Macierzyństwo 2.0

Bardzo często, kiedy napiszę w tym moim internetowym dzienniczku, że najgorszym sędzią matki jest druga matka, pojawiają się głosy, że tego już przecież nie ma, nie dowalamy sobie, raczej wspieramy, nie wtrącamy i rozumiemy doskonale, że można mieć słabszy dzień i jedna sytuacja, której akurat jesteś świadkiem, to tylko wycinek życia tej rodziny. I dobrze. Chociaż wiem, że nie jest to do końca prawda, bo z racji tego, co robię, dostaję masę sygnałów potwierdzających moją tezę.

Chodzę na różne kursy, czytam wiele książek, współpracuję z psychologiem, pracuję nad sobą, poświęcam masę czasu dla dzieci, a i tak nie jest u mnie idealnie, moje dzieci się kłócą, potrafią doprowadzić mnie do rozstroju nerwowego, urządzić scenę na środku marketu, bywa, że pyskują, nie słuchają, nie sprzątają, mają rozmaite przejścia w szkole, a 8 letnia córka nadal pracuje nad poprawnym wymawianiem „sz”.

Zdarza mi się płakać z bezsilności, w środku nocy. Wtedy, kiedy wiem, że mogłam lepiej, że to ja popełniłam błąd, że to ja powinnam kontrolować sytuację, że przecież porafię. Zdarza mi się bić głową w ścianę. Zdarza mi się myśleć, że już nie dam rady. Zdarza mi się czuć, że ten temat mnie przerasta, a przecież jeszcze najgorsze przed nami.

Coż z tego, że wiem, że rozumiem, że potrafię napisać wspaniały scenariusz jak to o 15:30 z wielkim uśmiechem na ustach odbieram moje zadowolone z życia i szczęśliwe dzieci ze szkoły. Idziemy w podskokach, zabawiani rozmową o wspaniałym dniu w szkole do auta, ja serwuję przekąski zgodnie z wytycznymi WHO, które dzieci zjadają stojąc przed samochodem, wszak w samochodzie nie jemy, grozi to ryzykiem zakrztuszenia. W aucie każdy grzecznie, ustępując rodzeństwu, zajmuje swoje miejsce. Jedziemy, dzieci same wyciągają z plecaków interesujące ich lektury, które kontemplują w ciszy i skupieniu. Dojeżdżamy na miejsce treningu. Przebieramy się, zachwyceni wizją dwóch godzin sportu. Ja oczywiście pomagam trenerowi w przeprowadzeniu treningu, w końcu przecież zawsze marzyłam o tym, że kiedy stanę się matką, będę wszystkie popołudnia w tygodniu spędzała na treningu piłki nożnej i gimnastyki artystycznej z bandą 5-6-7-8 latków, zmęczonych całym dniem i oczekiwaniami rodziców, którzy doskonale widzą, że mały Antoś to drugi Ronaldo. Wracamy do domu, dzieci od progu biegną uporzadkować swoje pokoje i przygotować ubrania na kolejny dzień. Każdy w swoim pokoju odrabia lekcje, potem wszyscy razem, na białym dywanie gramy w planszówki. Siadamy do rodzinnej trzydaniowej kolacji, która nie została kupiona w markecie, nie jest to nic smażonego, jest za to bez glutenu, mięsa, cukru, laktozy, fruktozy, soli, dodatków smakowych (no dobra, pijemy po prostu wodę), przy której nikt nie grymasi, nikt nie wylewa kompotu, nikt się z nikim nie kłóci o to, czy dostał swój talerz pierwszy, czy może drugi. Dzieci na wyścigi oferują zmywanie naczyń, po czym zrezygnowane, kiedy ubiegnie ich brat lub siostra, idą pod prysznic, dają nam całusa na dobranoc i udają się spać. I tak nam słodko mija dzień za dniem.

W rzeczywistości wygląda to trochę inaczej. I chyba wygląda to inaczej u Ciebie, Aniu, Moniko i Gosiu, bo codziennie piszesz do mnie, że masz dość, że nie wiesz co dalej, że dziękujesz mi za kolejny tekst, w którym nie próbowałam Cię zgnoić za kanapkę z nutellą i parówkę na kolację, za ten moment, w którym krzyknęłaś z całych sił „cisza”! kiedy darcie Twoich dzieci o mało nie rozwaliło Ci bębenków. Ten tekst, w którym Ci pokazuję, że to normalne, że oddałabyś w jednym momencie życie za swoje dziecko, a w drugim chętnie oddałabyś je na kilka dni w dobre ręce, żeby w ciszy i spokoju wypić herbatę. Ten tekst, w którym pocieszam, że pogodzenie roli matki, z rolą kobiety, z karierą, dbaniem o siebie, o dom, relacje z innymi i jako takie zdrowie, to niemożliwe do wykonanie zadanie, chyba, że spuścisz czasami z tonu. Czy to już ta wypomniana bylejakość? Czy po prostu instynkt przetrwania?

Możliwe, że gdzieś są ludzie, którzy w wychowaniu nie popełniają błędów. Możliwe, że są matki, które po pracy i wykonaniu miliona czynności analizują swój każdy ruch i słowo, aby nie spowodowały traumy za 30 lat. Może naprawdę mają dzieci, które słuchają za pierwszym razem, w restauracji siedzą cichutko kontemplując menu, nie sprawiają żadnych kłopotów w szkole, sprzątają bez przypominania, nie fascynuje ich słowo kupa, jedzą co im się pod nos podstawi, kochają się z rodzeństwem i wszystkimi rówieśnikami i rozwijają książkowo. Ja nie mam takich dzieci. Nie mam też takich oczekiwań. Ani w stosunku do moich dzieci, ani do siebie.

Możliwe, że to są wymówki. Nie sądzę jednak, aby w każdym domu były to wymówki. Naprawdę robimy wszyscy wiele. Możliwe, że więcej, niż możemy i potrafimy. I wiem, że jest nas takich matek ogrom. Matek, które żyją z myślą o dzieciach od momentu otwarcia oczu, do padnięcia po całym dniu na poduszkę. A i tak popełniają błędy, widzą wyraźnie braki cierpliwości, wiedzą, że ten czy inny dzień nie był najlepszy. Z podkulonym ogonem opuszczają placówkę, w której zostawiły dziecko po niezbyt dobrym poranku. Będą miały wyrzuty cały dzień, a przecież w pracy mało kogo to obchodzi, że ich dwulatka nie chciała dziś rano współpracować i po trzydziestym piątym upomnieniu, błaganiu i przypominanii rozpętała się awantura, bo komuś puściły nerwy. Łykają w ciszy łzy rozczarowania. I proszą o lepszy moment. Może jutro? A przecież dzieci to tylko jedna z kwestii do ogarnięcia w życiu.

Ja wiem, że są ludzie, którzy wiedzą. Wiedzą wszystko, potrafią więcej, umieją w życie dużo lepiej, wybaczają sobie, mają tolerację na fochy i dziecięce bunty. Gdzieś na pewno są. Nie widuję ich, otaczają mnie raczej ludzie, którzy mają zmartwienia, problemy rodzinne, kiepskie momenty w związkach, jesienną depresję, zapierdalankę w robocie, pryszcza na nosie, wgnieciony błotnik, burdel w chałupie i długi. I ci ludzie w życiu z dziećmi też mają te problemy. One nie znikają, nie jest to niczyja wina. Po prostu – nadal jesteśmy tylko ludźmi. Nawet wtedy, gdy bardzo byśmy chcieli otulić świat naszych dzieci watą cukrową (ale bezcukrową of kors) i beztrosko polegiwać godzinami na tym czyściutkim dywanie. Możliwe, że to są wymówki.

Na pewno życie w rodzinie to bagaż, które dzieci niosą ze sobą przez całe życie. Wielu z nas musiało rozliczyć się z przeszłością. Czy jesteśmy jednak w ogóle, jako rodzice, w stanie sprawić, że nasze dziecko wyrośnie na kogoś idealnego, bez kompleksów, żalu, czy rozczarowania? Ja już wiem, że nie. Mam troje dzieci, które urodziły się minuta po minucie, wychowuje je ten sam zestaw osób, w tym samym domu, w tym samym czasie. A każde moje dziecko jest inne, ale to tak totalnie. Są przecież kwestie genów, rówieśników, upodobań, chęci, predyspozycji. Naprawdę nie rozumiem świata, w którym stajemy się robotami, zaprogramowanymi na konkretne zachowania, które w efekcie mają przynieść pożądany efekt. Czy my dalej mówimy o człowieku? Dziecku? Wychowującym się w rodzinie? Czy to tylko produkt naszych (bądź cudzych) wybujałych oczekiwań?

Chcemy ustrzec nasze dzieci przed niektórymi traumami, których sami doświadczyliśmy. Chcemy zapewnić im lepszy start. Chemy dać przyszłość, której sami nie mieliśmy. Chcemy zaprogramować świat bez bólu. Ale choćbyśmy stawali na głowie, nasze dzieci będą miały problemy, miłosne zawody i porażki. Na swojej drodze nie spotkają tylko robotów, wymawiających pożądane sekwencje i postępujących w jedyny słuszny sposób.

Współczuję, jesli spotykasz w swoim życiu matki z takimi poglądami jak ten zacytowany. Musi być bardzo ciężko oczekiwać od siebie samej perfekcyjności, ciągłego doprowadzania się do porządku i stania na baczność względem wymagań i niedoścignionych wzorców. Musi być bardzo ciężko żyć pod presją przyszłości, która będzie karą za najmniejsze dzisiejsze potknięcia. Musi być bardzo ciężko nie pozwalać sobie na błędy.

Życie nie jest łatwe. Bycie matką nie jest łatwe. Naprawdę nie dają za to medali. A jak nie dają, ja w tym konkursie po prostu nie startuję. I moje dzieci kiedyś powiedzą, że mogłam tak, czy siak, same będą robiły inaczej. Ważne, że wiem, że robiłam, ile mogłam. Moje macierzyństwo jest niedoskonałe. Ale może to wystarczy?

Zdjęcie: https://unsplash.com/photos/BEbbWvNdCqI

    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.