Czego nie lubię w Australii.

Australia jest przepiękna. Białe plaże, bujna przyroda, administracja przyjazna człowiekowi, możliwości rozwoju i mili ludzie, przyciągają i kuszą. Ale zanim spakujecie manatki, zapraszam do przeczytania bardzo subiektywnego wpisu o tym, czego nie lubię w Australii.

Poczta.

Nie wiem, czy ktoś mi uwierzy, ale Poczta w Polsce jest w porównaniu z tą tutaj jest wzorową organizacją, w której pracują przemili ludzie, dostarczający przesyłki z wyprzedzeniem terminów. Poczta w Australii jest tematem żartów i narzekań. Zamówiłam coś ostatnio przez Internet. W Polsce byłam przyzwyczajona do przesyłek na drugi dzień, ewentualnie w tym samym tygodniu. W Australii po dwóch tygodniach zadzwoniłam do firmy z pytaniem, gdzie są moje rzeczy, w końcu było napisane 3 dni robocze, a nie 30! Echo, nikt nie odbiera, po 20 min czekania na linii zdechło, bip, pip, ciągły sygnał. Napisałam więc maila, czy to są jakieś żarty. Po 2 dniach, choć chwalą się, że pracują 24/7, przyszła odpowiedź. „Przewidywany czas dostawy bywa rzeczywiście żartem. Wszystko przez ten deszcz, czekaj dalej. Powodzenia”.  Tyle w temacie rewelacyjnej obsługi klienta. Przesyłka w końcu przyszła. Nikt do mnie nie zadzwonił, nie poinformował, że była próba dostarczenia, choć mieli wszelkie możliwe kontakty, a dzieci codziennie zaglądają do skrzynki, znalazłam po prostu pewnego dnia z tyłu domu pudło. Cholera wie, ile już tam leżało.

Służba medyczna.

Powiem Wam w sekrecie, że to, czym tutaj się najbardziej chwalą, czyli darmowym dostępem do lekarzy, to bzdura. Lekarzem od wszystkiego jest tutaj lekarz rodzinny, u którego wizyta jest tania (ok. 30 dolarów) ale nie darmowa. W przypadku dużej rodziny ten koszt jest znaczny. Wizyty u specjalistów potrafią zrujnować budżet, dochodząc do kilkuset dolarów za wizytę.  

Drugą kwestią jest lekarz rodzinny, czyli ogólny. Mam ograniczone zaufanie do kogoś, kto przepisuje środki antykoncepcyjne, szczepi dzieci i wypala kurzajki. Człowiek orkiestra? Nie sondzem. Kończy się to na tym, że moje dzieci, których 39 stopniowa gorączka i duszący kaszel były leczone Panadolem, a lekarz ich nawet nie osłuchał, po 3 dniach półprzytomne wylądowały w szpitalu z ostrym zapaleniem górnych dróg oddechowych. Szczepi się bez badania, antykoncepcję traktuje jak landrynki, a w ciąży robi USG 3 razy. W Polsce miałam zawsze szczęście do świetnych specjalistów, szczególnie pediatrów, ginekologów, dentystów. Standardy podstawowej opieki są znacznie (nie porównuję szpitala, bo tu rzeczywiście jest przepaść).  

Nie ma L-4. Kiedy pracujesz, zbierasz dni, które wolno Ci wybrać przy okazji niedyspozycji, jeśli wybierzesz za dużo, nie dostaniesz za nie wynagrodzenia. Straszne, jeśli przydarzy Ci się coś poważniejszego, lub zachoruje Twoje dziecko, co mieliśmy okazję doświadczyć.

Radio i telewizja.

Lubię, kiedy radio cieszy mnie ironicznym żartem, osobowością prowadzącego, ciekawymi wiadomościami z kraju i świata i dobrą muzyką. Radio tutaj to tabloid, a telewizja to życie celebrytów 24 godziny na dobę. I sport. Rozgrywki krykieta przyprawiają mnie o nerwowe drgawki. Nie znajdziesz absolutnie nic, czego można by się złapać, co nie jest sieczką. Radio aktualnie przylepiło się do Eda Sheerana, którego gra w kółko, nawet 4 te same piosenki w ciągu jednej godziny. Można oszaleć! Dziś jest w mieście, w którym mieszkam, jest koncert Adele. W radio od rana trwa odliczanie i wszystkie serwisy informacyjne bębnią tylko o korkach z tej okazji. Kogo, oprócz posiadaczy biletów, to obchodzi?

Historia.

Właściwie nie istnieje. Oczywiście zacząć należy od tego, że ten kraj ma niewiele ponad 200 lat, więc z naszej perspektywy jest młodziutki. Niestety, panuje tu taka dziwna moda, że wszystko, co stare, równają z ziemią i budują nowe. Jest może kilka starszych budynków, ale i one są modernizowane, aby nadać im nowoczesnego charakteru. Najstarsze domy w okolicy pochodzą z lat 60-tych! Smutne to jest trochę, bo przecież nasza kochana Europa tą starością aż kapie. Czego chcemy nauczyć nasze dzieci? Tylko nowe ma miejsce bytu?

Usługi.

Nie odgadłam jeszcze na czym polega ta zagadka, choć mieszkałam już tutaj w sumie kilka lat. Nie ma szans na znalezienie dobrego fryzjera czy kosmetyczki. Robienie paznokci przypomina czeski film. Wchodzisz i pytasz „Czy robicie hybrydy”? Yes. „Można się umówić”? Yes. „Na którą”? Yes. Paznokcie samemu sobie wcześniej trzeba obciąć, inaczej łaskawa pani nie zetnie, bo wiadomo, im dłuższe, tym szybciej przyjdziesz znowu. Zapomnij też o relaksie. Musisz pilnować, inaczej paznokcie będą niedomalowane i krzywe. Cóż z tego, że jest w miarę tanio i bardzo szybko, skoro byle jak? Fryzjer to historia na osobny post. Powiem tylko, że większość ma długie włosy, co zupełnie mnie nie dziwi.

Sklepy.

Żart dla pracujących, a dla rodziców ogromne utrudnienie życia. Centra handlowe są otwarte do 17.30! Jest jeden dzień, czwartek, w którym można na zakupy wybrać się do 21, ale w inne dni pocałujesz klamkę. Spożywcze sklepy, owszem, do 21, ale na zakupy z psiapsiółą się raczej nie wybierzesz, a jeśli pracujesz, zostaje Ci sobota, lub niedziela, ale za to od 11. Masakra totalna. Przyzwyczaiłam się do kładzenia dzieci spać i wyskakiwania na szybkie zakupy w Polsce, gdzie wszystkie galerie były otwarte do 22.

Poprawność polityczna.

Nie można sobie powiedzieć „Wesołych Świąt”, przecież może to kogoś obrazić. Kogoś, kto nie wierzy w Święta, bo wyznaje inną religię. Nie wiem co jest w tym obraźliwego, nie wiem, dlaczego choinka, Mikołaj i bombki są uważane za zło konieczne i zupełnie nie rozumiem, dlaczego skoro tak bardzo komuś to przeszkadza, nie wyprowadzi się lub nie wróci do swojego kraju, w którym jest inna kultura? Osobiście mam w nosie to, w co ktoś wierzy. Dopóki nie zmusza mnie do swoich przekonań, może nawet wierzyć w międzygalaktycznego morsa.

Robotnicy.

W Australii działa opłata za przyjazd. Kiedy ostatnio wezwaliśmy hydraulika do zepsutej pralki wziął chłop 100 dolców za diagnozę „Tak jak mówiłem przez telefon, trzeba kupić nową, no to cześć”. I tyle go widzieli. Rozumiem, że przy tych odległościach mogłoby się zdarzyć, że taki robotnik jeździłby cały dzień po mieście i nic nie zarobił, ale przez te ceny tutaj praktycznie nic się nie naprawia, tylko kupuje nowe, bo się po prostu nie opłaca.

Rozrywka.

Od wyjścia na kolację, przez wstęp do muzeum, bilet na koncert, czy do zoo, za wszystko trzeba bardzo dużo płacić. Na przykład diabelskie koło, z którego jest piękny widok na miasto, przejażdżka około 10 minut, kosztuje tyle, co bak paliwa. Oczywiście zarobki są inne, ale przy dużej rodzinie są to kwoty, na które po prostu nie można sobie zbyt często pozwolić.

Przyroda.

W Australii mieszka kilka najniebezpieczniejszych zwierząt na świecie, w tym zabójcze pająki i rekiny. Zawsze jak tutaj wyląduję, na początku odczuwam panikę, kiedy zobaczę pająka, czy inne stworzonko. Helikopter latający nad plażą, czy ciemniejsza plama w wodzie, wywołują strach. Z czasem się można przyzwyczaić i przestać na to zwracać uwagę.

Materializm.

Podobnie jak w innych bogatych krajach, trzeba wszystko mieć najnowsze, ogromne, płaskie, szybkie i z odpowiednim logo. Paranoją są dla mnie telewizory na ogródku. Podobno z myślą o mężczyznach. On ma robić grilla i niech sobie wtedy chłop poogląda trzydziestąósmąpodrząd godzinę krykieta, a ona sobie w domu ogląda seriale i inne reality tv. Wszyscy są happy. Fakt życia dwa miesiące bez żadnego telewizora, który obecnie praktykujemy, nikomu nie mieści się w głowie.

Alkohol.

Mówi się, że Polacy dużo piją. Piją mniej niż ludzie tutaj. Mało tego, tutaj można pić i jeździć. I o ile wiele osób rzeczywiście się ogranicza i myśli o tym, to chyba wszyscy wiemy, że nasza możliwość właściwej oceny sytuacji nawet po jednym drinku odrobinę się zmienia. Kary są bezlitosne, a kontrole bardzo częste, więc rzadko kto ryzykuje, ale widziałam już wiele wątpliwych sytuacji.

Ruch uliczny.

Nawet jeśli kupisz sobie nie wiadomo jak wypasiony samochód, możesz sobie nim pojechać z zawrotną prędkością 80 km/h. I wszędzie działają kamery, robią zdjęcia i masz je w tym samym tygodniu w skrzynce pocztowej. Nie przejmuj się płaceniem mandatu, ściągną Ci z wypłaty. W nagrodę dostaniesz też punkty karne. Masz ich w pakiecie 12 do utraty, odnawialnych, uwaga, raz na 3 lata! Stracić prawko jest więc bardzo łatwo.

Korki.

Nie chcesz jednak tracić prawka, bo odległości tutaj są przerażające. Wszyscy mają samochód, od momentu, kiedy ukończą 17 lat, a jeśli go nie posiadasz, jesteś jak bez ręki. Przez to są też ogromne korki, a ulice pełne starych samochodów, którymi jeździ młodzież.

Nie ma przejścia dla pieszych, przynajmniej tutaj, gdzie mieszkam, nie ma typowej zebry. Przechodząc z dziećmi przez ulicę, mam wrażenie, że towarzyszą mi spojrzenia w stylu ojej, jaka nieodpowiedzialna, choć zawsze wybieram miejsce z obniżonym krawężnikiem, które niby ma być wyznacznikiem przejścia.

Moda.

Australijki bardzo dbają o swoją kondycję, ale jeśli chodzi o modę, ubierają się raczej plażowo. Cały rok w japonkach i w getrach. Prawie się nie malują. Sklepy dzielą się na te z ciuchami od projektantów, albo zupełne dziadostwo, na raz do ubrania. Nie ma nic pomiędzy, a jak założę coś z Polski, to zawsze ktoś mnie pyta gdzie kupiłam.  

How are you?

Każdy, kto kiedykolwiek zamieszkał w kraju, w którym mówi się po angielsku wie, że przychodzi taki moment, że jeśli kolejna osoba, zupełnie obca, na ulicy, bez żadnego powodu spyta Cię jak się masz, odzywają się w człowieku mordercze instynkty i ma ochotę krzyknąć „Dobrze k..a! Dobrze”! Bo to „How are you” jest takie puste. To nie jest zaproszenie do wylewania żali, czy odkrywania swojego nastroju. To jest furtka tylko i wyłącznie do odpowiedzenia „OK”. To, jak się masz, nikogo nie obchodzi.

Napisałam ten tekst, bo wiem, że to są rzeczy, których nie wyczytacie na pięknych zdjęciach z Australii. I chcę Wam przekazać jedną ważną wiadomość.

Polska jest piękna.

Ma swoje absurdy, ale jest cudnym krajem, pełnym głębokiej historii, walecznym. Trawa u sąsiada wcale nie jest bardziej zielona, wszędzie tam, gdzie jesteśmy są plusy i minusy. Nawet w bogatej i upalnej Australii.

Z chęcią poczytam opowieści o Waszych zagranicznych doświadczeniach, albo szczególnej miłości do Polandu. Zapraszam.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!