Zacytowałam ostatnio w oryginale moją 5-letnią córkę, która nie mówi sz, cz i r. Podobnie zresztą jak mój syn. To nie jest seplenienie, ona mówi bardzo wyraźnie, po prostu nie mówi tych głosek. Jak zwykle w Internecie, odezwało się kilku znawców tematu, tak zwanych doktor google. Doktor bez dyplomu. Bynajmniej nie logopedzi, po prostu matki, które WIEDZĄ LEPIEJ.
Bo to, że moje dziecko w wieku 5 lat nie wymawia “r” to jest moja wina, jestem po prostu totalnie leniwym i olewającym temat rodzicem. Wolę tego nie zauważać, zajmować się sobą, licząc na to, że to minie. Te, które jednak WIEDZĄ LEPIEJ, ćwiczą już od lat. Bo przecież to “r” to klucz do prawidłowego rozwoju, wiecznego szczęścia i nie odstawania od reszty dzieci! Jestem zwyczajnie niepoważna, jeśli nie zapisałam mojego dziecka do logopedy od pierwszego “mama”.
Matki, wyluzujcie! Moje dziecko może trochę odstawać. Dwójka nie wymawia “r”, jedno ma zeza, dwójka musi nosić obuwie korekcyjne, jedno nadal budzi się w nocy, jedno nie chce samo zasnąć. No i co? Nic. To JEST normalne. Niektóre z tych rzeczy to uwarunkowania genetyczne, inne to zbieg wielu okoliczności, możliwe że efekt dwujęzyczności, a nawet fizjologia.
Byłam, konsultowałam, badałam, szukałam powodów. W przypadku dzieci zwykle konsultuję u kilku lekarzy, bo mam ograniczone zaufanie. Dlaczego?
Ano dlatego, że polecany logopeda do którego trafiłam, kazał do siebie przychodzić 2 razy w tygodniu, za jedyne 100 zł od wizyty, 2 dzieci, więc 400 zł tygodniowo, 1600 zł miesięcznie. W tym samym czasie logopeda z przedszkola, pediatra i logopeda z poradni powiedzieli coś zupełnie innego. Czekać, bo mają czas, zobaczymy we wrześniu. Jedno dziecko chodzi w wieku 11 miesięcy, drugie dopiero w wieku 14. To samo jest z mową. Bywa, że już dziecko 3 letnie powie “r”. Ale bywa też, że “r” pojawi się dopiero na 6 urodziny i to też jest w normie. Jasne, mogę to ułatwiać, wozić na drogie wizyty i musztrować w trakcie ćwiczeń. Dopóki nie będzie to konieczne, dobrowolnie nie będę jednak tresować moich dzieci. Tylko po to, żeby wpasować je w statystyki.
Moje dzieci nie umieją jeszcze jeździć na rowerze. Próbowaliśmy, ale była to dla nich męczarnia. Po kilku próbach z powrotem przymocowałam dodatkowe kółka. Przyjdzie moment, jak ze wszystkimi innymi rzeczami, że się nauczą, sami do tego dorosną. Wtedy szybciej i łatwiej pójdzie. Nie gratuluję rodzicom rówieśników, którzy śmigają na rowerze.
Moje dzieci nie potrafią czytać. Bo ich nie uczę! Po co? Znają wiele cyfr i literek, potrafią napisać kilka podstawowych słów. Na tym etapie to wystarczy. Nie mam ambicji wychowania Einsteina. Zamiast piłować i tresować, pozwalam im biegać po trawie. Bo są dziećmi. Nie gratuluję rodzicom rówieśników, którzy już sami czytają.
Moje dzieci nie były “przymuszane” do nocnika, aż nie skończyły 2.5 roku. Bo ja, która przebywałam z nimi stale, uważałam, że nie są gotowe. Od czasu do czasu wyciągałam nocnik, ale nikt nie wykazywał ani nim, ani toaletą, żadnego zainteresowania, więc odkładałam temat na później. Uczenie kilkumiesięcznego dziecka, które ledwo siada, “chodzenia” do toalety, uważam za grubą przesadę. Nie potrafi jeszcze nawet słowa powiedzieć, ale już jest zmuszane do korzystania z toalety i sygnalizowania, że chce siusiu, choć nawet słowo siusiu nic mu nie mówi.
Kiedy ktoś chwali się, że jego dziecko umie już to i to, zwykle czeka potem w niewygodnej ciszy, aż usłyszy ode mnie słowa podziwu, a zaraz po nich lawinę pytań o technikę i sposoby. Ale ja nie podziwiam, nie gratuluję. Bo ja po prostu nie lubię porównań. Szczególnie w przypadku ludzi. Moje dzieci czytać nauczą się w szkole. Jeździć na rowerze nauczą się tak, jak ja. Pewnego słonecznego dnia każą sobie odkręcić kółka i pojadą przed siebie. Samochodem też możliwe, że nauczą się jeździć jak ja. Choć egzamin zdałam za pierwszym razem, nie miałam pojęcia o kierowaniu. Prawo jazdy zakopałam głęboko w szufladzie. Pięć lat później, kiedy za samodzielnie zarobione pieniądze kupiłam sobie samochód, wsiadłam i pojechałam. Dopiero wtedy w głowie dojrzałam do bycia kierowcą. Na wszystko jest pora i czas. Każdy z nas korzysta z toalety i już nikt nie pamięta, czy nauczyliśmy się tego w wieku lat dwóch, czy dopiero trzech.
Oczywiście, że trzeba sprawdzać, konsultować i szukać przyczyny, jeśli dzieje się coś, co nas niepokoi. Ale błagam! Opamiętajmy się. Podarujmy ten wyścig szczurków! Mam wrażenie, że patrząc w lustro zapomnieliśmy, że sami nie jesteśmy idealni, choć perfekcyjności wymagamy od naszych dzieci.
Jasne, pokażę moim dzieciom dodatkowe zajęcia, sporty, będę wozić na treningi i kibicować, a w momentach zwątpienia wspierać. Ale jeśli stwierdzą, że nie chcą grać w piłkę, czy chodzić na balet, pozwolę im zainteresować się czymś innym.
Jeśli zobaczę przejawy zainteresowania czymkolwiek, umożliwię moim dzieciom wypróbowanie tego. Wierzę, że wielkie talenty tak właśnie się urodziły. Ktoś wykazywał naturalny talent, rodzice to podchwycili i pomogli wyćwiczyć. Nie na odwrót. Ktoś zmuszany do pięciu godzin tenisa dziennie, szybciej go znienawidzi, niż stanie się kolejną siostrą Williams.
Będę moje dzieci wspierać, ale i dam im czas. Możliwe, że na niektóre rzeczy jest w ich przypadku za wcześnie? Z pełną świadomością mówię, że moje dzieci wystarczy, że będą całkiem zwyczajne, ale nie pokiereszowane mentalnie przez dzieciństwo, będące wyścigiem w walce o bycie takim, jak wszyscy, jak zakłada poradnik, albo i lepiej. Możliwe, że Twoje dziecko nie będzie umiało pływać! Znam co najmniej 4 dorosłych w moim małym prywatnym świecie, którzy nie potrafią pływać. Wierz mi, całkiem dobrze im się żyje. Możliwe, że Twoje dziecko będzie nieśmiałe. Może nigdy nie polubi roweru. Rolek. Tenisa. Ja też nie lubię i żyję.
Dajmy sobie trochę na wstrzymanie. Apeluję o odrobinę luzu i dystansu. Matki, wyluzujcie! Dajcie swoim dzieciom żyć. Oczywiście, że większość prywatnych logopedów powie, że Twoje dziecko go potrzebuje. Przecież ćwiczenia nigdy jeszcze nikogo nie zabiły, nie zaszkodzi, a może pomóc, prawda? Biznes zbijający kasę na dzieciach i ich rodzicach jest niewyobrażalny. Możliwe, że Twoje dziecko naprawdę potrzebuje tych ćwiczeń. Tylko czy od razu od kołyski? Czy ktokolwiek da Ci gwarancję, że to ćwiczenia pomogły, czy raczej zwyczajnie – czas?
Możliwe, że Twoje dziecko nie będzie najpiękniejsze, najmądrzejsze, najbardziej bystre. No i co z tego? Życzę nam, rodzicom, trochę zdrowego rozsądku i zaufania do siebie i swojego dziecka. To jest strasznie smutne, że od kiedy moje dzieci umieją pływać, co krok jakaś mama (tak! właśnie mama!) pyta mnie, ile ma moje dziecko, jak długo się uczyło pływać, gdzie, jak często, a potem zwykle z niechęcią, zerka na swoje i bywa, że wykrzykuje “No widzisz, a Ty nie umiesz!” Ta matka zwykle nie wie, że moje dzieci bardzo CHCIAŁY pływać. Bywało, że w dzień basenu jadły śniadanie w stroju, nigdy nie bały się wody, a na pytanie “co robimy” zwykle odpowiadają “chodźmy na basen”!
Ja może i nie ćwiczę “r” z moim dzieckiem. Wkrótce bilans, nowy rok szkolny, kolejny kamień milowy, będzie znowu czas, aby zastanowić się nad prawidłowym rozwojem i ewentualnie podjąć kroki niezbędne do prawidłowej wymowy, postawy, czy czegokolwiek innego.
I może nie ćwiczę tego “r”, chociaż doktor google i te, które WIEDZĄ LEPIEJ, uważają, że skazuję tym samym moje dziecko na wyśmiewanie, analfabetyzm, depresję i wszystkie możliwe życiowe porażki. Ćwiczę za to pewność siebie. Moje dziecko będzie codziennie słyszało, że jest wyjątkowe i jeśli chce, może wszystko, nawet wtedy, kiedy nigdy mu się tego “r” nie uda wymówić.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!