W Internecie wszystkie dzieci są idealne.

W Internecie wszystkie dzieci są idealne. I to naprawdę jest zupełnie obojętne, jakiego tematu tyczy się dyskusja. 

Dzieci innych osób zawsze same czytają. Napiszesz, że w wieku 5 lat Twoje nie czyta, natychmiast odezwie się ta, której w wieku 3 lat czytało samo i to po francusku! Napiszesz, że z odpieluchowaniem walczysz, od razu usłyszysz, że dziecko innej matki od urodzenia z toalety korzysta. Twoje je najchętniej kurczaki w panierce, jej tylko tofu bio. Zawsze, niepytane, odzywają się te, które lepiej, szybciej, drożej, zacniej. 

Doszłam do tego, że to nie musi koniecznie być wyjątkowo francowata natura, jak mi się wcześniej wydawało. Teraz myślę, że my się tak chcemy pocieszyć. Pochwalić, że w końcu coś nam wyszło, dowartościować się chcemy, bo się udało, a nie wiadomo kiedy przyjdzie kolejny sukces na polu minowym matczynych wpadek. Wszystkim nam dzieci tak dają w tyłek, że jak w końcu coś jest dobrze, to natychmiast trzeba to uwiecznić na zdjęciu. Nawet jeśli jest to tylko jedna z 400 fotek. 

I wszystko byłoby pięknie, gdyby te obrazki idealnego żyćka, te doskonałe dzieci i kochający mężowie, nie pojawiali się w naszym życiu dokładnie w ten dzień, kiedy nawet nad własnymi włosami nie potrafimy zapanować, dzieci wchodzą nam na głowę, a stary sam się pcha do gipsu. 

Bo wtedy zawsze nam się wydaje, że wszystkim wychodzi w tym życiowym Monpoly, tylko my jesteśmy do niczego i ciągle od losu dostajemy kartę szansy, która okazuje się być dodatkowym podatkiem. Tylko my nie potrafimy ogarnąć własnej kuwety. Tylko my gonimy z wywieszonym jęzorem. Tylko my ciągle wdeptujemy na pierwszym wiosennym spacerze w gówno, oblewamy się ostatnim łykiem kawy na pięć minut przed kolejnym spóźnieniem do roboty i przypalamy jajecznicę z ostatnich poza światełkiem jajek w lodówce. I tylko u nas nigdy nie ma dobrego momentu na to, żeby cyknąć fotkę na Insta. Innym się to nie zdarza, innym wszystko wychodzi, bez wysiłku, od tak, o 8 rano. 

Zawsze wtedy idę gdzieś, gdzie są ludzie tacy, jak ja. Na przykład na plac zabaw. Od razu oddycham z ulgą. Inni też tak mają! Bo, Proszę Państwa, na tym placu zabaw natychmiast się okazuje, że Brajanek ma w nosie jarmużowe chipsy, pluje marchewką na kilometr, za to od obcych ludzi próbuje wycyganić cukierka. Nie tylko moje dzieci nie chcą się dzielić swoim nowym rowerem. Dwujęzyczny Jacuś nie wykazuje chęci konwersowania po hiszpańsku, dalej na pieska woła hau hau. Anitka, która nigdy nie ogląda telewizji, bo według jej mamy woli elitarną sztukę, na placu zabaw sypie nazwami potworów z Minecrafta. Nie tylko moje dzieci mają w nosie lektury i muzea, inne też wolą grzebanie patykiem w piasku. No i matki, tak samo jak ja, ledwo stoją na nogach o 18 i zadowolone zerkają na zegarek – do 20 już nie tak daleko!!! Mają normalne swetry, pogniecione spodnie i syf w samochodzie, jak ja. 

To dlatego przyjaźnić się trzeba tylko z matkami, które mają normalne dzieci. Takie, które grzebią w nosie, są stale brudne, fascynuje je słowo kupa i najbardziej lubią jeść popcorn. Normalne, zwykłe dzieci, nie roboty, których idealne życie musi ukryć defekty matki. 

W Internecie wszystkie dzieci są idealne. I niech tam zostaną. A po podwórkach niech biegają normalne dzieci, a za nimi wykończone, ale zakochane w nich matki. W poplamionych sweterkach i burdelem na głowie. Howgh!

Zdjęcie: Photo by Ben White on Unsplash

 

    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.