Wszystkiego się nie da.

Nie wiem właściwie jak to się dzieje, że wiedziemy w większości całkiem normalne życie i dobrze nam z naszą zwykłością, bylejakością i życiem w szeregu. Do momentu, w którym rodzimy dziecko. Bo wtedy nagle wszystkim nam się wydaje, że oto bierzemy udział w konkursie na matkę dekady. Nie tylko nam się tak wydaje, my same, dobrowolnie, stajemy w szranki. Bo wszystko naokoło w jednej chwili wydaje się niewystarczające. My wszędzie musimy być na 100%, choć nie od dziś wiadomo, że wszystkiego się nie da. 

Dzieci? Jasne! Od razu na szybko, rok po roku, żeby się razem chowały, żeby urlop jeden po drugim, trochę odchowam i wrócę do pracy. Tak przecież podobno łatwiej. Dom? Tak! Koniecznie duży, z przerażającym kredytem, biały, modny, to nic, że trzeba sprzątać na kolanach, a każdy paproszek woła „Helloł! Tutaj jestem! Test białej rękawiczki oblany! Znowu”! Mąż? Oczywiście. Najlepiej idealny, przystojny, zadbany, z pazurem, ale ogarnięty domowo, ma z nami rodzić, pomagać, a potem biegać na siłkę, hobbistycznie czytać w myślach. Praca? Koniecznie. Tylko w dobrej firmie, najlepiej takiej, która zachęca kobiety do udawadniania, że kariera jest najważniejsza. Jeśli tylko na chwilkę opuszczą biurko, aby w przerwie między projektami urodzić, przeżyć połóg i zaprzyjaźnić się z nianią, na ich miejsce może czyhać 15 bezdzietnych koleżanek.

Tak się nie da moje drogie. To, co wcześniej wydawało nam się normalne, po porodzie okazuje się mrzonką. Bo teraz ma być wyjątkowo. Ma być najlepiej, żeby nie gadali, żeby nie truli, żeby wyrzuty sumienia uciszyć. Trzeba na każdym polu udowadniać, że kto jak kto, ale JA? Ja dam radę! A przecież nie ma ludzi idealnych, wszystkiego się nie da. Kiedyś wiodłyśmy spokojne, nieperfekcyjne życie. Dlaczego teraz nam się zdaje, że można inaczej? Że da się tworzyć ideał i nie oszaleć?

Jak przeżyć macierzyństwo i nie zwariować? Odpowiedź jest banalna. Potrzeba dystansu. Trzeba umieć wypośrodkować. Dzisiaj ugotujesz trzydaniowy obiad, posprzątasz jak w pięciogwiazdkowym hotelu, narysujesz, zaśpiewasz, ulepisz, wypierzesz, wyprasujesz, a potem jeszcze usta umalujesz i z podniesioną głową pójdziesz z potomkiem na spacer, czując, że właśnie rzygasz tęczą. Tak to właśnie miało wyglądać w Twoim wielkim planie na życie, dokładnie tak wyobrażałaś sobie zabawę w dom. Da się, prawda?

A jutro? Może już jutro będzie ten dzień, kiedy od rana wkurzy Cię wszystko. Ten dzień, kiedy głowa, po niespokojnej nocy, przerywanej czuwaniem, a w końcu pobudce o 5, nie przestanie boleć. Dzień, w którym do 17 będziesz snuła się po domu w piżamie, z rozbabranym każdym kątem, z niedokończonym obiadem i odkurzaczem od rana na środku salonu. Dzień, w którym starczy sił tyko na zamienienie piżamy na rozciągnięty dres, energii na zamówienie pizzy i puszczenie dzieciom bajki. A potem modlenie się o przetrwanie do 19. Dzień, w którym rozczarowanie macierzyństwem sięga zenitu.

A może poszukasz swojego własnego optimum? Czegoś pośrodku rzyganiem tęczą, a umęczeniem? Warto dążyć do zadowolenia z nieidealnego życia w nowej rzeczywistości. Uwielbiam moje dzieci, jak każda matka. Ale odczuwam też silną potrzebę przyznawania głośno, że się dla nich nie poświęcam. Lubię nasze wspólne chwile, z własnego wyboru moje życie składa się teraz z bycia mamą. Dlatego nie mam wyrzutów sumienia przyznając, że czegoś nie dam rady. Że nie mam siły. Że odpuszczam. Że chcę wyjść i pobyć chwilę sobą. Nawet „siedząc w domu”, co wielu osobom wydaje się przywilejem, mam swoje potrzeby. Nie zamieniłam się w dzikuskę przywiązaną do pralki. Nie muszę się nikomu tłumaczyć z tego, że gdzieś tam w domu jest kurz, nieposkładane pranie, a na obiad tylko kupne pierogi. Nikomu nic nie muszę udowadniać. Jestem matką, ale nie biorę udziału w żadnych konkursach. Mam 40 lat i wiem już, że dobrze to bardzo komfortowy stan. Nie gonię własnego ogona. Biorę na klatę tyle, ile udźwignę. Reszta poczeka do jutra. Może jutro zaatakuję to ze zdwojoną siłą. A może odpuszczę. Jestem szczęśliwa ze swoim wyborem bycia nieperfekcyjną, nawet jeśli w niektóre dni oznacza to zupełnie do bani. Bo wszystkiego się nie da. 

Opanowałam hormony, wyścigi matek, rywalizacje przedszkolne, mody na eko i skandi. Nie jestem w stanie na wszystkich polach brylować i żadne prania mózgu mnie do tego nie przekonają. Nikt nie jest idealny. Nigdy. Nawet roboty się psują. Nawet najlepszy sprzęt trzeba ładować, żeby zadziałał. Wiem to od zawsze i bycie mamą nie zmieniło tego poglądu. Jako matka jestem po prostu wystarczająco dobra. W jeden dzień jak milion dolarów, w drugi jak stara stówka z Waryńskim. Ważne, że bilans się zgadza. I to jest odpowiedź na najczęściej zadawane mi pytanie „jak Ty to robisz”? No właśnie tak. W jeden dzień najważniejszy jest dla mnie balet córki i piłka syna, w drugi trzydaniowy eko-sreko obiad, a jeszcze w trzeci olewam to wszystko, bo odrost mnie z lustra straszy. Idę więc do fryzjera, a wieczorem, zamiast jechać na szmacie, obejrzę z mężem serial. Nikt nic nie traci, nikt nie szaleje. Wszystkiego się nie da.

Jedyne, na co naprawdę mam ochotę, to zawinąć się w koc, przytulić kubek ciepłej herbaty z miodem, cytryną i imbirem, otworzyć książkę, a jak już znudzi mnie czytanie, przewrócić się na drugi bok i puścić całkiem mało ambitny film. Tak, mam ochotę zalegać na kanapie, bo przeżywam krótką depresję, z porywami żałoby. Ciepłe wieczory, przesiadywanie w parku do późna, wyścigi na hulajnodze, lemoniada i codzienne lody to aktualnie nieosiągalna wizja. Daję sobie czas na hibernację. I robię to z dziećmi, bo niby dlaczego miałabym zakładać, że codziennie mam im zapewniać kreatywne zabawy? Jeden dzień zalegniemy na kanapie, może już jutro będzie trochę lepiej? Nie wiem. Dziś po prostu poleżymy. Bo każdemu, nawet matce, zdarza się gorszy dzień.

To, co? Podusię?

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!