Święta. Czy już boli Cię brzuch ze stresu?

Święta. Czy już boli Cię brzuch ze stresu?

W doskonałym serialu “The Bear” jest odcinek, w którym rewelacyjna Jamie Lee Curtis gra matkę rodziny. Widzimy ją w szale przygotowania świątecznej kolacji. Cała kuchnia tonie w rozwalonych naczyniach, w połowie niedokończonych daniach, w rozlanych sosach. Jamie pali nerwowo papierosy, klnie jak szewc, popija kolejne kieliszki wina. Czuć ogromne napięcie. Co chwilę do kuchni wpada ktoś z rodziny, dopytuje czy pomóc, czy może coś przynieść, odmawia, choć w rodzinie są kucharze. Dopija kolejny kieliszek, znowu dzwoni nastawiony budzik, wyjeżdża kolejna potrawa, coś upada na ziemię, rośnie sterta garów. W końcu zasiadają do kolacji. Wszystko pięknie wygląda, stół się ugina od potraw. Wszyscy nerwowo zerkają na gospodynię, która wybucha. Nikt tego nie docenia, lecą obelgi i przekleństwa, w końcu ktoś stwierdza, że to przecież to samo każdego roku. 

Jakie to typowe w wielu domach. Ma być zrobione, ona sama, sama, bo przecież musi być. Choćby pytali, nie zgodzi się na pomoc. Choćby chciała, żeby może ktoś coś zrobił, przygotował – musi sama. Potem zasypia przy stole,, bo od trzech dni stała w kuchni, ucierała, piekła, smażyła. A byli i tacy, którzy wcale nie docenili, ba, nie chcieli aż tyle zjeść, o kątach komentowali, że sernik coś się nie udał. Wszystko na nic, ale za rok znowu, często ze łzami w oczach i wściekła, powtórzy ten koszmarny rytuał. Wypiła go z mlekiem matki, z karcącym spojrzeniem babci. Wszystkie tak robiły i nie narzekały! I jeszcze robotów, odkurzaczy i półproduktów nie miały. Czemu tylko jej na myśl święta robi się niedobrze ze stresu? Co z nią jest nie tak?

Sprzątanie. Nie lubi, nie chce, za bardzo nie umie. Zazdrości koleżankom, które płacą komuś za sprzątanie. Stać ją, mogłaby zapłacić. Ale teściowa mieszka po drugiej stronie ulicy, a jej takie luksusy nie mieszczą się w głowie, dla niej to ujma na honorze kobiety, żeby swojego domu nie potrafiła ogarnąć, co to za kobieta? Mama by chyba nie przeżyła tego, gdyby się dowiedziała, że obca osoba przestawia w domu sprzęty. Mama wszystkiego się boi, na pewno ktoś okradnie, na wsi obgada, sama nigdy nie pracowała, zajmowała się dziećmi i domem, nie chce zrozumieć realiów życia kobiety pracującej na etacie. Dom to przecież obowiązek kobiety, a praca to tylko dodatek do życia, wymysł nowoczesnych zmanierowanych panienek. Więc sprząta. Po pracy, w sobotę, choć wolałaby inaczej spędzić ten czas. 

Nie potrafi lepić uszek, nie wychodzi jej sernik, chętnie by zamówiła. Ale nie może – kiedy mimochodem, w żartach wspomniała o tym, że może w tym roku coś zamówi, szwagierka wybuchnęła – ja te uszka zrobię, bo jak tak dalej pójdzie to co te Twoje biedne dzieci będą jeść? Teściowa dodaje – tylko domowe jedzenie, nie żadne kupne. Nie przepada za kuchnią teściowej, jest strasznie tłusta, no ale posłusznie lepi pierogi i uszka, piecze sernik, kolejny, dwie pierwsze próby zakończyły się fiaskiem. W końcu jest. Zanosi do teściowej, jak trofeum, ona zerka i mówi – co taki płaski? Bez rodzynek? Muszę cię kiedyś nauczyć jak piec, bo chyba matka cię nie nauczyła. Co z ciebie za gospodyni. Marzy aby święta szybko się skończyły, kolejny rok katorga zawiedzionych oczekiwań ludzi, którzy zupełnie jej nie znają i nie rozumieją. 

Choinka musi być ubrana koniecznie w wigilię. Tak robimy w tej rodzinie od pokoleń, huczy tata. Ani mi się waż ubierać wcześniej, co to za głupia moda! A ona chciałaby zrobić w domu nastrój świąteczny, podoba jej się choinka przed świętami. W wigilię jest tyle innych spraw, nie ma czasu na celebrowanie zachwycania się drzewkiem. Z zazdrością i smutkiem patrzy na choinki w oknach sąsiadów, w internecie. Nie ubiera, bo wie, że bardziej niż choinki, chce spokoju, a rodzice wszczynają awantury o byle co i ta choinka na pewno by to spowodowała. Może się uda spokojniej w tym roku. Może.

Ciotka od progu narzeka na męża. Jest strasznym człowiekiem, znika na wiele dni pogrążony w alkoholowym ciągu. Nie przynosi do domu wypłaty, nie interesuje się dziećmi, w domu nie ma wsparcia, rozmowy, miłości. Nikt się nie chce wtrącać, bo to przecież nie ich sprawa, ciotka cały czas powtarza, że rodzina to najwyższa wartość, a kobieta musi stać przy mężu. Tak, tak, kiwa głową mama. Rodzina jest najważniejsza. Boi się powiedzieć, że u nich będzie rozwód. Ich małżeństwo dawno się skończyło, teraz wiąże się ze stresem, wyrzutami, ciągłymi awanturami. Wie, że będzie jej lepiej bez niego. Nie boi się życia po rozwodzie, chce spokoju, szansy na szczęście, nie chce całe życie odpowiadać za niedopasowanie. Nie udało się, ale to przecież nie koniec świata. Boi się ich. Mamy, ciotki, siostry. Żadna z nich nie ma udanego związku, chyba nawet nie wiedzą jak powinien wyglądać. Ich mężowie ich poniżają, zdradzają, siostra kiedyś nieumiejętnie próbowała ukryć podbite oko, innym razem siniaki na rękach. Ona tak nie chce żyć. Już nie. Ale jak im to powiedzieć? Boi się.  

Święta. Czy już boli Cię brzuch ze stresu?

Trauma pokoleń, rodzinna martyrologia. Nagromadzone latami zwyczaje, których się nie rozumie, ale powtarza, choć tak bardzo nie są nasze. Rosną kolejne pokolenia zakładniczek oczekiwań. Wyznawczynie tradycji, które wcale nie przywołują pozytywnych wspomnień, a raczej ból brzucha, wielki smutek, niechęć. Wiele z nas nie potrafi nigdy zdecydować się na rozwód z własnymi rodzicami. Są i takie, które zgadzają się wraz ze ślubem brać sobie na życie osoby trzecie – teściową, szwagra. Bo tak trzeba, tak wypada, musisz. Musisz bo co? Co się wydarzy? Nie przyjdą, obrażą się, w końcu się odczepią? I tak nie uda Ci się ich zadowolić, choćbyś na głowie stanęła i uszami klaskała. Bo to nie o Ciebie chodzi. Nie zdobędziesz uznania, bo z góry skazana byłaś na niepowodzenie – miałaś leczyć ich kompleksy. Próbując sprostać dwa razy przegrywasz. Z nimi i ze sobą. 

A przecież masz swój dom. Swój pomysł, pragnienia, marzenia i oczekiwania. Wiem, że to łatwo powiedzieć, ale warto zmieniać to, co nam nie pasuje. Wyraźnie mówić – to mnie obraża, nie życzę sobie takich komentarzy. Jeśli gdzieś nasz sernik jest krzywy – czy my musimy tam pójść? Czy to naprawdę w tych świętach jest ważne? Dzieci muszą mieć dziadków? Szacunek to coś, czego nie da się siłą wyszarpać, muszą się wszyscy starać o dobrą atmosferę. To nie coś, co dane jest na zawsze z racji na wiek, czy status babci. Ile można tolerować obrażanie, ignorowanie i wymuszanie? Czy tego chcesz w swoim życiu? W Twojej rodzinie? Przecież masz już swoją, możesz nie powielać schematów, które bolały przez wiele lat. Bo Twoje dzieci, choć może małe, też to widzą i czują. Smutku i napięcia nie da się tak dobrze ukryć. 

Teściowa może jeść to, co sama ugotuje. Mama może przygotować pierogi, jeśli nie zgadza się, abyś Ty je kupiła. Jeśli siostra ma więcej czasu, może Ci posprząta? 

To Twój dom, Twoje pieniądze, Twój czas, Twoje tradycje, Twoje życie, po swojemu. Innego nie będzie, a Twoje dzieci nie będą miały lepszych wspomnień. Czy na pewno chcesz żyć tak, jak wątpliwie szczęśliwe kobiety? Czy Twoje szczęście musi mieć taką samą definicję?

Święta. Czy już boli Cię brzuch ze stresu?

Czy uśmiechasz się do perspektywy dobrych dni?

Zdjęcie Anthony Tran na Unsplash