Rodzicowi nie współczuj.
Najgorszym elementem posiadania trojaczków było i jest dla mnie współczucie. Zupełnie obce osoby czują się upoważnione do wypowiadania komentarzy, które nie dość, że są obraźliwe, to zwyczajnie sprawiają przykrość. Współczuć można komuś, kto cierpi. Pokazać swoją postawą próbę współodczuwania. Jak to się jednak ma do cudu, którym jest dziecko? Jak można kiedykolwiek myślenie o dziecku zdegradować do współczucia? Rodzicowi nie współczuj!
Piszę o tym, bo choć sama już się przyzwyczaiłam i stałam się wredną babą z wózkiem, która jak trzeba, na komentarz “O Jezu! Trojaczki! Współczuję!”, odpowiada: “Ja również! Głupoty”, jest wiele mam i rodziców w ogóle, których takie komentarze zwyczajnie wyprowadzają z równowagi. Nawet gdybyśmy my, rodzice, płakali po nocach z bezsilności, to przecież nie kopie się leżącego.
Nie chodzi tylko o multi dzieci. Rodzice wcześniaków, dzieci niepełnosprawnych, chorych, niegrzecznych, nadpobudliwych, agresywnych, krnąbrnych, niejadków, ząbkujących, nieśmiałych, samotni rodzice, rodzice wielodzietni, mają jeden, wspólny mianownik – nad życie kochają swoje dziecko. To, co widzisz w supermarkecie, na ulicy, w poczekalni u lekarza, czy w przedszkolnej szatni, to tylko niewielki wycinek ich skomplikowanego życia.
Kiedy wychodziłam na spacer z 25 kilogramowym, potrójnym wózkiem i trójką ciekawych świata dzieci, notorycznie doczepiał się do mnie natręt, który jak mucha tse-tse zachodził mi drogę, zaczepiał, zadawał niewygodne, intymne pytania “To ciąża naturalna, czy in vitro?”, “Karmiłaś piersią?”, “Jak zareagowałaś, jak się dowiedziałaś, że będą trojaczki?”, „Finansowo to chyba koszmar, nie?”, “Ciężko Ci, co?”. Nie jestem osobą niemiłą, obcesową i niegrzeczną, ale wielokrotnie miałam ochotę po prostu zacząć w tych sytuacjach krzyczeć. Nie wspominając o tym, że przecież moje dzieci słyszą te komentarze!
Ja rozumiem, że trojaczki to rzecz niebywała, coś niespotykanego, co tak bardzo chce się skomentować, że trudno się powstrzymać. A przecież matki dzisiaj stały się nietykalne, tak bardzo, że absolutnie nic nie można powiedzieć, zaczepić, zagadać, poradzić, aby nie być posądzonym o wścibstwo. I te komentarze, pytania, bywają w dobrej wierze, choć w duchu źle rozumianej empatii. Empatii, która w poczekalni u lekarza matce, nie dającej sobie rady z nadpobudliwym dwulatkiem, każe dogadać, dolać oliwy do ognia, przysporzyć dodatkowego kłopotu, w postaci ciekawskiego widza jej rodzicielskiej porażki.
Każdy rodzic chce być dumny ze swojego dziecka. Jego chwilowe przeszkody, czy trwałe niedoskonałości w żaden sposób nie naruszają wyjątkowej więzi, jaka rodzi się pomiędzy rodzicem a dzieckiem. Prawdopodobnie dla osób postronnych, ta miłość bywa niezrozumiała.
Dogadywanie zwykle jest przeciwko dzieciom “No, ma Pani gagatka”, “Ale z Ciebie niegrzeczna dziewczynka”, “Jak będziesz tak brykał, to Cię zabiorę”. Ani dzieci, ani ich rodzice tego nie potrzebują. Potrzebują wsparcia i milczącej aprobaty ich nieskończonych wysiłków. Czasami lepiej nic nie mówić, wystarczy uśmiech, zagadanie dziecka, spojrzenie pełne zrozumienia.
Miałam 32 lata, kiedy pewnego pięknego, lipcowego dnia, pełna obaw i strachu, ale i niewypowiedzianego szczęścia, po trudnej, zbyt krótkiej ciąży, urodziłam moje dzieci. Niczego więcej nie pragnęłam tak bardzo, było to spełnienie moich marzeń, początek niesamowitej przygody i źródło sensu, którego nabrało moje życie.
Jedno uczucie, które w tej sytuacji było nie na miejscu, to współczucie obcych osób. Podczas gdy codziennie byłam dumną i szczęśliwą mamą, która doskonale radziła sobie w tej trudnej sytuacji, na swojej drodze napotykałam lepiej wiedzących, którzy kazali mi być wykończoną, zestresowaną i bezsilną. Nie szukam współczucia. I inni rodzice, którzy borykają się ze swoimi dziećmi, również go nie potrzebują. Choćby nawet moje dziecko nie wpisywało się w ogólnie przyjęte standardy, jestem mamą, a moje dziecko dla mnie najpiękniejsze. Zawsze.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!