Moje dzieci namiętnie oglądają YouTube shorts. To takie 90 sekundowe filmiki z TikToka ale do obejrzenia na YouTube. Nie dziwi mnie to, że im się to podoba, bo autorzy zwykle w te 90 sekund wciskają samo „mięsko” i te filmiki są zabawne, czasami mega kreatywne, wzruszające.
Abstrahując od faktu, że dla mózgu to kolejna sieczka i my dzieciom mocno ograniczamy takie „atrakcje”, bo zauważamy negatywny wpływ nawet tego niewielkiego czasu, jaki mają na dostęp do telefonu (godzina dziennie, w praktyce w tygodniu są dni bez telefonu, bo kończą lekcje o 16:30 i zwyczajnie nie starcza im na to czasu), uderzyło mnie coś innego. Moje dzieci, a ja razem z nimi, serio początkowo wpadliśmy w sidła podziwu, że to wszystko, co pokazują, to się tak da i to wychodzi. Lol.
Oczywiście sobie żartuję, ale jak ja bym chciała, żeby żyćko się dało tak za pomocą YouTube shorts odwalić! Weźmy takie ciasto. Pokazujesz składniki, w 60 sekund odmierzasz, mieszasz, pieczesz, dekorujesz i pyk – już jemy, już głośno mlaskamy. A fryzura? Ale by to było. Całe życie w przyspieszonym tempie. Rano wstajesz, 90 sekund, piękna, gotowa do wyjścia, ba! Z kawą na wynos już w aucie siedzisz i machasz fanom. Kwiatki w cebulkach sadzisz, pyk, 90 sekund, już w bukiecie na stole. A życie pieska? Malusi, malusi, 90 sekund i już ma swoje szczeniaczki. No i remont, o pani, aż by wióry leciały. To znaczy niewidoczne, bo w 90 sekund sprzątanie nie jest przewidziane.
Oczywiście sobie żartuję, bo przecież sama nagrywam rolki, w których w 40 sekund ostatnio zmieściłam 4 różne wyjścia w bodaj 6 różnych miejsc. Dało się upchnąć, przeskoczyć, skrócić. Taka natura biznesu i social media. Ma być szybko! Ma się dziać, go go go!
Mnie to strasznie męczy. Mnie to kosmicznie irytuje i wręcz dołuje (co nie jest dziwne, bo badania pokazują, że social media mają bezpośredni wpływ na obniżenie samopoczucia i koncentracji, widzę to u siebie). Mnie to martwi, bo to pokolenie naszych dzieci zupełnie już nie będzie potrafiło czekać. Nie wiem, czy będzie potrafiło kiedykolwiek nic nie robić? Czy te nasze dzieci będą umiały posiedzieć w ciszy? Usłyszeć ptaki? Poczuć wiatr na policzkach i po prostu, tylko tyle?
Ja absolutnie nie gloryfikuję „kiedyś to były czasy”, bo ja akurat dorastałam w czasach, w których dzieci się po prostu chowało, nikt nie mówił o uczuciach i emocjach, a rodzice byli gdzieś tam w świecie, do którego dzieci wcale nie miały dostępu. Ale mam w sobie taką niezgodę na to, żeby tak wiecznie pędzić, gnać na oślep. Nie chcę tak żyć. Jak już gdzieś dobiegnę, chcę sobie tam przycupnąć. Chcę, aby weekend, w którym czytaliśmy, był spacer, dobry obiad i wczesne pójście do spania nie był traktowany jako „stracony”. Chcę w końcu prostych życiowych zasad. Upieczenie chleba to powolny proces, ale jak cieszy, od zaczynu, przez rośnięcie, po chrupiącą skórkę. Tylko tyle, bez fajerwerków.
My przez te wszystkie przyspieszone wizje życia coś tracimy. Tracimy radość z czekania, powolnego smakowania chwil, doceniania swoich sukcesów. Bo przecież co to za sukces, skoro to samo można było zrobić w 90 sekund i już lecieć dalej. Ja nie chcę, żeby to moje życie tak można było w 90 sekund pokazać. Bohater jednego z seriali, który oglądam z dziećmi powiedział ostatnio – człowiek tak naprawdę w życiu potrzebuje na pamiątkę tylko 6 zdjęć. Jak się rodzi, jak idzie do szkoły, jak zaczyna pracę, jak się żeni, jak mu się rodzą dzieci i jak umiera. Jakie to jest przerażająco smutne.
Gdzie te wszystkie momenty, spojrzenia, gesty? Grymasy niezadowolenia, zapachy, gdzie te wszystkie miejsca i ludzie, których spotkaliśmy na swojej drodze? Gdzie te wieczory, kiedy patrzysz na swoje śpiące dziecko i myślisz sobie to jest moje najpiękniejsze dzieło? Gdzie to bieganie po trawie, pierwszy śnieg na policzkach, smak dojrzałego pomidora na kromce chleba z masłem? Zapach babcinego ciasta? Uczucie, które ogarnia Cię przy rodzicach, nawet jak masz 40 lat, że zawsze będziesz dla nich mały i choć często złudne, ale jednak uczucie, że na zawsze możesz się tam schronić? Ta ekscytacja, kiedy widzisz po raz pierwszy miejsce, które dotychczas podziwiałaś tylko na pocztówkach? A smak dobrej kawy o poranku? A dni, kiedy czułaś, że żyjesz, czasami zupełnie nie dające się wytłumaczyć? Nieuchwytne? Bez materialnego powodu?
Żyćko jak TikTok? Oby nie. Oby nam wszystko zawsze nie wychodziło, niech się nie mieśći w 90 sekund, niech wszystko nie będzie na wczoraj, kompaktowe i upchane w kolorowe migawki. Niech będzie slow.
Trzeba mieć twardy tyłek, żeby nas nie przemielił ten świat, w którym w 90 sekund można żyć, kochać, wątpić, mieć nadzieję, lubić, nienawidzić, przeżywać, zwiedzać, rozpaczać i umrzeć. Jak to dobrze, że takie rzeczy to tylko w filmach!