Modlitwa matki.

Modlitwa matki.

Panie!

Przez cały dzisiejszy dzień do tej pory jestem idealną matką i postępuję tak, jak należy.

Ani razu się nie skarżyłam, że ktoś wylał na mnie soczek, opluł owsianką i ubrudził farbkami.

Na nikogo nie podniosłam głosu, nie krzyczałam.

Nie mamrotałam pod nosem, setny raz wycierając podłogę z czegoś, co przypominało mix dżemu, rozdreptanych kredek i śliny.

Nie przeklinałam następując gołą stopą na klocek Lego.

Nie złościłam się, że nawet w łazience nie mogę być sama.

Nie mówiłam o nikim nic złego.

Nie chciałam w odwecie ugryźć swojego dziecka.

Nie płakałam, nadstawiłam drugi policzek, kiedy w pierwszy uszczypnął mnie syn.

Nie podważałam Twoich kompetencji, że widzisz to i nie grzmisz.

Nie oszukiwałam mówiąc, że w zupce nie ma pietruszki, choć kilka minut wcześniej ją tam wmiksowałam.

Nie byłam zazdrosna o wszystkie mamy, których dzieci są dzisiaj w przedszkolu.

Nie byłam samolubna udając, że jeszcze spię, choć słyszałam donośne Maaaaaammoooooo.

Nie byłam uszczypliwa, wypowiadając ulubione “a nie mówiłam”.

Ani raz nikomu nie groziłam słowami “jak jeszcze raz…”

Nikogo nie straszyłam, że zostawię samego na placu zabaw.

Nie szukałam porad, jak bezpiecznie obwiązać dziecko taśmą klejącą.

Nie wymawiałam Twojego imienia nadaremno, próbując wcisnąć małego człowieka w obcisłe rajstopy.

Nie opowiadałam historii o duchach, czarownicach, fruwających kucykach i magicznych mocach, po to tylko, aby moje dziecko wysiedziało w kolejce do lekarza.

Nie zerkałam co 5 minut na zegarek, obliczając, ile jeszcze pozostało do drzemki.

Nie kalkulowałam, co tak naprawdę może się stać, jeśli dziecko zje odrobinę ciastoliny.

Ani raz jeszcze nie uniosłam wzroku do nieba, prosząc Cię o pomoc, cierpliwość, siłę.

Nie miałam pokusy, aby wyjść z domu trzaskając drzwami i nigdy nie wracać.

Nie miałam morderczych myśli, odnajdując na nowej torebce ślady niezmywalnego pisaka.

Nie zastanawiałam się nad zamknięciem dzieci w łazience, aby choć na chwilę dały mi spokój.

Nie próbowałam nikogo przekupić, aby połknął niedobre lekarstwo.

Nie zazdrościłam bezdzietnym ciepłej kawy.

Nie zastanawiałam się, gdzie popełniłam błąd i co złego zrobiłam w poprzednim życiu.

Nie nazwałam ani jeden raz moich dzieci bandą dzikusów.

Nie byłam złośliwa i nie zamknęłam się jeszcze w miejscu niedostępnym dla dzieci, podczas gdy one dalej bawiły się w chowanego i mnie szukały.

Nie dzwoniłam dziś do męża, ponaglając, aby wracał natychmiast do domu.

Nie marnowałam czasu na rozmyślania nad wynalezieniem szczepionki, która uodporni moje dzieci od wszystkich chorób, które powstrzymują je od chodzenia do przedszkola.

Nie modliłam się do kanału MiniMini.

Nie korciło mnie, aby zająć się swoimi sprawami, a dzieci posadzić przed telewizorem w towarzystwie słoika nutelli.

Ani raz nie skłamałam, że mam w kieszeni żelki, które dam dzieciom, jeśli tylko zechcą grzecznie wrócić z parku do domu.

Cały dzisiejszy dzień kocham swoje dzieci i ani raz jeszcze nie myślałam o tym, że chciałabym, żeby na jeden dzień zamilkły. 

Jestem Ci za to wszystko bardzo wdzięczna.

Ale Panie, za chwilę mam zamiar wstać z łóżka i od tej pory będę bardzo potrzebować Twojej pomocy…

 

Zdjęcie: pixabay.com.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!