
Odkąd zaczęłam moją przygodę z blogiem, poznałam mnóstwo fantastycznych osób. Częściej kobiet, głównie matek, które urodzenie dziecka nie traktują w kategorii końca swojego życia. Mało tego, uważają, że był to początek wspaniałej przygody. Wiele z nas w trakcie ciąży, czy “urlopu” macierzyńskiego przewartościowało swoje życie. Nagle się okazało, że zwykły etat nam nie wystarcza, nie chcemy na całe dnie znikać w fabryce (pieszczotliwe określenie korporacji), a z dzieckiem widywać się ewentualnie w weekendy. Niektóre z nas postawiły wszystko na jedną kartę i odkrywając w sobie pokłady kreatywnej energii, zapoczątkowały swój własny biznes. Bo przecież kto jak kto ale Mama potrafi!
Dzisiejszy wpis i cztery dziewczyny – matki ma służyć inspiracji. Chcę Wam pokazać, że niezależnie od wykształcenia, ilości dzieci i czasu, można się dostosować do nowej rzeczywistości. Do życia i pracy z dzieckiem. Można stworzyć coś zupełnie z niczego i realizować się, kiedy zagubienie pomiędzy pieluchami, pralką i 4 filiżanką zimnej kawy przestaje wystarczać. Nie jest to łatwe (o czym przekonuję się codziennie pisząc) ale daje ogromną satysfakcję. Możliwe, że ten wpis da Wam kopa do zapoczątkowania czegoś swojego i pokazania tego światu?
Przedstawiam Kasię, Martę, Kasię i Paulinę. Opowiedzą Wam o początkach swoich przygód z rękodziełem. Przeczytajcie uważnie. Na końcu wpisu dziewczyny zorganizowały konkurs, w którym mamy dla Was świetne nagrody.
Kasia – stworzyła markę nyny z akcesoriami pościelowymi dla dzieci.
Gdyby przed urodzeniem Tadzika ktoś powiedział mi, że wyciągnę maszynę i zacznę szyć a w konsekwencji zapragnę stworzyć własną markę, padłabym ze śmiechu. Nie taki miałam plan na urlop macierzyński. Od początku wiedziałam, że chcę prowadzić bloga, tak, jak całkiem spora grupa mam w podobnej sytuacji – bardzo chciałam robić coś dla siebie, co pozwoli mi na rozwój i naukę czegoś nowego w trakcie rocznej nieobecności w pracy.
Zaczynałam od typowo rodzicielskich tematów – dopóki nie odkurzyłam starej maszyny. Spontanicznie i bez większego planu, po prostu stwierdziłam, że fajnie byłoby coś uszyć dla mojego synka. I tak wszystko się zaczęło – ja totalnie zakochałam się w szyciu a i mój blog powoli przeobrażał się w kreatywne miejsce, w którym mamy znajdą dużo fajnych pomysłów. Przybywało czytelników, komentarzy, prywatnych wiadomości. Mniej więcej w połowie roku, pomyślałam, że warto iść za ciosem i pomyśleć o czymś swoim. Wiedziałam tez, że jeśli nie zdążę przed końcem urlopu, bardzo prawdopodobne, że nie spełnię nigdy tego marzenia. Postanowiłam wykorzystać pozostały czas na stworzenie własnej marki.
Tak powstało nyny – docelowo chcę, żeby był to sklep z akcesoriami pościelowymi dla dzieci – kocykami, pościelą, poduszkami – wszystkim, co wiąże się ze snem maluszka. Dla mnie momenty zasypiania są magiczne i jedne z najfajniejszych, jakie przezywam w macierzyństwie. Dlatego ta koncepcja nasunęła mi się bardzo szybko i całkiem naturalnie.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że konkurencja jest ogromna, dlatego długo zastanawiałam się, co mogłoby mnie wyróżnić – postawiłam na materiały – polar wytłaczany w przeróżne wzory, zupełnie inny od tak bardzo popularnego kropkowanego minky i autorskie wzory.
Dopiero zaczynam swoją przygodę, ale już teraz mogę powiedzieć, że wszystko, co do tej pory udało mi się zrobić, daje ogromne poczucie satysfakcji a każdy dzień uczy czegoś nowego. I to jest najlepsze w realizacji swoich pomysłów i marzeń. Warto próbować.
Marta, we własnej firmie Mammi Clothes szyje ubranka dla dzieci.
Początki mojej szyciowej przygody zdecydowanie nie były kolorowe. Pierwszą maszynę dostałam w prezencie i pamiętam, że niosąc pakunek do domu, wyobrażałam sobie, że rozpakuję pudełko, podłączę ją do prądu i zacznę szyć piękne ubrania na miarę haute couture. W rzeczywistości usiadłam przed maszyną i chociaż nie brakowało mi zapału, to przerosła mnie jej podstawowa obsługa. Gdyby ktoś wtedy powiedział mi, że kiedyś szycie stanie się moją wielką pasją i sposobem na życie, to uznałabym go za kiepskiego żartownisia 🙂
Kasia, szyje czapki, kominy i opaski (głównie dla dzieci), w swojej firmie UL&Ka.
UL&Ka powstała spontanicznie i z własnej potrzeby. Przez wiele lat pracowałam w korporacji na kierowniczym stanowisku ale po urodzeniu dziecka świat i życie zawodowe bardzo mi się przewartościowały i nie wyobrażałam sobie, że będę widzieć swoją córkę przez 2-3h dziennie.
Pierwszą opaskę uszyłam dla Uli…a no tak, zapomniałam, UL&Ka to Ula i ja czyli, Kasia, stąd nasza nazwa. Ula to typ “chłopczycy”, nosi szare ubrania, raczej nie chodzi w sukienkach stąd często mylona jest z chłopcem. Chcąc dodać jej odrobiny „ dziewczyńskiego uroku” wymyśliłam opaskę. Nie myślałam, że półtora roku później będę w tym miejscu w którym jestem dzisiaj i że opaski i czapki staną się moim pomysłem na biznes. Pomysł się spodobał wśród znajomych więc stwierdziłam, że kto nie ryzykuje ten nie pije szampana 😉 i tak dokładnie 2 maja 2015 powstała UL&Ka.
Paulina – stworzyła firmę Small Faces, w której pomaga w kreowaniu wspomnień, zajmuje się portretem i ilustracją, głównie o tematyce dziecięcej i rodzinnej.
Studiowałam w Łodzi, ale mnie nosiło, wyprowadziłam się najpierw kilkakrotnie do Hiszpanii, potem na Sycylię, wróciłam do Łodzi na miesiąc i stwierdziłam, ze zwiewam do Anglii – na rok, na dziekankę po drugim roku. W Londynie nie znałam nikogo, więc na początku błąkałam się po ludziach z Couchsurfingu. Przyjeżdżając miałam 250 funtów, czyli miesięczną wypłatę z Polski. W Polsce wcześniej uczyłam języków, głównie hiszpańskiego w szkołach językowych, kursach unijnych, nawet w sumie na prywatnej uczelni i całkiem lubiłam te prace, ale wiadomo – chciałam malować. A ze sztuki w Polsce żyć trudno. Zresztą największy problem polegał na samokrytyce i na tym, że nie czułam się wystarczająco dobra. W Londynie szybko znalazłam pracę, pracowałam na dwa etaty – w nocy w barze, a w dzień w kawiarni. Bardzo szybko poznałam mojego obecnego partnera, zamieszkaliśmy razem, ja zaczęłam pracować dla dużej galerii na stanowisku menadżerskim i czułam się dosłownie jakbym umierała, mimo że taka praca dla 23-letniej dziewczyny to raczej marzenie. Utknęłam przy biurku na 9 godzin dziennie. Nie robiłam nic kreatywnego.
Rzuciłam pracę i nie mogłam znaleźć kolejnej. Minęły dwa miesiące, okazało się, że jestem w ciąży. Nie miałam pracy, więc byłam przerażona, że nie kwalifikuję się nawet na zasiłek macierzyński. Dorabiałam sobie jedynie tłumaczeniami prawnymi. Szukałam jak najszybciej pracy i znalazłam zatrudnienie w sklepie odzieżowym na dwa dni w tygodniu, poza tym zaczęłam trochę więcej tłumaczyć i dawać korepetycje. Udało mi się uzyskać podstawowy zasiłek macierzyński na 9 miesięcy, jednak z urlopu skorzystałam już w 7 miesiącu, co pozostawiało mi praktycznie pół roku po urodzeniu Erin.
To pół roku minęło w zeszłym tygodniu. Kiedy urodziłam dziecko, dostałam dodatkową motywację, ogromna porcję szczęścia, wiary w siebie. Nie chciałam już pracować dla kogoś, w ogóle bardzo źle znosiłam etat, praca kojarzyła mi się z depresją i brakiem rozwoju. I jednego dnia namalowałam Erin na małym, lnianym płótnie. Wrzuciłam na Instagram, ktoś zapytał, za ile sprzedaję i czy biorę zamówienia. Dwa dni później narysowałam ilustrację siebie, Erin i mojego narzeczonego. Znów padły pytania. Podchwyciłam temat, zaczęłam czytać o własnym biznesie itp. Założyłam sklep internetowy, małą firmę portretową. W tym czasie miałam też wystawę w centrum Londynu, przygotowałam ją z córką pod pachą, mała była z nami na wernisażu.
Od kilku miesięcy utrzymuję się tylko z pracy artystycznej, choć jest to czasem męczące, ale daje też ogromną satysfakcję – każdy moment, w którym dziecko śpi lub samo się bawi, przeznaczam na pracę. Kiedy karmię, zajmuję się marketingiem, głównie z telefonu. Dzień pracy zaczynam o 7, kończę przed 12. Jest super.
Dodam, że jestem daleko od rodziny i nie mam tu raczej nikogo do pomocy, ale jest naprawdę ok. Wszystko jest kwestią determinacji, organizacji, dyscypliny i przede wszystkim nastawienia. Teraz dalej rozkręcam firmę, przy okazji tez przyłączam mojego narzeczonego, żeby któregoś pięknego dnia mógł razem ze mną pracować z plaży, parku i też się spełniać, bo też ma inklinacje artystyczne. A macierzyństwo to dla mnie morze niekończących się inspiracji.
KONKURS
Mamy dla Was 12 wspaniałych nagród:
Zasady konkursu:
Opisz w kilku słowach w jaki sposób zainspirowało Cię dziecko (tutaj lub na FB). Możesz opisać swoją sytuację lub inną mamę, która pod wpływem macierzyństwa odkryła w sobie dar kreatywności. Może to być ktoś z Twojego otoczenia (mama, siostra, żona, przyjaciółka) albo ktoś zupełnie nieznany, kto po prostu jako pomysłowa mama Ci imponuje. Zapraszam do dzielenia się zdjęciami. Będzie mi miło jeśli podzielisz się tym postem z innymi. Najciekawsze historie nagrodzimy. Konkurs trwa od 23 do 27 maja. O wynikach poinformuję w tym poście dnia 28 maja. Powodzenia!
Nagrody otrzymują:
Ewa Leszczyńska – voucher o wartości 100 zł na zakupy w sklepie mammi
Roksana – opaski od UL&Ka
Magdalena Suwart Gałuszka – opaski od UL&Ka
Anna Kitlińska – voucher o wartości 100 zł na zakupy w sklepie mammi
Justyna Przybysz – rodzinna ilustracja od Small Faces
Agata – podusia od nyny
Marta Barłowska – opaski od UL&Ka
Arleta – podusia od nyny
Amberka – podusia od nyny
Paulina Pachura -rodzinna ilustracja od Small Faces
Katarzyna Przepióra – rodzinna ilustracja od Small Faces
Serdecznie wszystkim gratuluję, wygranej, ale i przede wszystkim talentu i pomysłowości. Wybór był naprawdę trudny! Będę się z Wami kontaktować mailowo w sprawie nagród.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!