Kiedy liczę swoje błogosławieństwa, Ciebie liczę podwójnie.

W moim ulubionym filmie „To właśnie miłość” Liam Neeson mówi do swojego synka: „Nie mówiłem Twojej mamie wystarczająco często, że ją kocham. Powinienem był jej to mówić codziennie. Bo codziennie była idealna”. I choć w naszym zajętym i szalonym życiu nie mamy codziennie czasu na to, aby się zatrzymać i doceniać naszą miłość, chcę, żebyś wiedział, że dla mnie jesteś idealny. I kiedy zliczam to, co dostałam od losu, Ciebie liczę podwójnie.

Te słowa to fragment tego, co powiedziałam do męża w trakcie odnowienia naszej przysięgi małżeńskiej, w 10 rocznicę ślubu. Ja wiem, że wiele osób mówi, że codziennie robi sobie takie wyznania, kocha się nie tylko od święta, papierków i wielkich obietnic nie potrzebuje. Ja chyba potrzebuję. I chcę tego święta w moim życiu, nie tylko od święta, a właściwie codziennie. A obietnice i przysięgi zupełnie inaczej dla mnie brzmią wypowiedziane uroczyście, a inaczej na kanapie w piżamie. No tak już mam.

To dlatego, na 10 rocznicę ślubu, zorganizowaliśmy sobie drugi ślub. Bo przecież jak szaleć to szaleć, a jak kraść to miliony, prawda?

Ten pomysł pojawił się w mojej głowie lata temu. Zawsze chciałam celebrować naszą miłość. Tak wiele par się rozstaje, tak wiele związków nie potrafi przetrwać próby czasu, rodzicielstwa, emigracji. Tak wiele osób żyje razem, a tak naprawdę osobno. Tak wiele ludzi, którzy nas otaczają, nie miało tyle szczęścia, co my. Dlaczego więc nie chcielibyśmy wykrzykiwać tego całemu światu jak często tylko mamy na to ochotę?

Nam, odpukać, na razie się to wspólne życie udaje. I chyba jest nam ze sobą po prosu dobrze. A jak całkiem niedawno mąż stwierdził, że nigdzie mu się nie chce wychodzić, bo woli nasze wspólne wieczory, to chyba mi się wydaje, że nawet bardzo dobrze jest nam razem. Dlaczego więc mielibyśmy ze swojej miłości nie robić święta? Mnie trochę dobija nasza codzienność i rutyna, choć staramy się żyć maksymalnie spontanicznie, od poniedziałku do czwartku jesteśmy raczej nudni jak flaki z olejem. Tym bardziej ja pragnę szaleństw. Na szczęście wariactwo jest mocno zakaźne i już zaraził się mąż, a dzieci wyssały z mlekiem matki i tak, codziennie o 15:10 po szkole pada: co dziś robimy???

Stary się trochę wzbraniał, bo jednak jest to wydatek i trochę zachodu, ale gdzieś w połowie drogi pomiędzy szalonym pomysłem, a jego realizacją, był podekscytowany tak samo jak ja, a teraz to już w ogóle uważa, że to był pomysł dekady i sam od siebie zaczął już podsuwać pomysły na nasze 20-lecie. Strach się bać, bo to już za 3 lata nam stuknie 20 lat razem (o zgrozo, za morderstwo tyle nie dają!). Pieniądze w rodzinie muszą się znaleźć na wszystko – na remont łazienki, na aparat na zęby i buty na balet. Dlaczego więc nie miałyby się znaleźć na coś, co jest najważniejsze i co trzyma nas razem?

Organizując drugi ślub można sobie zaszaleć i zrobić wszystko to, na co mieliśmy ochotę za pierwszym razem, ale z różnych przyczyn wybraliśmy co innego. Jeśli ta pierwsza kiecka była gładka, ta druga może być koronkowa, włosy tym razem mogą być rozpuszczone, zamiast welonu – wianek. Niewiele znam kobiet, które nie chciałyby tego wszystkiego przeżyć jeszcze raz. Oczywiście zakładając, że ten pierwszy raz był fajny. Bo jak ktoś ma traumatyczne wspomnienia związane z pierwszym ślubem, to drugiego raczej sobie nie chce fundować. Chociaż, w sumie, czemu nie? Może to dobry pomysł? Jeśli coś za pierwszym razem poszło nie tak, można za drugim razem podreperować wspomnienia!

Nie mówiąc już o tym, że ten pierwszy ślub jest często kosztem rodziców. I chcąc zaprosić całą familię, na ekstrawaganckie pomysły kasy brakuje. Po tych x latach możemy sobie czasami na dużo więcej finansowo pozwolić i spełnić swoje marzenia, a nie czyjeś marzenia i oczekiwania dotyczące było nie było, naszego święta.

U nas się okazało, że ten pierwszy ślub był na tyle udany, że gdybym miała się cofnąć, wszystko zorganizowałabym podobnie. Oprócz Kościoła, bo teraz już bym do niego się nie pchała. Ale i miejsce, i sukienkę, i zespół i nawet menu wybrałabym podobne. Możliwe, że oferta ślubna aż tak bardzo się od tego czasu nie zmieniła, albo my pozostajemy w podobnych klimatach? Na pewno nie bez kozery jest fakt, że my pierwszy ślub mogliśmy zorganizować tak, jak chcieliśmy. Rodzice byli sponsorami, ale zostawili nam wolną rękę (za co do dziś dziękuję). Nawet udało się nie zapraszać osób, z którymi po prostu nie utrzymujemy żadnych kontaktów, pomimo tego, że to jakaś dalsza rodzina. I tak, na naszym weselu dzisiaj byłaby bardzo zbliżona lista gości.

Marzyło mi się jednak kilka rzeczy, które z różnych względów nie były wtedy możliwe. Na przykład chciałam być na boso i mieć zdjęcia na plaży. Wiadomo nie od dziś, że Kraków domaga się dostępu do morza ? ale w 2009 roku jeszcze nie było to możliwe. Chciałam egzotyki i palm. Chciałam też powiedzieć do męża coś swoimi słowami, a ponieważ pierwszy ślub był w Kościele, ksiądz nam absolutnie na to nie pozwolił. Chciałam się też dużo śmiać, płakać i nie martwić zupełnie tym, jak ktokolwiek to odbierze, czy mi wolno i czy mi się mejkap nie rozmaże. Chciałam też iść do męża w takt „Dance me to the end of love”. Średnio w Kościele na Skałce było to możliwe. Takie ot miałam małe marzenia.

Wybraliśmy Bali, bo z naszej aktualnej lokalizacji, czyli australijskiego miasteczka na końcu świata, naprawdę trudno się wydostać. Dalsze podróże są zbyt długie i uciążliwe, zakładając, że masz max tydzień urlopu, a tylko na tyle w okolicach naszej 10 rocznicy ślubu mogliśmy sobie pozwolić. Trzymała nas praca męża i rok szkolny dzieci. Bali jest bardzo egzotyczne, zawsze gorące no i x razy tańsze niż rodzima Australia. Balijczycy są też bardzo gościnni, a obsługa nie zna słowa „nie” i jeśli masz ochotę na plażę na własny ślub wjechać na białym rumaku (moja kumpelka była na takim właśnie ślubie), to da się zrobić, bo tam się generalnie wszystko da, zależy tylko ile masz pieniędzy.

Jest mnóstwo firm, które pomagają w ogarnianiu takich eventów, wystarczy tylko poszukać. Widziałam przecudne zdjęcia odnawiania przysięgi na greckich wyspach, w Rzymie, w małych schroniskach w górach, czy na Hawajach. Spokojnie można też taką imprezę zorganizować sobie na własnym ogródku. Bo właściwie – czemu nie?

Nasze odnowienie przysięgi miało charakter totalnie cywilny i swobodny, tak więc słowa, które u nas wygłosił celebrant, tak naprawdę mógłby powiedzieć ktoś znajomy. I możliwe, że jeszcze taki ślub sobie kiedyś zorganizujemy. Nawet mam już jedną taką osobę na myśli, która mogłaby nam taką ceremonię poprowadzić.

Fajnie było się jarać przygotowaniami, wybierać kwiatki, kolory, kiecki. Choć na co dzień słucham raczej muzyki mocno nowoczesnej, na tę romantyczną okoliczność wybraliśmy Nat „King” Cole, Elvisa, Franka Sintrę, Al Greena, Sade, Chaka Khan, Aretha Franklin. No same się łzy cisnęły do oczu!

Tym razem miałam welon, choć wcześniej nie chciałam o nim słyszeć. Moje dziewczyny zerwały mi go z głowy tylko dwa razy zanim doszłam do „ołtarza”. Kwiaty pachniały, dzień zbliżał się do zachodu. Jak usłyszałam Cohena, ugięły mi się kolana. I choć na pierwszym ślubie nie uroniłam ani jednej łzy, na tym drugim płakałam często i ledwo udało mi się powiedzieć to, co chciałam mu powiedzieć, a co w ten dzień było najważniejsze.

Podczas naszego ślubu 10 lat temu, przysięgałam być z Tobą na dobre i na złe. Przyznam szczerze, że nie miałam zielonego pojęcia, co to znaczy to złe. Byłam zakochana, byłam podekscytowana, miałam całe życie przed sobą. I ileż tego złego nam się przez te 10 lat przydarzyło! Ale, jak to mówią w naszym ukochanym serialu, w jakiś magiczny sposób udało nam się nawet z najbardziej cierpkich cytryn, które podarowało nam życie, zrobić coś, co w smaku przypominało lemoniadę.

Mimo tego, że wychodziłam za mąż jako trzydziestolatka (od statusu starej panny dzieliło mnie zaledwie kilka miesięcy, fiuf!), a razem byliśmy już wiele lat, nie miałam pojęcia co oznacza wspólne życie. Kto jest w stanie przewidzieć trojaczki? Utratę pracy? Choroby? Kredyty? Problemy rodzinne? Kto jest w stanie przewidzieć, jak zachowamy się jako partnerzy w takich sytuacjach? Teraz wiem, że nikt nie jest nikogo w stanie do tego przygotować. Macierzyństwo na przykład trzeba przeżyć, żeby (próbować) zrozumieć. Teraz dopiero mam wrażenie, że ja mniej więcej wiem, na czym to wszystko polega i jestem sobie w stanie wyobrazić, co jeszcze nasze życie może nam przynieść. Łatwo pewnie nie będzie, bo choćby już za rogiem nastolatki (S.O.S.!!!). Tym bardziej, świadomie, własnymi słowami chcieliśmy dziękować i przyrzekać.

Nie chcieliśmy gości, bo to miał być nasz dzień, już jedno wesele dla gości było. Teraz chcieliśmy celebrować to, co mamy w naszym najbliższym kręgu, z dużymi już owocami naszej miłości. Tak naprawdę czego nam więcej potrzeba, oprócz tego, żeby dotrwać w tańcu po miłości kres?

Było wesoło, było kolorowo, było egzotycznie, były tańce, były wygłupy, były całusy zanim nawet celebrant zdążył powiedzieć, że już można, było jedzenie tortu rękami. To po prostu był nasz dzień, Taki, który się pamięta i wspomina do końca życia. Wart każdych pieniędzy.

Możliwe, że wiele rzeczy jako rodzice „zawalamy”, może coś nam nie wychodzi. Nie ma instrukcji, sami nie jesteśmy idealni, te błędy kiedyś nam dzieci wygadają. Tak, jak i my rozliczamy własnych rodziców. Chcę jednak, żeby moje dzieci dostały z domu przykład dobrego związku. Takiego, w którym drugi człowiek jest fascynującym partnerem, kimś, za kim się tęskni, do którego nawet po wielu wspólnych latach biegnie się co sił i rzuca mu się na szyję. Związku, w którym życie bez tej drugiej osoby nie byłoby takie samo i czuć to w każdym geście, każdym spojrzeniu. W końcu chcę, żeby miały obraz miłości, którą się pielęgnuje, o którą się zabiega, która z czasem nie staje się nudnym obowiązkiem.

17 lat razem. 10 lat po ślubie. 2 wesela. 3 dzieci. 2 kontynenty. 1 beczka soli.

Z Tobą, kochanie, wszystko jest odrobinę lepsze.

Życzę wszystkim takich rocznic, takich przeżyć, takiego świętowania czegoś absolutnie niewyobrażalnego i najwspanialszego, co mogło nam się przydarzyć – miłości. Od tego wszystko się zaczyna i na tym wszystko się kończy. Miłość jest wielka.

Zapraszam do naszego wyjątkowego dnia. Druga część zdjęć w kolejnym poście. ♥

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.