia bolesną krytykę. Ja pierdolę, serio? Inni doszukiwali się nieścisłości, bo przecież sami byli 8 lat temu w tej restauracji, w której ja byłam 10 dni temu i tyle nie płacili*. Ja pierdolę, serio? Pozytywy ci, którzy nie byli, albo byli albo im się nie podobało, próbowali obalić, często zupełnie niedorzecznymi komentarzami w stylu nie bo niebo nie było takie jak w Honolulu w 1987. Ja pierdolę, serio? 25 lat to jakiś nieistotny pikuś dziejowy?

Czy my nawet na taki zdawałoby się w miarę przyjemny, luźny, wakacyjny temat nie potrafimy porozmawiać bez wyzywania się, bez emocji, bez podejścia moja racja jest najmojsza?

Mnie to zachwyca, że są ludzie, którzy potrafią na totalnie subiektywny temat przekomarzać się w necie z obcymi osobami. Skąd macie tyle czasu???  Skąd macie energię na pisanie tylu przykrych słów? Karmy się nie boicie? Dobrze śpicie w nocy???

Polecam przemyślenie kilku takich zagadnień:

  1. Nie muszę mieć zdania na każdy temat.
  2. Moja racja może być tylko moja, inni mogą mieć swoją.
  3. Wszyscy możemy żyć ze sobą w zgodzie, choć ja jem pomidorową z ryżem, a Zenuś woli z makaronem.
  4. Jak nie mam nic dobrego do powiedzenia, milczę. Niektórych myśli nie należy wypowiadać na głos! k
  5. Warto sprzątać wokół siebie. Po co tracić czas na debili.
  6. Obcy ludzie w necie zwisają mi i powiewają.
  7. Mogę zakładać, że każdemu podoba się tylko dolar, wszystko inne jest względne.
  8. Opinia jest jak dupa, każdy ma swoją.
  9. Tylko spokój nas uratuje.
  10. Dystans, kurwa dystans, albo wszyscy umrzemy.

Może to być takie internetowe 10 przykazań. Dla własnego zdrowia psychicznego, warto odpuścić, nie dać się podpuścić. To naprawdę nie jest zbyt skomplikowane, da się to zrobić. Ba! Można te zasady z powodzeniem stosować w życiu i mieć ZEN!

*Coś jak kobitka, która próbowała mi udowodnić, że w Polsce jest jeszcze jedna otwarta restauracja z gwiazdkami Michelin, poza Bottiglieria 1881 w Krakowie. Ona wie, bo jej tatuś i mamusia byli i sam właściciel im mówił, że jego restauracja ma pięć gwiazdek!!! To, że gwiazdek Michelin można dostać najwyżej 3 w ogóle do niej nie docierało.

Fota: Clay Banks na Unsplash