W listopadzie kończę 40 lat, mam troje dzieci, małżeństwo z dziesięcioletnim stażem, zmarszczki i siwe włosy. A jednak dopiero całkiem niedawno poczułam się dorosła.

Umarła mama mojej koleżanki. I poczułam się taka bardzo stara, do bólu. Kiedy najpierw przyszła obawa, że jest w takim stanie, że dni są praktycznie policzone, a potem doszło do rozmów o kwiatach, które wyślemy na pogrzeb. Dopadły mnie te wszystkie myśli, że jestem już w wieku, w którym będę coraz częściej w takich sytuacjach, na które całkowicie nie jestem gotowa i nie dopuszczam ich do myśli. Coraz częściej będę w sytuacjach, w których jest tak bardzo przykro, że nawet przez łzy nie da się nic powiedzieć, bo nie ma słów pocieszenia. 

Ludzie mają żyć po wesela swoich wnuków, po trzymanie na kolanach prawnuczków, do picia naleweczki z wnuczkiem, do momentu, kiedy dzieci w końcu zrozumieją swoich starych, kiedy sami będą mieli dzieci i z przerażeniem stwierdzą, że brzmią jak oni x lat temu, do trzymania kciuków na maturach kolejnych dzieci swoich dzieci, do momentu, kiedy widzisz, że Twojemu dziecku wychodzi w dorosłość.

Mają żyć do pamiątkowych fotografii czterech pokoleń. Mają żyć po moment posiadania tej nieuchwytnej, życiowej mądrości, która przychodzi z wiekiem i doświadczeniem. Tej życiowej mądrości, kiedy już wiesz, że oprócz rodziny nic się nie liczy. Kiedy wiesz, że wszystko kiedyś minie i po dzisiejszych burzach jutro wychodzi słońce. I tego, że są rany, których czas nie wyleczy. Po cierpliwość dla wnuków. Żyć do tej chwili, kiedy nic już nie trzeba i nic nie muszą, żyć po koniec gonitwy z codziennością. Po tę pewność, o którą wszystkim nam chodzi.

Czas zapieprza w kierunku, z którego nie ma już żadnego odwrotu.

Dzieci dorosną, przestaną nas potrzebować.

Okaże się, że już jest to jutro, na które wszystko odkładaliśmy.

Po kolei wszystkich zabraknie.

Wtedy nie będzie ważne to, że komuś dowalisz w sieci, że na ostatniej rodzinnej imprezie znowu miałeś rację, że pociśniesz komuś obcemu kilka ostrych słów, że samochód coraz większy, a na liście od miesięcy zapisane, żeby zadzwonić do bliskiej osoby, wpaść na tę herbatę, na którą zaprasza od miesięcy babcia, ale przecież nigdy nie ma czasu. Nie ma czasu zrobić badań. Nie ma czasu z dziećmi się bawić, trzeba spłacać kredyty, podłogi lizać, przed obcymi ludźmi robić dobre wrażenie. Nie ma czasu być tu, bo ciągle męczy nas wczoraj i martwi jutro.

Natychmiast, dziś już, trzeba się nauczyć marnowania czasu na to, na co warto go marnować.

Na ludzi.

.

Zadzwoń do mamy.

 

Zdjęcie: źródło. 

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.