Dziecku nie trzeba się poświęcać.

Macierzyństwo ma ostatnio zły PR. O ile daję sobie i innym matkom prawo do narzekania, chcę też zasiać odrobinę zdrowego rozsądku. Dziecku nie trzeba się poświęcać.

Wiem, jak to brzmi. Brzmi jak coś, co mówią wyrodne matki na forach dla wyluzowanych mamusiek, co to tylko imprezy mają w głowie, od kosmetyczki jadą do fryzjera, a z koleżanką, która posiada dzieci w podobnym wieku, umawiają się tylko i wyłącznie po to, aby ignorując dzieci pić kawę żaląc się na swój marny los. Nieodpowiedzialne matki, które nie wiedziały co czynią zachodząc w ciążę.

Możliwe, że jest mi łatwiej tak mówić, bo dzieci urodziłam późno. Miałam już swoje przyzwyczajenia i byłam „zepsuta” życiem według własnych zasad, na własny rachunek i tak, jak chcę. W głowie więc mi się nie mieściły te legendy, jakoby dzieci mi miały wszystko zabrać, zniszczyć i uniemożliwić. Byłam też już zbyt zakochana w pewnym stylu życia, uznałam więc od początku, że dziecku nie trzeba się poświęcać.

Możliwe jednak, że jestem po prostu matką, ale jednocześnie pozostałam kobietą. O ile podporządkowałam swój tryb życia dzieciom, zaspokajam ich potrzeby i dbam o rozwój, ja również liczę się w tym układzie, dbam o siebie, ważny jest dla mnie związek i pasja. Wierzę, że dziecku nie trzeba się poświęcać, a przynajmniej nie wbrew sobie, bo ktoś ma takie widzimisię. Nie krytykuję matek, które tak robią, o ile robią to w zgodzie z własnym ja, a nie dlatego, że tego wymaga od nich środowisko.

Nie wykształciłam w sobie tego głosu, który podpowiada, że dzieciom trzeba wszystko oddać, a jak się tego nie robi, to jest się najgorszą, może wcale nawet nie prawdziwą matką? Nie słyszę go ani wtedy, kiedy zamawiam pizzę, bo nie chce mi się gotować obiadu, ani wtedy, kiedy o 5 rano jest dla mnie środek nocy i puszczam mojemu dziecku bajkę, bo nie potrafię się zeskrobać z łóżka, nie słyszę go nawet wtedy, kiedy wychodzę z koleżankami na wino. Choć myśl o dzieciach jest zawsze ze mną, potrafię ją bardzo skutecznie zagłuszyć i zignorować. Na widok Anki Lewandowskiej na meczu bez dziecka nie wpadłabym na myśl, gdzie jest jej miesięczna córka. Bo dla mnie matka to nie jest niewolnica, której nic od życia się nie należy, której życie nagle się skończyło, bo ona ma teraz dziecko.

Rozumiem wybory i to, że ludzie mają prawo do życia według własnych zasad. Nie rozumiem jednak unieszczęśliwiania siebie. A niestety taki obraz matek króluje. Wcale nie tych, które WYBIERAJĄ świadomie życie podporządkowane dzieciom i cieszą się z tego wyboru, a matki męczennice. Wszystko dla dziecka, najnowsze ciuchy, korepetycje, wypasione gadżety, ręka przez pięć godzin kiwająca kołyskę, bo inaczej nie zaśnie, a dla siebie? Dla siebie nic, przecież można chodzić w starych butach, byle dziecko miało, można nie spać, byle wyspało się dziecko, można każdy najlepszy kęs jemu oddawać. Niech tylko wszyscy naokoło widzą, jak bardzo się „poświęcasz”. Jakbyś musiała komukolwiek udowadniać, że im bardziej się podporządkujesz, tym bardziej zasługujesz na zaszczytne miano matki. Podpowiem – zawsze będą tacy, którzy skrytykują Twoje macierzyństwo. Tak już po prostu jest. Jak się poświęcasz dzieciom, zaniedbujesz siebie, wracasz do pracy – zaniedbujesz dziecko, nie wracasz do pracy – jesteś leniwa. Warto więc olać ten aspekt i głównie robić tak, aby Tobie było dobrze.

Każdy z nas chce dla swojego dziecka najlepiej, ale nie zapominajmy o sobie. Dziecku naprawdę nic się nie stanie, jeśli nie dostanie zawsze najmodniejszych butów, iPada i rowerka. Jeśli Twój płaszcz pamięta czasy przed ciążą – zamiast kupować drogie kocyki i gadżety dla dzidziusia – pomyśl o sobie. Bo Ty też masz swoje potrzeby, które powinny być zaspokajane, abyś czuła się szczęśliwa. Dziecku nic się nie stanie, kiedy poczeka na zabawę, aż wypijesz kawę. Sprawdziłam to wielokrotnie, uwierz na słowo. Nic mu się też nie stanie, kiedy podzieli się z Tobą deserem. Serio.

Kojarzysz komunikat z samolotu? Najpierw masz założyć maskę sobie, potem dziecku. Bo dzieci potrzebują silnych rodziców, nie zaniedbanych, niewyspanych i sfrustrowanych, poświęcających się. Dzieci wcale nie proszą o te poświęcenia. Oczywiście, mają potrzeby, które należy zaspokoić, ale nie za wszelką cenę, bo to możliwe, że przyzwyczai dziecko do egoizmu i myślenia, że zawsze ma być tak, jak ono chce. Jeśli Tobie to odpowiada – wspaniale. Tylko dlaczego zamęczasz wszystkich innych swoim męczennictwem? Jeśli szczytem szczęścia jest dla Ciebie dziecko i spełnianie każdej jego zachcianki na cito, dlaczego sprawiasz wrażenie umęczonej i nieszczęśliwej?

Matki, które są z dzieckiem 24 godziny na dobę, bo boją się dziecko z kimkolwiek zostawić, ciągle do mnie piszą o poradę, jak to zrobić, żeby wyjść z domu i żeby nie mieć wyrzutów sumienia. Boisz się, że coś się dziecku stanie, kiedy zostanie z babcią, nianią, czy w żłobku? Mam dla Ciebie małą wskazówkę wybiegającą nieco w przyszłość – czy naprawdę wierzysz w to, że będziesz w stanie być ze swoim dzieckiem zawsze i wszędzie? Czy zamkniesz go w klatce i nie pozwolisz wychodzić? Ile to lat będzie trwało? Czy naprawdę sądzisz, że te dwie godziny, kiedy Cię nie będzie, Twoje dziecko w ogóle zauważy? Czy zawali się niebo, jeśli pojedziesz na weekend z mężem, głównie po to, żeby zwyczajnie się wyspać i zjeść śniadanie bez jojczenia, rozlanego kakao i stu pytań „a dlaczego”? Czy uważasz, że ten jeden wypad, albo nawet jeden na miesiąc, zaważy o poziomie Twojego macierzyństwa?

Chwil z dzieckiem nikt Ci nie wróci? Pewnie, że nie! Z tym, że pamiętaj, tego czasu, teraz, w TWOIM życiu też nikt Ci nie wróci. Jeden raz będziesz w tym momencie. W tym momencie, który bardzo szybko minie. Żaden dzień się nie powtórzy, nie ma dwóch podobnych nocy. Życia nie da się odłożyć na później. Niektóre okazje nigdy się ponownie nie zdarzą.

Tego nikt nie docenia, nie musisz więc nikomu udowadniać, że z chwilą porodu zniknęłaś z powierzchni ziemi, aby ustąpić miejsca matce idealnej. „Tyle dla Ciebie poświęciłam, a Ty teraz…” – niech Cię siły kosmosu, ręka boska czy inna potęga broni od wypowiadania takiego zdania do swojego dziecka. Dajesz tyle, ile chcesz, ale nie spodziewaj się nagród i pochwał za swoje wyrzeczenia. Jeśli więc ich nie będzie, może nie warto zawsze siebie stawiać na szarym końcu, za dziećmi, partnerem i lśniącym piekarnikiem?

Zaharowujesz się, bo dziecku ma mieć łatwiej, ma mieć lepszy start, ma mieć lepiej niż Ty. Ciągniesz na oparach snu? Ile lat można tak żyć? Nie masz czasu zadbać o siebie? Pamiętaj, że w powiedzeniu „szczęśliwa mama, szczęśliwe dziecko” jest mnóstwo prawdy. Poziom frustracji spowodowany głównie narastającymi brakami w zaspokajaniu potrzeb matek, prowadzi do wybuchów złości i agresji. Wiesz przeciwko komu ta złość daje upust? Wiesz, kto oprócz Ciebie na tym cierpi? Twoje dziecko. To ono staje się epicentrum Twojej frustracji.

Musisz mieć możliwość złapania dystansu. Ty też jesteś w swoim życiu ważna. Prawdziwe matki to nie są dla mnie te, które rodzą w bólach, karmią ze łzami w oczach, bo trzeba, choć fizycznie nie są w stanie, nie śpią latami i mają obłęd w oczach, seksowną bieliznę zamieniły na szary dres, nie mają pojęcia co jest w kinie i jak to jest wyjść z domu bez wózka, mokrych chusteczek, za to w butach na obcasie. Nie gratuluję takim matkom, nie podziwiam, bo nie uważam wcale, że kochają swoje dzieci bardziej, że posiadły tajemną wiedzę i są ponad inne. Jeśli to im odpowiada, wspaniale. Mnie nie. Dla mnie liczy się równowaga, umiar i dystans do wszystkiego. Jeśli czujesz, że to „poświęcenie” nie jest dla Ciebie, nie bój się zmian. To, że masz ochotę wyjść z domu bez dziecka, masz ochotę podobać się sobie w lustrze i spełniać nie tylko przyklejona do pralki w swoim domu, to nie jest coś, czego należy się wstydzić i wyrzekać!

Macierzyństwo to prawdopodobnie nasze najtrudniejsze i najważniejsze życiowe zadanie, ale przecież nie jedyne. Dzieci z wiekiem coraz mniej nas potrzebują. Kiedyś wyfruną z domu i wcale nie będą myślały wtedy o tym, czy matka ma co ze sobą począć. Trzeba mieć zawsze plan B na czas, który nastanie po dzieciach. Oby się nie okazało, że kiedyś zostaniesz z niczym i naprawdę mało kogo będzie interesowało to, że latami zaniedbywałaś siebie, żeby podłogi lizać i ciasta piec. Matka Polka cierpiętnica, prawdziwa madka, to właśnie te kobiety zatruwają potem życie swoim dorosłym dzieciom, nadal nie mogąc pogodzić się z faktem, że wyfrunęły z gniazda. Nadal najbardziej na świecie chcą czuć się potrzebne. Stają się upierdliwymi teściowymi i nadopiekuńczymi babciami. Chyba tak nie chcesz, co? Dawanie jest potrzebą serca, dajesz, bo czujesz, że chcesz, bo kochasz, a nie po to, aby kiedyś swoje ukochane dziecko szantażować.

Masz dziecko, ale już jakby nie masz partnera, który stał się tylko tym, który dzieckiem gorzej się zajmie, pieluchy nie potrafi przebrać tak idealnie jak Ty? Nikt z nas nie ma czasu, środków i możliwości na pogodzenie wszystkich życiowych ról. Musimy się jednak starać nie zaniedbywać naszego związku. W końcu przecież chcemy, żeby z ojcem naszych dzieci łączyło nas coś ponad te pieluchy. Dla przeciętnego faceta dziecko jest kolejnym etapem w życiu. Spotkałam się raz z kolegą na obiad. Spytał „jak dzieci”, ja spytałam „jak mała w przedszkolu” i przez kolejne dwie godziny nie zamieniliśmy słowa o dzieciach. Gdybym na ten obiad umówiła się z koleżanką, wyszłabym z wiedzą o każdej kupce i dziecięcym dylemacie, jaki pojawił się w jej domu. Miejmy o czym rozmawiać ponad te przysłowiowe zupki i kupki! To w pewnym momencie każdemu wychodzi bokiem.

Dziecko, mąż i teściowa muszą się nauczyć, że Ty nie jesteś na każde zawołanie. Macierzyństwo dodaje przecież skrzydeł, motywacji do lepszego, pełniejszego życia. Nie ucz swojego syna, że kobieta jest niewolnicą. Nie ucz swojej córki, że z chwilą urodzenia dziecka matka staje się więźniem domowym. Nie wierz w to straszenie, „zobaczysz, jak Ci się urodzi dziecko, na nic nie będziesz miała czasu”. Otóż, przy odrobinie organizacji, będziesz miała czas na co tylko uznasz za ważne. Na pewno nie na wszystko na raz, ale na wiele rzeczy będziesz mogła sobie pozwolić. Dzieci nic nam nie zabierają. Wręcz przeciwnie!

Wybrałyśmy sobie los matek, jesteśmy za dziecko odpowiedzialne, możemy sobie czasami ponarzekać, ale i tak wiadomo, że oddamy wszystko, żeby dziecku było dobrze. Prywatnie jestem spełniona nie tylko wtedy, kiedy moje dziecko ma w plecaku babeczki mojego wypieku. Jestem spełniona, gdy czuję, że moje życie jest wartościowe i satysfakcjonujące na wszystkich frontach. Pełne marzeń, planów, sukcesów, ale i drobnych przyjemności. Wspólnych, rodzinnych, ale i moich, zupełnie niezwiązanych z dziećmi. Kiedy przebiegłam maraton wcale nie robiłam tego z myślą o dzieciach na przykład. Stałam się jednak lepszą mamą. Bo jak się wywściekałam podczas treningu, byłam jak ten kwiat lotosu i mogłam znowu malować, rysować i lepić. Miałam odskocznię, bez której mój mózg naprawdę zamieniłby się w kaszkę.

Nie dajmy się pieluszkowemu zapaleniu mózgu. Dziecku nie trzeba się poświęcać, bo wyraz „poświęcenie” jest negatywny. Jego synonim to przecież strata. Poświęcasz coś dla dziecka? Obyś nie poświęciła siebie. Bo od tego poświęcenia może nie być odwrotu, a życie jest tylko jedno. Twoje też. Innego już nie będziesz miała.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!