Do szału doprowadza mnie moda na ekologię. Wróć. Nie do szału, bo uważam, że każdy z nas musi zacząć żyć świadomiej. Do szału doprowadza mnie moralizatorski ton i generalne przeświadczenie o własnej zajebistości osób, które dziś piją kawę w keep cup, na zakupy poszły z płócienną torbą, a pranie zrobiły w orzechach. Brawo Wy. Lepiej Ci się żyje? Mnie nie. Ekomaniacy, pozwólcie żyć.
Kawa na relaksie – ale czemu nie w wielorazowym kubku.
Bieg zaliczony na życiówce – no ale czemu ta woda w plastikowej butelce. Ja bym te 21 kilometrów biegła z własnym bidonem na plecach.
Krem z filtrem – powoduje przecież raka, lepiej się olejem posmarować.
Udogodnienia w domu – niepotrzebna rozrzutność, można samemu zrobić i środki do czyszczenia i miotłę, ja robię.
Ciuchy z sieciówek – przecież to wyzysk, można samemu szyć, ja szyję.
Upolowane na alliexpres – dlaczego namawiamy kogoś do konsumpcjonizmu? Chińska produkcja niszczy małe firmy.
Przepis na naleśniki – ale czemu nie z mąki orkiszowej, my to tylko z takiej jemy.
Przyjęcie urodzinowe dla dziecka – ale przecież balony niszczą środowisko!
Wakacje all inclusive – to nie dla prawdziwych podróżników.
Pranie w pralce – ja to bym wyprała w orzechach.
Wycieczka do Rzymu – zadeptujesz planetę, jedź tam, gdzie nie ma ludzi, wtedy, kiedy nikt nie jeździ.
Zakupy, na których ograniczamy mięso – no ale przecież te owoce to w plastikowej siatce. Shame on you!
aaaaaaaaaaa
Można dostać szału. Bo przecież wszystko ma drugie dno. Od wszystkiego można dostać raka. Na wszystkim można zaoszczędzić. Wszystko można zrobić bardziej ekologicznie. W końcu, wszystko nam szkodzi. Wszystko nas truje, nawet powietrze, czy woda z kranu. Każdy nowy cżłowiek to zagrożenie dla ekosystemu, nie powinniśmy więc rodzić dzieci. A już najbardziej nam szkodzi to wieczne czepialstwo. To wieczne krytykowanie. To wieczne wytykanie komuś, że wie mniej, robi gorzej. Tylko czy mamy prawo komukolwiek narzucać własną opcję? Nasze bardziej? Czy nasze jedynie słuszne metody? Czy zwiększanie świadomości w taki sposób przynosi pożądany efekt?
Bo to jest trochę tak, że ktoś mnie krytykuje za źle zapięty pas, a jednocześnie, kiedy zerkam na profil tego ktosia, pierwsze zdjęcie to dziecko na hulajnodze bez kasku. I tak jest ze wszystkim. Naleśniki to my tylko na orkiszowej, ale dziecku na śniadanie drożdżówa z dyskontu. I arbuz, pięknie zapakowany w kawał folii. I mrożonki. Też w plastiku. I samochód. A właściwie trzy pod tym eko domem stoją, bo przecież każdy musi mieć swój. Ktoś krytykuje za post o wielorazowych śniadaniówkach do szkoły, w które można zapakować jedzenie bez żadnych woreczków, papieru śniadaniowego i innych mało ekologicznych rozwiązań. Ale krytyka musi być, bo ktoś już widzi oczami wyobraźni, jak jego 72 miesięczny dzidziuś, który plecak traktuje jak worek treningowy, wyciąga to w szkole wszystko zmiksowane w burą masę. Krem z filtrem rakotwórczy, ale już zacieramy rączki, będzie w weekend grillowane!
Niestety przyczepić się można zawsze. I do absolutnie wszystkiego. Tylko po co?
Matka natura chyba woli, żebyśmy wszyscy robili coś w kierunku ekologii, nawet jeśli jest to mały krok i drobny gest, ale w każdym domu, niż kilku zapaleńców, którzy totalnie zafiksowali się w temacie i moralizują wszystkich i wszędzie.
Strasznie mnie to męczy. Do tego stopnia, że aż śmiać mi się chce z tych owszem, szklanych kubków, w których kawa jest na propsie. Ale przecież już lepiej nie wspominać o tym, że wody pitnej, w której ten kubek kilka razy dziennie musisz umyć, w Afryce na przykład brakuje. To już jest mniej modne. Plastikowe słomki są be. To dlatego ekologicznie do jednego napoju używamy pięciu papierowych, bo szybko mokną. Plastikowe reklamówki są passe, więc zostaje nam omijanie szerokim łukiem sklepowych półek, na których część produktów właśnie tak jest zapakowana. Oczywiście doglądamy też OSOBIŚCIE procesu recyclingu. Bo jak wiadomo – w wielu miejscach odpady są nadal łączone w jedną masę. I to, że sobie posegregujesz w domu, finalnie ma i tak małe znaczenie.
I chyba dobrze by było, gdybyśmy częściej myśleli o tym, co nam szkodzi. I wybierali mniejsze ryzyko. I byli świadomymi konsumentami. I nie zgadzali się na niektóre rozwiązania, proponowane w kulturze masowej. Ale życie nie jest zero jedynkowe, a dla wielu osób tak ono chyba wygląda. Jak nie piję alkoholu to w ogóle. Jak jestem eko, to tylko surowa bawełna, zamiast herbaty zrywana o poranku pokrzywa. Czy tylko może to, co mi pasuje, na pokaz trochę, a reszta to już nie za bardzo, no bo jak żyć bez samochodu? Ekomaniacy, pozwólcie żyć.
Możliwe, że nawet udaje Ci się żyć lepiej, bardziej świadomie, wolniej, eko. Ale to, że komuś dowalisz w necie to naprawdę nie jest cena, którą wszyscy musimy płacić za Twoje oświecenie, więcej wiedzy w wąskiej kategorii, czy zafiksowanie na jakiś temat. Nie wolno nam mieć w nosie dobra planety, nie wolno nam ignorować tego, co robimy na co dzień, musimy zacząć żyć świadomie. Ale nie wiem, jak można w ogóle próbować komukolwiek wmawiać, że wiemy lepiej, jak żyć. Że to my posiadamy wiedzę, która jest lepsza. Bo często ta wiedza to zasłyszany gdzieś fragment, nie mający żadnego poparcia naukowego. To wyświechtany, powtarzany w kółko frazes bez aktualizacji.
Najgorsze w ludziach słabych jest to, że muszą upokarzać innych, aby poczuć się silniejszymi. Muszą umniejszać innym, aby poczuć się lepiej. Muszą podreperować swoje ego dowalając innym. Wyrywać zdanie z kontekstu i do niego wtrącać swoje trzy grosze. Wszystko brać do siebie, dosłownie i słowa pisane luźno w Internecie traktować jak wywody naukowe. Sugerować, że ktoś jest niewystraczająco dobry, empatyczny, wyedukowany, a jednocześnie mało empatycznie najeżdżać. Nie doczytać do końca, ale komentować.
I skoro jesteśmy już tacy eko, tacy do bólu świadomi, to bądźmy też świadomi, że ta krytyka, to wieczne czepianie się, te drwiny, to na siłę udowadnianie własnej racji, ten moralizatorski ton, to wywyższanie się, to ja wiem lepiej, to bycie oświeconym szybciej, to bycie bardziej eko, to coś, z czego również, dla dobra planety, powinniśmy zrezygnować. Bo na tej planecie żyją ludzie, którzy mają prawdziwe problemy, które w danym momencie są dla nich ważniejsze niż Twoje pranie w orzechowych łupinach. Ekomaniacy, pozwólcie żyć.
I ci sami ludzie być może robią tyle, ile są w stanie i na ile aktualnie mogą sobie pozwolić w kwestii ekologii. Nie każdy może sobie pozwolić na kompostownik, na rezygnację z najtańszych ciuchów, kupowanych w sieciówkach, czy na zakupy bio żywności. Nie wszyscy chcemy przeprowadzić się na wieś i hodować jarmuż.
Niech już minie ta moda na eko zafiksowanie, bo wszyscy umrzemy. Ekologicznie zrezygnujmy nie tylko z mięsa, plastiku i chemii, a z czepialstwa i dopierdzielania się do wszystkich i do każdego również.
Najlepiej robić tak, żeby w lustro móc spojrzeć. I w swoim ogródku robić porządek. I w głowie mieć porządek. I w sercu też. I robić dobrze nie tylko planecie, ale i ludziom, którzy na tej planecie żyją. Na efekt nie będziemy musieli czekać x lat. Od razu oddetchniemy lepszym powietrzem.