Ile trzeba mieć dzieci?

Ile trzeba mieć dzieci? Czy najlepiej jest mieć jedynaka, czy może najpopularniejszy model 2+2, czy też fajnie jest wychować całą drużynę futbolową? Ile trzeba mieć dzieci? To zależy kogo spytasz, bo jak wykończoną matkę trojaczków, to może się okazać, że odpowiedź zaskoczy. Żadnego. Serio. Dzieci to złoooo. Ha. Nie powiedziała tak chyba nigdy żadna matka. I ja też tak nie mówię. Często. 🙂

Dzieci trzeba mieć tyle, na ile nas stać.

Dziecko to spory wydatek, właściwie od samego początku. Wraz z upływem czasu jedne koszty znikają (typu pieluchy), inne rosną (np. wydatki związane z edukacją). Im więcej dzieci, tym większe wydatki. Oczywiście, bywają romantycy, którzy mawiają, a przecież się jakoś wychowa! No nie wiem. Wózek sam się nie kupi, nowe buty, czy większe łóżko też nie. Moje dzieci potrzebują nowych butów co trzy miesiące. Średnio w ciągu roku kupuję około 24 pary butów dla dzieci (sportowe, sandały, zimowe, japonki, kalosze). Samych butów!! Bez ekstrawagancji w postaci miliona dodatkowych zajęć, zakupów z modnych sieciówkach, czy skandynawskich wnętrz pełnych wypasionych zabawek, dzieci kosztują. Oczywiście każdy wydaje tyle, ile ma. Jedni urządzają komunię jak wesele, drudzy skromne przyjęcie w domu. Tak, czy siak, dzieci kosztują, a ile, to zależy od domowego budżetu.

Dzieci trzeba mieć tyle, żeby nie zwariować.

Do teraz śmieję się z powiedzenia, jakoby z większą ilością dzieci było łatwiej. Bo niby większe zajmą się mniejszymi, bo pomogą, bo się wszystkie razem bawią, bo mają towarzystwo. No i przecież na pewno matka się lepiej zorganizuje, bo wiadomo, że im więcej człowiek ma obowiązków, tym lepiej ogarnia. Nie do końca tak to jest, przy moich trojaczkach widzę, że o ile wiele sytuacji olewam, bo po prostu nie mam innego wyjścia i wychodzi mi to na dobre (i dzieciom też), są też kwestie, na które zwyczajnie brakuje mi czasu. Dla niektórych osób jedno dziecko jest takim kosmosem, że zwyczajnie boją się kolejnych. A są matki, które mają czwórkę, są zadbane, uśmiechnięte, a dzieci szczęśliwe. Cholera wie jak to jest, po prostu i dzieci, i rodzice są bardzo różni, a nasze sytuacje domowe nieporównywalne.

Dzieci trzeba mieć tyle, ile się da.

Nie, nie, nie mówię tutaj o pińcet plus i rodzeniu dzieci dla wątpliwego „zarobku” od Państwa. Chodzi o to, że czasami się więcej nie da. I należy zrozumieć pary, które może i by chciały, ale nie mogą mieć więcej dzieci. Znam wiele par po walce o dziecko i wierzcie, że czasami nie ma już siły i środków, żeby przechodzić to kolejny raz. Ta walka wykańcza. Są też kobiety, które ledwo urodziły, przeszły tragiczną ciążę. Czasami się nie da. Przynajmniej w moim świecie za wszelką cenę się dzieci nie rodzi.

Dzieci trzeba mieć tyle, żeby miał się kto nami zająć na starość!

Ja się z tym poglądem nie zgadzam, bo nie wierzę po pierwsze w oddawanie długu, który to niby jesteśmy winni rodzicom za to, że wychowali nas. Po drugie uważam, że dzieci rodzi się dla świata, nie dla siebie. Po trzecie swoich dzieci opieką nad sobą na starość nie będę obarczać. Wierzę, że w fajnych rodzinach każdy opiekuje się każdym, nie dlatego, że musi lub że trzeba.

Dzieci trzeba mieć tyle, żeby miały dla siebie towarzystwo.

Posiadanie rodzeństwa wcale nie gwarantuje, że zyskasz przyjaciela na całe życie. Jest mnóstwo rodzeństw, które nie utrzymuje ze sobą kontaktu, które nienawidzą swojego brata lub siostry i wcale nie chcą utrzymywać kontaktu. Są traumy z dzieciństwa spowodowane faworyzowaniem rodzeństwa przez rodziców. W końcu przekonanie, że jedynacy, jako dzieci skupiające całą uwagę rodziców, są dużo lepiej rozwinięte. W przypadku tych argumentów element „towarzystwa” dla dziecka w wielu rodzinach staje się mało istotny.  

Dzieci trzeba mieć tyle, ile chcemy mieć.

Ile ludzi, tyle opinii. Fajnie się żyje i jedynakom (podobno, sama nie potwierdzam) i dzieciom w rodzinach wielodzietnych. Większość osób marzy o parce. Najlepiej, żeby był i chłopiec, i dziewczynka. Ale czy to ma w ogóle jakieś znaczenie? Wcale nie trzeba mieć parki, bo fajnie wychowuje się i dziewczynki, i chłopców.

Zawsze chciałam dziewczynkę, a teraz jak pół godziny wybieram spinki, które mają pasować do sznurówek, majtek i pasków na koszulce, to tęsknym okiem spoglądam na syna trzeci dzień pod rząd w tej samej bluzie wątpliwej czystości i absolutnie niepasującej do reszty ałtfitu, a tym bardziej do pogody. I w końcu są, piękne spinki, diwa zadowolona, matka upocona wzdycha z ulgą, wchodzimy do klasy, diwa dumna, ale o, niespodzianka, ukochana psiapsiuła dziś z rozpuszczonymi włosami! Szast prast, diwa spinki już trzyma w ręce i jakby parzyły mówi – zabierz TO proszę do domu. Dziś bez spinek!

Żałuje się kobiet, które mają synów, a przecież bywa, że właśnie przez fakt jednej tylko kobiety w rodzinie, panuje w niej spokój? Ja nie wiem jak moi chłopcy ogarną trzy baby z PMS-em w tym samym czasie?

Z perspektywy mojej trójki widzę, że są plusy i minusy dużej rodziny. Jako jedynaczka marzyłam, żeby w końcu pozbyć się tej wszechogarniającej ciszy. I tak, w moim domu nie ma ciszy. NIGDY. W dzień jęki, krzyki i nawoływania, przekrzykiwanie i zawsze ktoś chce coś powiedzieć. A nawet jak nie chce, to chodzi pralka i zmywarka. Non-stop. W nocy znowu jak nie potwór w szafie, tak wędrówki ludów i przy takiej gromadzie zawsze komuś się chce sikać, pić, albo śni mu się koszmarny deficyt cukierków. Dzieci w zbliżonym wieku raczej się leją, zamiast w ciszy grać w szachy. A kiedy już siłą przepychanek i prawem do własności jakoś zapanują nad dzieleniem wspólnej przestrzeni, wtedy w kupie siła przeciwko… na przykład rodzicom. Wiadomo, że najlepiej broi się w tłumie. Dzieci trzeba mieć tyle, ile chcemy mieć. MY chcemy mieć, a nie nasi rodzice, babcia, ciocia Halinka i sąsiadka spod czwórki. Nie lubię przygadywania rodzicom jedynaków, że trzeba się postarać o rodzeństwo, bo jak to tak, jedno dziecko? Ja od zawsze chciałam trójkę. I mam. I tak już zostanie. I tylko czasami myślę sobie, że może jednak łatwiej byłoby nie tak na raz. Ale zaraz sobie przypominam życiowe motto, że przecież jak kraść to miliony!

Dzieci trzeba mieć tyle, żeby była rodzina.

I to właściwie podsumowuje idealnie moje dywagacje. Ile trzeba mieć dzieci? Tyle, żeby dało się żyć swobodnie. Nie poświęcać się ponad ludzkie siły, żyjąc w ciągłym stresie i poczuciu winy, nie przejmować się tym, co do garnka wrzucić i cieszyć się z rodziny. Dbać o związek, o siebie i wieść szczęśliwe życie. Odpowiadając na pytanie tytułowe, ile trzeba mieć dzieci? Dzieci wcale nie trzeba mieć! A jeśli już mieć, to tyle, żeby wszystkim dobrze się żyło. I rodzicom i dzieciom.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!