“Ja ogarniam a Ty nie”, to nie jest kierunek, w którym chcemy pójść w 2022 roku.

Przycupnęłam sobie trochę w swoim świecie w okresie grudniowo styczniowym i mocno zastanowiłam się nad światem, który mnie otacza. Wirtualnie otacza mnie dużo dobra. Otacza mnie masa kobiet, które myślą podobnie. Chcą z życia urwać to, co najlepsze.

Nie tylko pociechę z dzieciaków, ale i zadowolenie z pracy i uśmiechniętą babeczkę w lustrze. Chcą zdobywać szczyt nie tylko w postaci umytych garów, a i ten, który same sobie postawiły za cel. Chodzą na skróty wiedząc, że nikt nie ucierpi na tym, jeśli smaczny obiad w połowie będzie z dobrej jakości półproduktów. Ba, są pewne, że gotowe mieszanki warzyw, mrożone zupy, sprzęty typu wolnowar, czy instytucje cateringu i baru mlecznego wymyśliły zabiegane matki. Tylko po to, żeby innym żyło się lepiej, łatwiej, spokojniej. Nie oceniają, bo wiedzą, że i na własnym podwórku mają bałagan, a poza tym karma to sucz i zaraz do nich wróci ze zdwojoną siłą.

Byłam zszokowana i pozytywnie zaskoczona, jak wiele z nas pokazywało sposób na święta po swojemu. Bez 12 własnoręcznie po nocach wytworzonych potraw, bez wylizanych kątów, bez okien umytych dla Jezuska, bez padania na pysk. I to wcale nie jest tak, że święta były byle jakie! Wręcz przeciwnie, było spokojniej, milej. Jestem prawie pewna, że mody na robienie pierniczków w latach 80-tych nie było, bo nasze matki umarłyby na zawał, gdyby na świeżo przez ojca wytrzepanym na śniegu dywanie i na gablotce, w której lśniły wypucowane kryształy, nagle pojawiła się smuga mąki. W myślach błagałam wszechświat, aby te deklaracje nie były puste. Podobało mi się to „uszka zamówiłam”, „pani sprzątająca ogarnęła”, „wyjeżdżam, bo nie mam ochoty na spotkanie z toksycznym wujkiem”, „karpia nie będzie, bo i tak nikt nie lubi”, „piekę szarlotkę, bo mi wychodzi, a mąż za nią przepada, to co, że nieświąteczna”!

Dobrze, że choć wirtualnie mnie taki świat otacza, bo w realu to już różnie bywa. Pani, która stała za mną w sklepie, rzucała mi piorunujące spojrzenia, kiedy moje dzieci przy pakowaniu zakupów się pokłóciły. Moje dzieci kłócą się non stop, cały dzień, bez wytchnienia, a my jesteśmy tym tak zmęczeni, że często już nie reagujemy, bo jak zwracać uwagę 24/7? Może ta Pani jest z Marsa, bo kiedy opisałam tę sytuację na Instagramie (gdzie zapraszam po codzienną dawkę babskiej normalności) dostałam dosłownie tysiące wiadomości od czytelniczek, które twierdzą, że mają tak samo. Kłócą się ich dzieci, kłóciły się za dzieciaka z rodzeństwem, żyćko, podobno kiedyś dzieci z tego wyrosną (chociaż są teorie, że dopiero wtedy, kiedy się z domu wyprowadzą).

Jest więc jakaś nadzieja. Problem z dzieckiem ma każdy. Albo mamy w domu niejadka, albo dziecko nadpobudliwe, zazdrosne, chorowite, strachliwe, kłótliwe, jedynaka. You name it. To, że Twoje dziecko je wszystko, stoi w kolejce jak słup soli, nie pytane milczy, chętnie czyta, dobrze się uczy, jest empatyczne, nie dymi – to nie tylko Twoja zasługa. Czasem wręcz przeciwnie, nie kiwnęłaś w tym kierunku palcem! Takie Ci się urodziło, w kosmicznej wyliczance wyciągnęłaś szczęśliwy los. Mam trójkę dzieci urodzonych o tej samej godzinie, a każde jest inne! Jedno z matmy ze sprawdzianu dostaje 6, drugie 2. Jedno zje wszystko, drugie marudzi. Jedno o punkt 20 mówi – mamo, dobranoc, idź już, bo zasypiam, drugie do północy chętnie by czytało z latarką, śpiewało, malowało i przemeblowywało swój pokój. A przecież wychowywane są tak samo, w tym samym domu, w tej samej szkole, przez tych samych rodziców, razem. Geny, osobowość, charakter. Nie wyskrobiesz.

Dlatego te przechwałki „a moje to nigdy”, „a ja to zawsze” nikomu nic nie dają. Super, że wyciągnęłaś ten szczęśliwy los, inne matki tego szczęścia nie miały. Nikogo nie obchodzi Twoja zdolność wrócenia do wagi przed porodem trzy dni po. Nikogo nie obchodzą Twoje niezawodne sposoby, które jednak wymagają masy czasu, sprzętów i kasy i wcale nie są proste. Nikogo nie obchodzą przechwałki na temat Twojego bombelka. Choć dla Ciebie wyjątkowe, dla kogoś innego jest tylko mniej lub bardziej irytującym dzieckiem. Bijemy brawo, ale zrozum też, że wbijanie komuś innemu szpileczki, czy jak wolisz, noża w plecy z napisem “ja ogarniam a Ty nie”, to nie jest kierunek, w którym chcemy pójść w 2022 roku.

To żadnej z nas nic nie daje, oprócz pogłębiającego się poczucia winy i wyrzutów. Każda robi tyle ile potrafi, chce i musi. Odnosi sukcesy, ponosi porażki, wybiera co najważniejsze. Ja w swoim prywatnym rankingu zajebistości daję medal tym kobietom, które i starego zaangażują i dzieci i potrafią pójść na skróty i odpuścić. Wszystko po to, żeby się nie zarżnąć, żeby nie stać się niewolnicą własnej rodziny, żeby zachować zdrowie psychiczne i odrobinę czasu tylko dla siebie!

Krytykowanie, rozliczanie, pokazywanie, że jesteśmy lepsze, bo bardziej zarobione, mnie osobiście smuci i wywołuje nie brawa, a współczucie. Bo i po co? Medalu nie ma, rodzina nie docenia, chroniczne zmęczenie i jeszcze inne się dołują? No chyba, że dla samej siebie, to inna historia.

Odpuśćcie sobie, odpuśćcie nam. “Ja ogarniam a Ty nie”, to nie jest kierunek, w którym chcemy pójść w 2022 roku. Spokojnie możemy sobie dać już spokój z tym konkursem.

Photo by Ben White on Unsplash