Nie wiem kiedy to się stało. Kiedy z tego maluszka, który ważył 1164 gramy i był wielkości pilota od telewizora, teraz kawę podaje do łóżka i śniadanie robi.
Nie wiem kiedy to się stało? Czy wtedy, kiedy pierwszy raz moje dziecko poszło kilometr od domu z koleżanką na lody? Beze mnie? Wróciło z resztą z pięciu dych i nawet nie zapomniało buzi z czekolady wytrzeć, bo” to przecież obciach tak po ulicy iść, mamo”.
Czy wtedy, kiedy wpadło na pomysł, aby znajomej, przyszywanej ciotce na kwarantannie, upiec na pocieszenie ciasto, po czym samo upiekło to ciasto? Zupełnie samo znalazło przepis, wyciągnęło z szafek odpowiednią blachę, składniki i miarki. Potem odmierzyło, starło, zamieszało, włożyło do piekarnika, nastawiło alarm i wyciągnęło gotowe ciasto. A potem poszło pod drzwi zanieść.
Czy wtedy, kiedy powiedziało – „mamo, chcę jechać na obóz, zapisz mnie, o, ten” i podało do ręki ofertę wyjazdu.
Czy kiedy pierwszy raz spytało – „a jak Tobie, mamusiu, minął dzień”?
Czy kiedy wstało w sobotę w okolicach ósmej, zrobiło sobie śniadanie, po czym cichutko czytało, żeby nikogo nie budzić?
Czy kiedy wyrosło ze Świnki Peppy i zaczęło doceniać inny rodzaj żartu i „prawdziwych ludzi” w filmach?
Czy kiedy poszło samo do kina, a ja zostałam w kawiarni popracować?
Kiedy przestało w markecie ciągnąć do kulkowni, a na spacerze na plac zabaw?
Kiedy samo przepłynęło długość basenu?
Kiedy samo wsiadło na narciarski wyciąg?
Poszło do lokalnego sklepu po chleb i masło i kupiło dokładnie to, co najbardziej lubimy?
Czy kiedy przestało się mieścić w kolekcję do 10 lat?
Czy kiedy na urodziny potrzebna była dwucyfrowa świeczka?
Czy wtedy, kiedy poszło do koleżanki na nocowanie i wieczorem napisało sms – „wszystko ok, super się bawimy, dobranoc mamusiu”.
Czy wtedy, kiedy wywaliło się na rolkach, otarło kolana i stwierdziło – „muszę bardziej uważać, tego progu to tu nie widziałam”!
Czy wtedy, kiedy samo spakowało śniadaniówkę, plecak i strój na basen, razem z odżywką do włosów i bielizną na zmianę?
Czy wtedy, kiedy zerkając przed ramię samo postanowiło wybrać ciuchy, które chętnie założy, jednocześnie z koszyka wyciągając wszystko to, co wcześniej włożyła tam matka, jak zawsze? „Mamo, to dziecinne! Mamo, to jest różowe, fuj! Mamo, serduszka, serio”?
Nie wiem kiedy to się stało? Nie wiem, kiedy to minęło. Chociaż przecież wiem, przecież byłam przy tych wszystkich pierwszych razach, pierwszych małych, niepewnych krokach i tych kolejnych, bardziej śmiałych. Byłam też przy tych ostatnich. Ostatnia noc w łóżeczku ze szczebelkami, ostatni raz ze smoczkiem, ostatni raz na rowerze z czterema kółkami. Ostatni raz bluza z kolekcji dla dzieci. Nie wiem kiedy to się stało, że na zdjęciach jestem już prawie równa z dziećmi, a nasze stopy dzielą tylko dwa rozmiary.
Ale nadal czekam, nadal jestem pod ręką, nawet wtedy, kiedy idzie samo na lody do naszej pobliskiej lodziarni, czekam, kiedy bezpiecznie wróci. I będę zawsze czekać na powrót z każdej podróży, będę zawsze w torebce mieć ulubione ciasteczko, a w lodówce ukochane danie. Zawsze dobre słowo i otwarte ramiona. Zawsze, nawet wtedy, kiedy powie: „mamo weź, to obciach”. Kiedyś wróci. Przecież nie ma jak u mamy, nawet jak masz 40 lat, matka jest tylko jedna.
♥
A tymczasem próbuje nadążyć za tymi moimi stu pięćdziesięcioma centymetrami szczęścia odzianymi w nową kolekcję 5.10.15. i tę zupełnie już młodzieżową z linii Lincoln & Sharks, samodzielnie wybraną, bo „Ty się nie znasz, mamo”. Niech tak będzie. ?
Wpis powstał przy współpracy z marką 5.10.15. Ich nowa wiosenna kolekcja, pomarańcze i błękity są przecudne, a na stronie właśnie trwa wyprzedaż.