Ciągle łapię się na tym, że rozmyślam jakim jestem rodzicem. Paraliżuje mnie straszna myśl, że prawdopodobnie popełniam masę błędów, które zaważą na losie moich dzieci. Analizuję, czy dobrze robię stosując niektóre metody, wypowiadając określone komunikaty i okazując poszczególne uczucia moim dzieciom. Wiem, że to, co dzieci wyniosą z domu, to kapitał. Z tym emocjonalnym zapleczem można wejść w życie i wygrać więcej, niż gdyby ktoś podarował nam na start walizkę z milionem zielonych. Bo prawdziwa ludzka siła jest w nas. W sposobie bycia, w wierze we własne możliwości, w samoocenie. I tej siły na samym początku naszej drogi uczymy się w domu. Nie chcę, aby dzieci miały pretensje do rodziców, że coś zaniedbaliśmy.
Mam określone obawy, bo przecież bardzo często mamy pretensje do rodziców. Wśród tych najpopularniejszych należą oskarżenia o zmuszanie nas do nauki bądź odwrotnie, zbytnie pobłażanie. Wieczny brak uwagi rodziców, którzy zamiast być blisko, pokazywać nam świat, tyrali. Kontrolowanie naszego wolnego czasu i znajomości. Krytykowanie naszych wyborów. Zabranianie. Zmuszanie do zajęć dodatkowych. Obsesje na punkcie sprzątania. Wieczne porównywanie do innych, w tym rodzeństwa. Ciągłe zmuszanie do popisywania się wierszykami i piosenkami na rodzinnych imprezach. Wyręczanie. Straszenie. Wkładanie niewygodnych rajstop, wiązanie ciasnych kokard. Obcinanie włosów na zero, „żeby wzmocnić”. Niemodne ubrania i fryzury. Realizowanie własnych ambicji kosztem dzieci. Czy mam wymieniać dalej?
Słuchając tych wszystkich narzekań, włos się jeży na głowie. Bo przecież już wiem, odkąd sama jestem mamą, że i ja popełnię masę błędów i to jest nieuniknione. Być może innych niż te, które popełniali rodzice 20 lat temu. I choć mamy teraz masę poradników, blogów, szkoleń i generalny trend wychowywania, a nie tresury, wielu błędów po prostu nie da się nie uniknąć. Każdy rozsądny rodzic chce dla swojego dziecka najlepiej, ale i każdy z nas jest tylko człowiekiem. To, co dziś wydaje się słuszną i prawidłową drogą, wcale nie musi z perspektywy czasu okazać się najlepszą opcją.
Wychowując własne dzieci, masz niepowtarzalną okazję nie popełnić tych samych błędów, które popełniali Twoi rodzice.
Możesz świadomie robić inaczej, lepiej. Możesz starać się głębiej przeżywać rodzicielstwo i eliminować błędy, które zauważasz w swoim zachowaniu i psychice, a które wzięły się z wychowania. Możesz swoje relacje z partnerem i dziećmi układać zupełnie inaczej, niż w Twoim domu. Możesz w końcu mieć tylko jedno dziecko, jeśli cierpiałeś na syndrom „gorszego” brata lub siostry. Możesz nigdy nie sprzątać, pamiętając soboty spędzone na polerowaniu klamek. Masz ten komfort, żeby zamienić pretensje do rodziców w działanie. Z perspektywy widać przecież bardzo wyraźnie, co mogło zostać zrobione inaczej, lepiej.
Jestem jednak przekonana, że choćbyś nie wiem jak stawał na głowie i tak Twoje dzieci będą czegoś w Tobie nie lubić, nie tolerować, do końca życia wyśmiewać, zarzekać się, że same nie będą tak robić. Bo po prostu tak już jest. Różnica pokoleń, mody, podejścia do rodzicielstwa żyje razem z nami i wiecznie się zmienia. I zanim nasze dzieci dorosną, zmieni się kilkakrotnie. Życie tak jest skonstruowane, że dzieci nie znoszą w pewnym wieku swoich starych, mają pretensje do rodziców, ale kiedy mają swoje własne pociechy, zaczynają kapować o co tak naprawdę szło. Na kolejnym etapie dochodzą nawet do wygłaszania podobnych kwestii, na dźwięk których włos im się jeżył w młodości na głowie. O nie! Brzmię jak własna matka, zaczynają myśleć. To też jest zupełnie normalne. Bo kiedyś zauważamy, że rodzice robili, co mogli. Robili tak, jak umieli najlepiej. Bo w tej rodzicielskiej drodze niestety nie ma przepisu, brakuje drogowskazów.
W byciu rodzicem jest tak, jak ze wszystkim innym w życiu. Każdy z nas wie, że alkohol jest szkodliwy, że palenie zabija, że powinniśmy ćwiczyć, jeździć samochodem przestrzegając kodeksu drogowego, unikać stresu, oszczędzać pieniądze. Dlaczego więc wszyscy nie jesteśmy chodzącymi oazami spokoju z pokaźną sumką na koncie i kaloryferem na brzuchu? Tak samo jest z rodzicielstwem. Niby wiemy jaki jest ideał, ale bardzo ciężko go osiągnąć. Zdajemy sobie sprawę z tego, co powinniśmy robić, aby nasze dzieci wychować na ludzi, w praktyce jednak nie jest to takie proste jak upieczenie ciasta z przepisu. Bo dziecko nas zaskakuje, bo sami jesteśmy nieprzewidywalni, bo życie to nie jest babeczka z czekoladą!
Osobiście nie zgadzam się z zrzucaniem swoich niepowodzeń na innych, a tym bardziej obarczaniem rodziców wszystkim swoimi złymi decyzjami i przeżyciami. A bo rodzice to mi nie dali, nie zrobili, nie to i siamto jakoś jeszcze brzmi w ustach zbuntowanego nastolatka. Ale dorosła osoba wiecznie mająca pretensje do rodziców? Przecież my też popełnimy masę błędów. Zamiast analizować w nieskończoność błędy i rodzicielskie porażki naszych starych, żywić wyrzuty do rodziców za rzeczy, które robili bądź nie, warto zmuszać się częściej do autorefleksji.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że molestowanie, przemoc i agresję domu rodzinnego ciężko zwalczyć i można mieć rzeczywiście piętno, którego nie da się tak łatwo pozbyć. Masz jednak zawsze przynajmniej dwie opcje, nawet w tak trudnej sytuacji i po traumatycznych przeżyciach. Możesz zawsze zwrócić się o pomoc. Wierzę w siłę psychoterapii i specjalistów, którzy pomagają „wyjść na prostą”. Możesz też pracować nad sobą. Zamiast siedzieć po uszy w przeszłości i gdybać, możesz zacząć działać i swoje wysiłki i energię włożyć w poprawienie swojej sytuacji, choćby emocjonalnej. Czas wziąć sprawy we własne ręce! Nie tylko w kwestii traumy z dzieciństwa, ale i życia w ogóle.
Piszę to, bo wiem, że i Ciebie męczą dylematy. Czy wystarczająco dobrze spełniasz swoją rolę? Czy wymagać od siebie więcej? Co zmienić, aby było jeszcze lepiej? Jak być dobrym rodzicem? Czy jest w ogóle na to jedna, prosta odpowiedź?
Nie ma. Dlatego apeluję o dystans. O moment refleksji. Jeśli coś nie działa, coś uwiera, martwi – warto to zmienić. Trzeba codziennie starać się być nie idealnym, a wystarczająco dobrym rodzicem, a jeśli się nie udało – próbować wrócić do kursu kolejnego dnia. Musisz jednak pojąć i zaakceptować to, że co byś nie robił, popełnisz błędy, nikt z nas nie jest idealny. I Twoje dziecko przeżyje zapewne okres, w którym się od Ciebie odsunie, w którym będzie negowało Twoje metody. Rób jednak tak, aby nie straciło do Ciebie szacunku. Możliwe, że jeśli Ci się to uda, samo będąc rodzicem przyzna Ci rację w wielu kwestiach.
Na koniec mała anegdotka. Weekend. Dumna, że zaszczepiam dzieciom ambicję i pokazuję, że nawet jak się nie chce, trzeba walczyć, w sobotę byłam biegać, w niedzielę buty do biegania wkłada mąż. Patrzy na to Dominik i z pretensją w głosie mówi:
– W tym domu można oszaleć, wszyscy tylko ćwiczą!
Nie dogodzisz, nie dogodzisz.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!