Dlaczego nie przebijam moim córkom uszu.

Tak jak wszystkie tematy związane z dziećmi, tak i temat przebijania uszu jest mocno kontrowersyjny i szeroko dyskutowany, pojawia się na każdym blogu i forum. Stale ktoś pyta dlaczego nie przebijam moim córkom uszu, więc wyjaśniam mój punkt widzenia.

Zanim spotkam się z hejtem, przeczytaj wpis, który nie jest krytyką, a zbiorem moich przemyśleń i obaw. Jeśli Twoja decyzja jest inna – ok. Zanim jednak coś zrobisz, przeczytaj wszystkie za i przeciw.

Nie mogę znieść, kiedy ludzie myślą, że moja córeczka to chłopczyk!

Ten argument, z perspektywy czasu wydaje mi się wręcz niedorzeczny. Dziecko jest wentylem, który pozwala zupełnie obcym ludziom wyrażać opinie na wszelkie, często bardzo intymne tematy pod adresem dziecka i jego rodziców. Zapewniam Cię, że wygląd i mylenie płci Twojego dziecka przez pierwszych kilka miesięcy jego życia, to dylematy najlżejszego kalibru, z jakimi przyjdzie Ci się zmierzyć. Obcy ludzie zakwestionują Twoje metody wychowawcze, sposób usypiania, dyscyplinowania, karmienia, ubierania i zachowania Twojego dziecka. Olej to i od początku naucz się puszczać te uwagi mimo uszu. Jeśli ktoś jest na tyle ślepy, że dziecko z opaską na głowie, ubrane w fioletowy kombinezon, w różowym wózku z rejestracją Lena, owinięte kocykiem w serduszka i z lalką w ręce, nazywa chłopczykiem, kolczyki tego nie zmienią. Ludzie czasami robią to celowo, po to tylko, żeby zobaczyć reakcję rodziców.

Małe dziecko szybko zapomni o bólu, większe może mieć traumę.

Pamięć bólu jest zwykle taka sama, tylko wyraża się inaczej. Rana goi się tak samo, kiedy ma się 5 miesięcy, czy 10 lat. Uszy miałam przebijane po Komunii, czyli w wieku 7 lat. Na własne życzenie. Moja trauma wcale nie dotyczy samego momentu przebijania, który już wtedy, kiedy byłam mała (prawie 30 lat temu, w Średniowieczu 🙂 ) był bezbolesny. Moja trauma dotyczy procesu gojenia i lekkiego strachu przed zgubieniem kolczyków. Uszy nie chciały się zagoić, rana niemiłosiernie bolała, uszy były spuchnięte i czerwone, a każda próba ich dotknięcia kończyła się głośnym “ał”. To była jednak moja świadoma decyzja i musiałam przyjąć jej konsekwencje, na które byłam przygotowana. Nie chciałabym tego przeżywać u kilkumiesięcznego dziecka.

Kolczyki dodają urody.

Czy ktoś widział brzydkie dziecko? Czy trochę metalu może dodać urody komuś tak perfekcyjnemu, jak dziecko? Serio?

Z drugiej strony naderwane dziurki już tak bardzo urody nie dodają i wcale nie są estetyczne. Moja dziurka została rozerwana przy próbie wyrwania z niej kolczyka przez małe rączki. Nie wygląda estetycznie, bolało jak cholera, a jej zeszycie to koszt tysiąca złotych. Jeśli stałoby się to mojemu dziecku, nie mogłabym sobie wybaczyć, że musi przechodzić bolesny zabieg przez moje widzimisię.

Wydatek.

Przebijanie uszu kosztuje. To jednak znikomy koszt w porównaniu do kolczyków, które w przypadku małych dzieci muszą być dobrej jakości. Patrząc na moje córki podejrzewam, że musiałabym zacząć zaopatrywać się hurtowo.

Zdrowie i bezpieczeństwo.

Małe dziecko wkłada do buzi wszystko, nie istnieje żadna selekcja, a jeśli są rzeczy, których do buzi włożyć się nie da, należy koniecznie je polizać, np. wózek w supermarkecie, miskę psa, czy poręcz w przychodni. Nie wiem skąd u rodziców małych dzieci bierze się przekonanie, że dziecko nie zainteresuje się czymś, co ma we własnym uchu? Dla mnie jest to zupełnie oczywiste, że 8 na 10 dzieci wyrwie sobie ten kolczyk z ucha i wsadzi go do buzi (lub do oka, czy ucha). Pewnie 5 na 8 go połknie. Znam dwa przypadki z mojego bliskiego otoczenia, kiedy skończyło się to szpitalem i tygodniem stresu. Kolczyka nie dało się znaleźć, nie chciał wyjść, a w małym ciałku nie można go było pozostawić. Wiem, że myślisz, że to skrajne przykłady, ale one się zdarzają i dzieci, zupełnie niepotrzebnie, przez głupotę swoich własnych rodziców, cierpią.

Wybór.

Pozwólmy dzieciom zadecydować samodzielnie. Nie każdemu podobają się kolczyki. Znam wiele osób, które kolczyków nie noszą, nie mają dziurek i nie chcą o nich słyszeć. To, że nam się one podobają nic nie znaczy. Pozwólmy naszym córkom zadecydować o swoim ciele. Tak po prostu, z szacunku.

Seksualizacja dzieci.

Jestem zdecydowanie na nie w temacie przebijania uszu małym dzieciom. To samo zresztą sądzę o konkursach piękności, malowaniu paznokci, kręceniu włosów, stylizowaniu na dorosłe, czy chodzeniu na obcasach. Wiem, że dziewczynki chcą naśladować swoje mamy, to naturalne i oczywiste. Ale to my, rodzice, jesteśmy odpowiedzialni i wyznaczamy granice. To my jesteśmy kierunkowskazem tego, co dobre, a co złe. Jeśli nie pozwalamy naszym dzieciom na używki, chodzenie spać po północy, czy oglądanie filmów erotycznych, dlaczego chcemy pozwalać im na kopiowanie innych naszych dorosłych zachowań?

Absolutnie nie popieram popadania w paranoję i przesadzania w drugą stronę – jeśli raz na kilka miesięcy moje córki będą miały pomalowane paznokcie, w trakcie zabawy w teatrzyk założą buty księżniczki na obcasie, a w Sylwestra napiją się Piccolo – nic się nie stanie. Nastawienie jest kluczem do właściwego podejścia do tematu. Nie robię z tego czegoś zdrożnego, tabu. Nie chcę, aby zabranianie spowodowało, że wokół tego tematu pojawią się niezdrowe fascynacje i pożądanie. W końcu to nic wielkiego, nic co ludzkie nie powinno nam być obce. Piccolo to była oranżadka, podana w plastikowym kubku, tylko dla efektu wybuchu korka, bez komentarza “napij się, o tak, jak mamusia”.

Dzieci powinny pozostać niewinne i beztroskie, przekonane o swojej wyjątkowości i własnej wartości. Nie muszą stroić się jak dorośli i stawać ofiarami przemysłu kosmetycznego, aby komukolwiek się przypodobać. Nie musimy też zbyt szybko popychać ich w kierunku seksualizacji i dorosłości, odbierając im czas, który mogłyby spędzić na wesołej zabawie, bez obaw o nienaganną fryzurę, staranny manicure, czy położenie kolczyka.

Chcę odwlekać w czasie moment, w którym moje córki zainteresują się poddawaniu się trendowi bycia sexy. Będę utrzymywać, że kolorowe kosmetyki są dla kobiet dojrzałych, nie będę robić z makijażu, manicure, czy farbowania włosów czegoś pożądanego, tajemniczego, ekscytującego, do czego trzeba jak najszybciej dążyć.

I zawsze będę podkreślać, że maluję się dla siebie, bo tak mi się podoba. Są też dni, w których rewelacyjnie czuję się bez makijażu i fryzury, w trampkach zamiast szpilek. Dbam o siebie z szacunku. Do siebie. Warto mówić to głośno.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!