Nie chodzę do Kościoła i swoich dzieci do Kościoła nie prowadzę. Jeszcze niedawno chodziłam, brałam katolicki ślub, chrzciłam swoje dzieci. Obecnie od kilku już lat zwątpiłam w Kościół jako instytucję, a księża wydają mi się raczej ludźmi oderwanymi od rzeczywistości, których łączy zestaw bardzo nieciekawych cech – chciwość, zakłamanie, poczucie bezkarności, skrajna nietolerancja, molestowanie, pedofilia, mobbing.
Swoich dzieci do Kościoła nie prowadzę, bo od kilku lat synonimem słowa „ksiądz” nie jest już dla mnie „dobro”. Kilka moich osobistych doświadczeń zapaliło mi wielką czerwoną lampkę w głowie i mimo katolickiego wychowania, Kościół omijam szerokim łukiem.
To się zaczęło od kolędy, na którą szykowało się kopertę, bo ksiądz sprawdzał i komentował, czy odpowiednio dużo. Na kolędę był też dla księdza najlepszy koniak, bo ksiądz gustuje w dobrych alkoholach. Ksiądz wpadał do domu jak celebryta, pachniał francuskimi perfumami i opowiadał o wycieczkach do Niemiec, sącząc koniak. O 11, we worek. Kolejnego nie odmawiał, choć mieszkaliśmy w pierwszej klatce, na pierwszym piętrze, więc miał przed sobą cały blok.
Potem był ksiądz Marek, który w biednych latach 90-tych po naszym mieście jeździł wypasionym Audi. Miał kochankę, a na obowiązkową wtedy religię przychodził wstawiony i śmierdzący fajkami. Średnio to wypadało w liceum, w którym, jak wiadomo, na szacunek młodzieży trzeba sobie zasłużyć.
Potem ślub. Miał być katolicki, więc nauki przedmałżeńskie. Co ja tu będę pisać. To jest paranoja, żeby takie głupoty wciskać ludziom w biały dzień w XXI wieku. No ale trzeba zaliczyć, więc prowadziliśmy kalendarzyk. Dzień przed „zaliczeniem”, ściągnięty z netu. Potem spowiedź. Ile razy, jakie pozycje, kiedy, gdzie, z kim. Wypytywanie o liczbę stosunków seksualnych i dokładny ich przebieg w konfesjonale, przez obcego, było nie było, mężczyznę, zawsze mnie zastanawiało. Czy jak „po bożemu” to pokuta lżejsza? Po co te detale?
Spóźniłam się na swój ślub 5 minut. Powitał mnie popłoch, bo ksiądz wyszedł i do gości w pierwszych ławkach i narzeczonego wymamrotał, że jeszcze minuta, a ślubu nie będzie. Jasne, moja wina, korki, Kościół w centrum Krakowa, wszystkie ulice poblokowane, no zdarza się. To nie było z mojej strony celowe. Ksiądz powiedział kazanie, którego wiele osób nie zapomniało do dziś. O krzyżu, który sobie bierzemy w ten dzień na całe życie. Takie optymistyczne przesłanie. Ślub za karę, krzyż na drogę. Najpiękniejszy dzień w naszym życiu był cudowny i miał tylko jedną rysę – szopkę w Kościele. Byłam na ślubach, na których z ambony grzmieli o eutanazji, in vitro, wyborach (agitacja – głosujemy na listę numer 1). Można powiedzieć – wykorzystują swoje pięć minut i czas antenowy w uszach tych, którzy wpadają do Kościoła od ślubu do chrzcin. Zamiast zachęcać – nagana. Trzeba się bać, gadanie o radowaniu się włożyć między kościelne bajeczki.
Przez dwa lata staraliśmy się o dziecko. Rozważałam wszystkie metody i gdyby się nie udało, na pewno skorzystałabym z in vitro. Wyszłam niejeden raz z mszy, na której ksiądz ciemnej masie próbował robić wodę z mózgu opowiadając o tym, że in vitro jest dla leniwych, dla wybrednych, którzy sobie chcą kolor oczu dziecka wybrać i wolą chłopców niż dziewczynki. O rany. Ile znam ludzkich dramatów z niepłodnością w tle, płakać się chce, że ktoś, kto przechodzi to piekło, musi tego wysłuchiwać. A przecież, czyż nie po to Bóg dał człowiekowi umysł, aby z niego korzystał?
Chrzciny. Co łaska, ale nie mniej niż tysiąc. Może być w dolarach, skoro tata dzieci z Australii.
Nietolerancja. Ksiądz wygłasza kazanie o tym, jak to inne religie koniecznie chcą nam coś zabrać, nakazać, zabronić. Patrzę na uczniów w szkole moich dzieci. Nikomu niczego nie chcą zabrać, nikogo nie chcą skrzywdzić. To nie ich wina, że religia tak wiele osób popycha do zbrodni. Czy to nie Biblia mówi o nadstawianiu drugiego policzka?
No i antykoncepcja. Korzystam z metody przez Kościół zabronionej i nie zamierzam przestać. Nie chcę mieć więcej dzieci, bo czuję, że nie potrafiłabym więcej wychować. Wielu księży też się jakoś nie pali, nawet swoje dzieci średnio wychowują, bo przecież w ukryciu, zwykle już po przenosinach do innej parafii. Podaje im się pod nos obiad, sprząta, sponsorzy płacą za auta, wakacje, może dlatego tak łatwo im trąbić farmazony o rodzinie, obowiązkach. Tak, jakbym ja próbowała narzucać mieszkańcom Marsa zasady i zakazy. Nie próbuję.
Tyle z mojego własnego doświadczenia. W sumie – niby nic. Ksiądz to też człowiek, może błądzić, może być pazerny, może być alkoholikiem. Ale sutanna według mnie nie wybiela ani nie usprawiedliwia. Nie ma przebaczenia. Szczególnie w jednej kwestii. Pedofilia jest dla mnie sprawą czarno-białą i w tym wypadku byłabym za karą „ząb za ząb”. Osoby, które się tego dopuściły, często pod przykrywką niesienia pomocy, wabienia, wykorzystywania pozycji, biedy, czy zwykłego strachu, powinny być wykluczone. Jestem za chemiczną kastracją, pozbawieniem możliwości wykonywania zawodu, poniesieniem konsekwencji swoich działań. Bo to nie mija.
Nie ma przebaczenia dla molestowania seksualnego dzieci.
I w nosie mam to, czy ta osoba jest generalnie dobra, tylko robi coś, co „jest od niej silniejsze”. Bo to jest tak, jakbyśmy mówili „no zabił, ale jednocześnie adoptował dwa kotki ze schroniska i opiekował się staruszką sąsiadką”. Pedofil (ksiądz, lekarz, nauczyciel, piekarz) to nie jest osoba, która pobłądziła!
Najbardziej jednak obrzydliwe w kwestii pedofilii w Kościele katolickim jest to, że Kościół te afery UKRYWA, maskuje i WYBACZA! Ksiądz gwałciciel jest zawieszany (czyli w praktyce robi mu się roczny urlop sponsorowany), po czym, kiedy sprawa lekko przycichnie, przenosi się go do nowej parafii. UKRYWANIE tego faktu, a późniejsze UDAWANIE, że to się nie wydarzyło, dla mnie oznacza jedno – skoro Kościół to akceptuje, to cała ta „banda” jest chora. I nawet ksiądz, który jest dobry, który pomaga, który służy Bogu i wiernym, jest dla mnie „podejrzany”, bo może też wie o takim przypadku, może przyjaźni się z osobą, która tego się dopuszcza, może też tylko „udaje”, że nie wie. Pozwalanie na krzywdzenie innych jest dla mnie jak współudział. A ukrywa to proboszcz, biskup, nawet papież. To jest chyba jedna z nielicznych ZBRODNI, która uchodzi płazem. I to w Kościele.
Skala tego zjawiska jest tak ogromna, że możemy mówić o pladze. W takim więc przypadku niestety nie jestem w stanie pójść do Kościoła i liczyć na to, że ten, który akurat odprawia mszę, jest ok. Nie mam ochoty jeździć do innej parafii, bo tam ksiądz jest człowiekiem, a w mojej to nie za bardzo. Nie mam w końcu ochoty grać w ruletkę i na przykładzie mojej rodziny przekonać się, czy duchowny, któremu dałam szansę, nie będzie czasami na widok mojego dziecka grzebał przy rozporku. Kiedy widzę „mężczyzn w czerni”, automatycznie widzę te wszystkie skrzywdzone dzieci. Widzę pożądanie w miejscu, w którym nie powinno go być. To napawa mnie obrzydzeniem, nie podziwem i szacunkiem. Nie zostawiłabym swojego dziecka sam na sam z księdzem. NIGDY. Swoich dzieci do Kościoła nie prowadzę, bo dla mnie to za duże ryzyko. I morze hipokryzji, którego nie potrafię swoim rozumem ogarnąć.
Kiedy wybucha kolejna pedofilska afera kościelna, mam ochotę stanąć na schodach kościoła i wołać – Boże, widzisz to i nie grzmisz? Ludzie! Opanujcie się, w co Wy wierzycie? Kogo wspieracie swoimi ciężko zarobionymi pieniędzmi? Czy naprawdę nie boicie się posyłać swoich dzieci na pielgrzymki? Czy nie przemyka przez Waszą głowę lekki niepokój, kiedy Ksiądz chwilę dłużej głaska Wasze dziecko po głowie? Bo mnie od razu pali się czerwona lampka – precz z łapami od mojego dziecka.
Nie tylko pedofilię się ukrywa. Tak bardzo wszyscy pragną na siłę wytapetować ścianę płaczu z kolejnymi aferami z udziałem panów w koloratkach, że nawet o Stryczku – tyranie, który mobbingował swoich pracowników pojawiają się artykuły – nie rozumiesz, był pod presją, miał dedlajny, prowadził przedsiębiorstwo, padł ofiarą. Czyli możemy z jednej strony nieść pomoc, ale ta sama osoba może niszczyć jednostki? W imię większego dobra i to jest ok? Nie. Nie jest. Sukces i chorobliwa ambicja wielu osobom zaburza zdrowy rozsądek. Nie każdy nadaje się na lidera, szefa, kierownika. Koniec, kropka. Ksiądz czy nie ksiądz, musi ponieść konsekwencje.
Wiara katolicka zbudowana jest na bojaźni. Mamy się bać gniewu bożego. Czego w takim razie boją się księża? Ksiądz to jest dla mnie twarz instytucji, w której teraz nie najlepiej się dzieje i potrzeba przemiany, a nie brnięcia w szambo. Świetne są obrazy w kinie, które może mają szansę komuś zapalić czerwone światełko. Doskonały film Spotlight, Chyra tańczący z obrazem papieża w filmie „W imię”, monstrualna figura Jezusa Chrystusa Króla Wszechświata, na którą zrzucili się mieszkańcy Świebodzina przedstawiona w filmie „Twarz”, świecki pogrzeb molestowanej Kory, która głośno opowiadała o naukach uległości wobec nienormalnych zachowań księży i o zakonnicach, które prowadziły dom dziecka i o wszystkim doskonale wiedziały, ale przymykały na to oko, czy też aktualny sukces kasowy „Kleru”, o którym wypowiadają się sami duchowni – tak jest.
Nie napisałam jeszcze ani jednego słowa o aborcji, bo na ten temat napisałam już wszystko tutaj https://www.calareszta.pl/wybor-slowo-klucz/. W skrócie – nie chcesz aborcji? To jej sobie nie rób. Z taką samą siłą walcz o los zgwałconych, młodych matek, dzieci niepełnosprawnych, kalekich i ich rodzin. Kiedy już to często niechciane, nikomu nie potrzebne, nie kochane, nie potrafiące samodzielnie żyć, kalekie, ciężko upośledzone, wymagające całodobowej opieki i drogiego leczenia, dziecko, pojawi się na świecie, niech Cię wtedy nie zabraknie.
Ksiądz to dla mnie powinno być dobro, rozsądek, empatia, skromność, pomoc. Nie rozwalony w Maybachu, każący sobie dzieciom siadać na kolanach i szukać po głębokich kieszeniach cukierków, grzebiący w majtkach i sumieniu, śmiejący się wiernym prosto w oczy pan, pod nosem podśpiewujący „tajemnica wiary – auta i dolary”. Swoich dzieci do Kościoła nie prowadzę. Mam wrażenie, że mogę znaleźć lepsze autorytety niż księży niezdrowo zainteresowanych seksem, władzą i pieniędzmi, daleko swoim życiem odbiegających od głoszonych prawd i przyjętych norm.
Zdjęcie: źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.