Sto razy dziennie.

Mam beznadziejny humor. Listopad, to chyba ta pogoda, szaro, buro, zbiór poniedziałków z całego stulecia. I kopię się w dupę non stop, bo przecież wiem, że wszystko jest w głowie i że tak naprawdę mam szczęście. Są dobre momenty, połowę zeszłego tygodnia żyłam w ekstazie, sukces.

Ale byłam też u lekarza z dziećmi, w poczekalni po 45 minutach, jedno dostało szału. Wysłałam więc, w ramach odwracania uwagi, po wodę. Przyniósł i w tej pełnej poczekalni krzyczy wręcz, że ma tam piwo. I ta sytuacja byłaby nijaka, gdyby nie matka z dzieckiem w wózku, która nie potrafiła udawać nawet, że opadła jej szczęka.

Ja wiem, że posiadanie noworodka to jeszcze ten stan, kiedy wierzysz, że Twoje dziecko jest aniołkiem, a Ty wychowasz je tak, żeby chodziło jak szwajcarski zegareczek. Nie mieści Ci się w głowie to, że Twoje dziecko mogłoby w ogóle publicznie wymówić słowo PIWO, które automatycznie sugerowałoby, że jesteś najgorszą matką na świecie. Straszne, okropne, nieodpowiednie, wstydliwe słowo, którego Twoje dziecko nigdy nie powie. Bo ono nigdy nie zobaczy przecież piwa! Na pewno nie w Twoim domu, a jak już, to w innych domach, w których mieszkają Ci-wszyscy-nieodpowiedzialni-rodzice. Nie Ty.

Powiem szczerze, że choć zachowałam zimną krew, masakrycznie mnie to wyprowadziło z równowagi. Aż do łez w samochodzie, siłą powstrzymywanych, bo moje dzieci są jeszcze za małe na to, żeby im tłumaczyć, że życie bywa cholernie podłe.

Sto razy dziennie wypominam sobie moje pomyłki. Odkąd zostałam matką czuję presję, aby wszystko mi się udawało. Nie pamiętam już jak to jest być cały czas zadowoloną z tego, że coś mi się udaje. Bo bycie matką, to nie zadanie, które zaplanujesz, zrobisz, skończysz i zamkniesz, dostaniesz awans i powiesisz sobie dyplom na ścianie, a bonus przyjemnie wydasz.

Sto razy dziennie przegrywam. Wtedy, kiedy w lodówce zabraknie mleka, a przecież jeszcze wczoraj było. Wtedy, kiedy nie mam cierpliwości lub kiedy znowu puściłam dzieciom o jedną bajkę więcej niż zamierzałam.

Sto razy dziennie wygrywam. Kiedy czytam trzy książeczki, zrobię dobry obiad, nie podniosę głosu, zamieniam wszystko w żart i jest dobrze. Trójka dzieci szczęśliwie zasypia w swoich łóżeczkach.

Te porażki to takie małe są, ale składają się w jeden wielki wyrzut sumienia.
Nie przegrywam, kiedy na kolację są parówki.
Nie przegrywam, kiedy pranie poczeka na kolejny dzień.
Nie przegrywam, kiedy mam gorszy dzień.
Nie przegrywam, kiedy mam ochotę na chwilę się schować.
Nie przegrywam, kiedy się zastanawiam, czy przeżyję kolejną kłótnię czterolatków.
Nie przegrywam, kiedy nudzi mnie lego.
To nie przegrana. To bycie człowiekiem i to jest ok.

Sto razy dziennie zastanawiam się, co robię źle i ujmuję wszystkim swoim małym sukcesom znaczenia. A potem idę spać z nadzieją, że jutro będzie lepiej. Budzę się i nie jest. Jak długo można tak żyć?

Ale moja nie-idealność to jest jakiś sukces. Jestem, czuję, widzę te błędy, staram się poprawić to, co spieprzę.

Nawet jeśli Tobie przeszkadza to, że moje dziecko powiedziało na głos słowo piwo, mam to gdzieś. I wtedy, kiedy to się stało, też miałam, choć pierwsza reakcja była zupełnie inna. Bo ja wiem, czego Ty nie wiesz, że to było jak powiedzenie każdego innego zakazanego słowa i równie dobrze mogło to być kupa i dupa. I tak, Twoje dziecko też kiedyś tak powie. Ups. I tylko Ty będziesz wtedy wiedzieć, że za tym słowem nie kryje się absolutnie NIC.

Może nic nie wiem.
Może Ty wiesz więcej.
Tak, myślę, że może wiesz więcej. Na pewno lepiej.

Niestety nie ma medalu za bycie matką, jedynym potwierdzeniem tego, że zrobiłaś to dobrze będą Święta, których nie będziesz spędzać samotnie.
Albo wtedy, kiedy usłyszysz, że Twoja córka chce być jak Ty.
Albo wtedy, kiedy Twój synek powie Ci, że jesteś najlepszą kucharką na świecie, choć trzy minuty wcześniej kazałaś mu siedzieć prosto i nie kiwać się na krześle, bo w końcu wpadnie do tej miski spaghetti.

Sukces?

Mamusiu, kocham Cię.
Ja Ciebie też. Najmocniej na świecie.

Tak, sukces.

 

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!