Krótka historia o tym, jak wszyscy daliśmy się złapać na dziecko.

Krótka historia o tym, jak wszyscy daliśmy się złapać na dziecko jest naprawdę bardzo krótka.

Otóż nawet jeśli masz jakieś obawy co do wychowania dzieci, wszyscy naokoło albo Cię straszą „jak będziesz mieć dzieci, to dopiero zobaczysz”, albo namawiają, bo „dzieci są super”. W końcu stwierdzasz, że już nie dasz rady dłużej opierać się reklamom słodkich ciuszków, nie potrafisz już znaleźć odpowiedzi na zadawane przy każdej okazji pytania ciotki Gieni, a po cichu sobie myślisz, że Ci, co z dziećmi sobie nie dają rady, to na pewno nieudacznicy jacyś, Twoje dziecko NIGDY nie będzie tak robić! Chcesz się na własnej skórze przekonać, jak to jest mieć dziecko. Weekendy polegające w główniej mierze na leczeniu kaca powoli zaczynają Cię nudzić, w Twoim wieku to możliwe, że już ostatni dzwonek, no i przecież wszyscy mają to Ty też chcesz mieć.

Jest taki fragment w jednej z książek o macierzyństwie, gdzie autorka pisze, że z macierzyństwem to jest mniej więcej tak: stoisz sobie na pomoście, Twoi znajomi powoli wskakują do jeziora, pytasz znajomych czy zimna, a oni, szczękając zębami, krzyczą „Skacz, skacz, ciepła”!

Dzieci są super, mówili. Wskakujesz więc do tego metaforycznego jeziora, z nadzieją na przyjemną kąpiel. I nagle szok: woda wcale nie jest ciepła! Chcesz nawet krzyknąć coś nieparlamentarnego, podobnego do tego, co sobie za każdym razem myślisz o ciotce Gieni, ale nie dasz rady! Woda jest tak zimna, że odbiera Ci oddech. Masz wrażenie, że z tego zimna zamarzniesz, więc zaczynasz rozpaczliwie wymachiwać rękami, żeby jak najszybciej dobić do brzegu. Prawie się z tego zamieszania topisz, bo chcesz jednocześnie krzyczeć z zimna, przeklinać ze złości, szukać tych, co to kłamali, że ciepła i machać nogami, bo chcesz jak najszybciej wyjść, więc w rozpaczy przypominasz sobie wszystkie style pływania, choć na basenie byłeś ostatnio na lekcji wuefu w 1999.

Kiedy w końcu wracasz na nagrzany słońcem pomost, jesteś wściekły i krańcowo wykończony. Szczękasz zębami, myślisz sobie, że się głupio dałeś nabrać, w tej kąpieli nie ma nic przyjemnego, tortury jakieś! Nigdy w życiu już nie wejdziesz do tej zimnicy! Kto w ogóle może się tam kąpać i jeszcze udawać, że jest super! Powariowali! Patrz na tego Franka, już chyba z półgodziny się pluska i cały zadowolony, a tu o, Halina, na różowym pompowanym pelikanie, szczęśliwa trajkocze. Jak oni to robią? Szaleńcy. Może bardziej odporni, czy co? Znają może sposoby jakieś, patenty sekretne? Zimna nie czują, masochiści?

Chwilkę jednak poleżysz w słońcu i zaczynasz tęsknym okiem spoglądać w kierunku wody. Nuda na tym leżaku, co tu robić, ileż można się byczyć, gorąco, duszno. Wszyscy znajomi pluskają się w wodzie, co tu będziesz tak sam siedział. W końcu nie po to jechałeś nad jezioro, żeby dupę płaszczyć. I choć wcześniej wydawało Ci się to niemożliwe, znowu masz ochotę wskoczyć do tej lodowatej wody.

Teraz jednak będziesz już mądrzejszy, kombinujesz. Najpierw zamoczysz nogi do kolan, opluskasz się trochę, przyzwyczaisz ciało, żeby szoku termicznego nie było. Technikę jakąś wprowadzisz, materac nadmuchasz, okulary założysz dla większego luzu, nawet ręcznik sobie na brzegu przygotujesz, żeby się po kąpieli szybko owinąć.

Trauma pierwszego skoku do zimnej wody mija, patrzysz z góry jak się wszyscy przyjemnie taplają i powoli zaczynasz sobie myśleć, że może jednak nie było tak całkiem źle, na pewno kolejny raz będzie lepiej, najgorsze już za Tobą… I jak już siedzisz w tej wodzie drugi raz, szczękasz zębami, myślisz sobie, cholera, jeszcze zimniejsza niż wcześniej, uśmiechasz się krzywo do współcierpiących kąpielowiczów, podziwiasz długodystansowców, którzy się do lodowatej wody przyzwyczaili i ogarnęli zimno, śmiejesz się w duchu z tych, którzy walczą o życie i rozpaczliwie po pierwszym kroku brną przez lód i pod prąd do brzegu. Byle wyjść, byle koszmar się skończył. Ty, weteran, już masz za sobą ten pierwszy szok.

I nagle ktoś z błogo wygrzewających się na leżakach znajomych woła „zimna”?

„Nie, nie, skacz, skacz, ciepła!” – krzyczysz z całych sił. W końcu wiadomo – nie ma co marznąć samotnie ?

 I to jest właśnie krótka historia o tym, jak wszyscy daliśmy się złapać na dziecko.

Zdjęcie: źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!