Fazy macierzyństwa – w której fazie jesteś?

Fazy macierzyństwa. Wiadomka, że każda z nas jest inna i zupełnie inaczej radzi sobie z macierzyństwem. Myślę jednak, że większość z nas odnajdzie się gdzieś na mojej skali faz macierzyństwa. W jakiej fazie aktualnie jesteś?

Faza we mgle.

Rodzi się dziecko, a Ty nie masz bladego pojęcia gdzie podziała się instrukcja obsługi. Trochę miałaś nadzieję, że może zadziała intuicja, ale o robić, kiedy Twoja intuicja odpowiada Ci ucieczkę tam, gdzie pieprz rośnie, kiedy dziecko ząbkuje? Co jeśli podpowiada Ci zakup wyciszających dźwięk otoczenia słuchawek, kiedy dziecko płacze? Czy to oznacza, że Twoja intuicja nie działa? Co robić?

Faza wyparcia.

To jest niemożliwe, żeby tyle ludzi na ziemi decydowało się na dzieci, skoro grozi to aresztem domowym, bankructwem, utratą zdrowia psychicznego, nerwicą, skrajnym wyczerpaniem, ograniczeniem do minimum życia towarzyskiego i rezygnacją z kariery. Nie mówiąc już o tym, że własne dziecko to jakby niewidzialne pozwolenie dla obcych ludzi do dawania dobrych rad i krytykowania. Bo jeszcze się taki nie urodził, co by dziecko dobrze wychowywał. Obcy ludzie zawsze najlepiej wiedzą jak wychować Twoje dziecko. Nawet ci, których widzisz pierwszy raz w życiu!

Faza byle przeżyć.

Skoro nikt i tak nie wie jak to zrobić, co robić i jak żyć, kiedy na pokładzie bombelki, najlepiej wejść w fazę „jakoś to będzie”. Jak się da przejść z jednego pokoju do drugiego bez przyklejania się do podłogi, to znaczy, że masz porządek. Jeśli nikt nie woła, że głodny, znaczy, że rodzina nakarmiona. Nie ma się co zbytnio spinać!

Faza huśtawka emocji.

Posiadanie dzieci to prawdziwy rollercoaster wszystkich emocji. Raz myślisz sobie, że z miłości pęknie Ci serce, innym razem, że łeb. Raz chcesz zacałować swoje dziecko, innym razem masz ochotę zakopać je w ogródku. Czasami te fazy następują po sobie, a niektórzy rodzice twierdzą nawet, że możliwe jest występowanie jednoczesne. Uwaga: w tej fazie można łatwo wpaść w pułapkę chęci posiadania kolejnego bombelka. Aby zminimalizować ryzyko, warto nagrać sobie kilka filmików z atakami złości w zatłoczonym centrum handlowym, awanturę o kanapkę, czy też moment wyjścia z domu w krótkich spodenkach w listopadzie i przy minus 2. W momencie zwątpienia oglądamy sobie taki filmik i czekamy, aż chęć powiększenia stada nam przejdzie.

Faza zobojętnienia.

A pieprzyć to. W życiu każdego rodzica przychodzi taki moment, kiedy wie, że w projekcie „rodzic” wygranych nie ma. Nikt nie rozdaje nagród, nikt nie stanie na podium, mało tego, wielu nigdy się nie dowie, czy im się to w ogóle udało! A skoro nie ma wygranych, bo nawet konkursu nie było, to po co startować? W końcu jest tylu ludzi na świecie, każdego ktoś wychował, wszyscy żyją, jakoś to przecież musi być.

Faza niech sobie radzi samo.

Kiedy już wszystko inne zawodzi, pora stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością. Młodsze nie będziemy, a dzieci teraz jeszcze szybciej rosną. Niech idą w świat! W końcu samodzielność jest teraz w cenie, nie ma co gówniaków wyręczać! Nie budujemy już rakiety do wysyłki w kosmos. Niech idą pieszo!

Faza nadziei.

W skrócie: musi kiedyś być lepiej. Rodzice powtarzają sobie to cały czas! Niech tylko przesypia noce, będzie lepiej. Niech no tylko pójdzie do przedszkola, będzie łatwiej, niech no tylko zacznie sam jeść, jak pójdzie do szkoły będzie się samo ogarniało. Potem następuje najbardziej oczekiwany moment – jak się wyprowadzi! Wtedy dopiero będzie!!! I tak sobie żyjemy tą nadzieją. Niestety, często nie nadchodzi, a kolejny etap okazuje się jeszcze gorszy, a na dodatek wyprowadzić się nie chce. Jak na fazy macierzyństwa ta niestety może nigdy się nie skończyć.

To co, w jakiej fazie aktualnie jesteście? Bo ja to chyba w fazie „po co”. Po co mi to kurna było? ?

Zdjęcie: Gratisography