Lista niezawodnych life hacks na ogarnianie życia.

Piszecie do mnie licznie – Daga jak to wszystko ogarnąć? Masz jakieś life hacks na pracę, dom, dzieci, psa, szkołę, kółka, czas dla siebie, gotowanie, sprzątanie, zdrowie? Szczerze? Nie mam, nie wiem. Im dalej w las, im dzieci starsze i bardziej wymagające, wydaje mi się, że się kurna nie da tego wszystkiego ogarnąć i pozostać w miarę dobrym zdrowiu psychicznym bez dodatkowej, 25 godziny na dobę i bez trzeciej ręki.

Nie mam żadnych magicznych life hacks, które jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki rozwiążą problemy dnia codziennego. Nikt nie ma, ale przecież każdy z nas jakoś pcha ten swój wózek. Nie byłabym sobą, gdybym moim czytającym wiernie nie podpowiedziała tego i owego. Podpowiadam TRZY zasady, które u mnie się sprawdziły.

  1. Podział obowiązków.

Napiszę teraz całkiem szczerze – ja przez lata byłam dupa, bo robiłam sama te wszystkie typowo babskie prace, nie wiem czemu, bo ani nie wyniosłam z domu tradycyjnego podziału ról (u mnie „siedział” w domu tata, to on na przykład gotował), ani nie wierzę w to, że kobiety mają krótsze nogi, żeby im się lepiej przy zlewie stało. Po prostu jakoś tak wyszło. Po czym się zaorałam, sama, bo dom, dzieci, pies, praca, zakupy, hobby, nie zostało mi czasu na sen i w którymś momencie bateryjki siadły. I to tak, że nie pomógł wolny dzień, weekend, ani nawet tydzień, bo przecież wracałam i było to samo, kierat i brak oddechu. Jednny, z tych magicznych life hacks okazało się odkrycie, że przecież medali za bycie Zosią Samosią nie dają.

Pomogło spisanie wszystkich obowiązków, z dwóch stron, moich i męża. To była trudna i emocjonalnie ciężka przygoda, bo się okazało, że stary w ogólnie nie widzi niektórych robót w kategorii pracy, bo przecież ja kocham gotować, to mnie odpręża, to chyba nie jest robota, nie? No i skoro mamy już ten wypasiony odkurzacz, to się samo robi, nie? A pies? Czy to nie czysta przyjemność tak z nim iść na spacer parę razy na dzień? Czy ja nie mam fajnie, że tak sobie mogę spacerować?

Rozpisaliśmy więc to, co robimy codziennie, co tydzień, czasami. Wszystko, nawet czynności z pozoru przyjemne, jak ten spacer z psem, ale jednak zajmujące czas. Ja tam lubię zakupy, ale zdecydowanie wolę kupować miękkie bluzy, niż cebulę na syrop.

Przejrzeliśmy te listy, wiadomo, że ja robiłam wokoło domu i dzieci dużo więcej, ta lista była boleśnie nieproporcjonalna. Wprowadziliśmy równiejszy podział. Równy nie był możliwy, bo stary nie mówi po polsku, a poza tym on pracuje na etat, dzieci ze szkoły o 15 nie odbierze. No ale przecież może zawozić. I tym samym to ja mogę od samego rana pracować. Może spokojnie na swoje barki przejąć pranie, bo przecież to dziecinnie prosta czynność. Może zajmować się garami, bo do tego nie potrzeba ani języka, ani określonej godziny wykonania. I tak dalej. Jasne, że zdarza się, że to on po drodze skoczy do sklepu po chleb, tak jak i mnie zdarza się powiesić pranie, normalne. Ale odkąd podzieliśmy się zadaniami, jest łatwiej.

Jedna czytelniczka mi napisała, że jak siedli z mężem do tej listy, to się nagle okazało, że on nienawidzi kosić trawy, za to ona uwielbia. Były czynności, za którymi ona nie przepada, a mężowi nie przeszkadzają. Pozamieniali się więc i mają luźniej. Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że ja mam szczęście, bo mam w domu partnera, nie duże dziecko, albo w ogóle brak drugiej osoby, ale wcześniej wydawało mi się, że jestem ja, troje dzieci, pies i ten mąż z żartów, który czasami pomaga w domu. Wiem, przyznaję głośno, biję się w piersi – to była moja i tylko moja wina! Sama sobie tak zrobiłam. Na szczęście w miarę szybko udało się sytuację naprostować.

Że też już nie wspomnę o dzieciach, które mogą spokojnie wysmarować kromkę miodem i zjeść takie śniadanie, mogą powiesić pranie, zrobić porządek w pokoju, wypakować zmywarkę, nakarmić psa, czy odkurzyć. Warto się rozejrzeć i zrobić sobie rachunek sumienia, może same zepchnęłyśmy się do roli Kopciuszka? W domu też można delegować obowiązki. Może zarabiasz na tyle dobrze, że możesz pozwolić sobie na to, aby ktoś ci sprzątał, gotował, czy odprowadzał dziecko z przedszkola do domu? To jest zaradność i umiejętność organizacji, nie lenistwo, czy bycie chujową panią domu.

  1. Zlepek “to do”.

Zlepiam obowiązki, które nie wymagają mojej całkowitej uwagi, bo wtedy robi się je szybciej. Jestem mistrzynią wielozadoniowości w kontekście miliona bzdur, które muszę zrobić. Nigdy nie stoję po prostu w korkach, bo gadam przez telefon, umawiam na przykład wizyty do lekarza, słucham audiobooków, czegoś się uczę, porządkuję portfel i torebkę. W kolejkach robię porządek w mailach i notatkach na telefonie, robię zakupy on line. Robię dokładne listy posiłków na cały tydzień, na zakupy chodzę raz w tygodniu, ale to jest taka runka lidlobiedra, targ, chemia i kosmetyki, pepco, apteka. Generalnie co mam kupić, kupuję w ten właśnie dzień zakupowy. Dużo kupuję na allegro, odbieram z paczkomatu, bo mogę o każdej porze, po drodze. Jak jadę załatwiać sprawunki to i do lekarza i do szewca i do fryzjera. Przynajmniej w korkach stoję raz. Kiedy biegam, przy okazji wyprowadzam psa. Kiedy idę z dziećmi do parku na rolki, zabieram też psisko.

  1. Priorytet – tylko w liczbie pojedynczej!

Czy wiesz, że do XX wieku słowo priorytet występowało TYLKO w liczbie pojedynczej?! Warto to przemyśleć, bo zwyczajnie za dużo bierzemy sobie na głowę. Jeden główny cel na dzień wystarczy. Moim celem na ten rok jest spokój. Oczywiście to duży skrót myślowy, ale w pracy będę brała mniej ale większych współprac, a w życiu prywatnym okroję bieganie za swoim ogonem na rzecz spokoju psychicznego. Jedne zajęcia dodatkowe na dziecko w zupełności wystarczą. Korki u miłej licealistki – sąsiadki uwolnią mnie od stresu związanego z odrabianiem zadań z trójką dzieci przynajmniej w jeden dzień w tygodniu. Zamawianie zdrowej kolacji to wygoda i luksus i również wielka oszczędność czasu. I tak dalej. Pamiętaj, że jeśli sama nie ustalisz swoich priorytetów, ktoś inny zrobi to za ciebie. Naucz się odmawiać. Nic nie musisz, wszystko możesz.

Multitasking jest przereklamowany i powiedziałabym nawet, że szkodliwy. To przez niego jesteśmy coraz bardziej nerwowe, zestresowane i wciąż z siebie niezadowolone. Jeśli skupimy się w pracy na pracy, a w domu na dzieciach, wszystkim nam to wyjdzie na zdrowie. Nie zawsze się tak da, bo wszyscy uwierzyliśmy w „elastyczność”, co w skrócie oznacza, że dostępni dla każdego mamy być zawsze, ale próbujmy. Jedna rzecz na raz. Warto swój dzień mieć podzielony na kilka krótszych bloków. I jeśli coś robimy – poświęcamy temu całkowitą uwagę. Jeśli mamy mało czasu dla rodziny, spędzamy te krótkie chwile bez zagłuszaczy, a z dziećmi. Jeśli coś wymaga Twojej uwagi – skup się na tym, a zrobisz to szybciej i lepiej.

  1. Good enough.

Perfekcjonizm szkodzi i tak naprawdę nic nie daje. Nikomu nie przychodzi nic dobrego z wypucowanego domu, ułożonych kolorystycznie koszul w szafie, obiad może być z półproduktów, a zakupy przywiezione dostawą do domu. Wystarczająco dobre, zrobione, odhaczone, to dobry sposób na życie, kiedy czasu nam nie starcza. Liczy się efekt, bo wszystkiego, zawsze i wszędzie zrobić się nie da. Ja uwielbiam chodzenie na skróty i ułatwianie sobie życia.

  1. Plan to podstawa.

Zawsze miej dobry plan. Plan, plan B, C i nawet G – turbo life hacks. W końcu, jeśli to czytasz, jesteś pewnie mamą, a mając dzieci nigdy nic nie wiadomo. Dzieci chorują i generalnie są mało przewidywalne. Dobrze jest wiedzieć, kiedy możesz coś zrobić, planować z wyprzedzeniem, trochę przewidywać. Spontanicznie to ja mogę wybrać film na wieczór, w dużej rodzinie działa nam najlepiej rutyna i dobry plan, zerkanie w kalendarz i bycie gotowym na każdą indywidualność. „If we fail to plan, we plan to fail” Benjamin Franklin to mój ulubiony cytat. (Jeśli nie potrafisz planować, planujesz porażkę). W myśli wcześniejszych punktów – w tym planie zakładaj chodzenie na skróty i najważniejszy swój priorytet Naucz się też zarządzać swoimi oczekiwaniami. Wszystkiego się nie da! Serio, niech to się stanie życiowym mottem.  Kupiłam sobie kolowe notesiki, pisaczki, podkreślacze i inne gadżety i planuję jak szalona, dni, mięsiące i pory roku.

  1. Czas wolny.

To jest najważniejszy ze wszystkich life hacks! Można się tak łatwo wypalić, zniechęcić, zajechać, znienawidzieć swoje życie, zabawę w dom. Czas wolny jest absolutnie święty i należy go zaplanować i egzekwować. Nie kumulować na jeden weekend w roku, kiedy dzieci są u dziadków, a codziennie odpoczywać. Dla każdego oznacza to coś innego, jedni odpoczywają aktywnie, inni muszą się wyspać, jeszcze ktoś pragnie poleżeć z książką w wannie lub pójść na spacer. To jest nieważne. Ważne, aby był to NAWYK. Czyli coś, co robimy codziennie.

Nie wiem, czy coś z tego wyciągniesz, czy moje life hacks pomogą, bo zapewne każdy ma inne, ale to w właśnie, pokrótce są takie moje sposoby na ogarnięcie życia, domu, pracy, dzieci i swojego czasu wolnego. Powodzenia dla nas wszystkich. Ja dziś zaliczyłam pierwszy poważny zjazd do bazy i zabieram się właśnie za usprawnienia. Damy radę!

Zdjęcie: Vitolda Klein na Unsplash