Pierwsze urodziny bloga.

Minął rok, odkąd założyłam ten blog. Pierwsze urodziny bloga to czas na małe podsumowania i podziękowania.

WCZORAJ

Nie wiem kiedy to minęło. Wiem natomiast bardzo dobrze JAK minął mi ten rok. Można podsumować go jednym słowem: pisanie. Cały rok pisałam. Czasami pisałam i się śmiałam, pisałam i się wstydziłam, pisałam i płakałam, pisałam i się bałam.

Bałam się Waszej reakcji. Czy tekst się spodoba? Czy nie przesadzam? Czy będę musiała walczyć z pogróżkami i hejtem? Bałam się też o to, jak na to pisanie sama zareaguję. Niektóre wpisy kosztowały mnie przyznanie się przed sobą do najgorszych prawd. Bywa, że nie lubię swoich dzieci, nudzą mnie niektóre aspekty macierzyństwa, popełniam błędy, bywają dni, kiedy mam ochotę wrzasnąć “nie ma mnie” na kolejne, głośne Maaaaamooooo. Piszę o niewyobrażalnej miłości, szczęściu, radości, wierze i sile, jaką dają dzieci. Ale i o dławiącym, dosłownie i w przenośni, poczuciu strachu i odpowiedzialności, jaki czuję względem swoich dzieci. O roli kobiety, matki, żony. O bolączkach kobiet, które siedzą w domu, o dylematach matek pracujących, o fenomenie nowoczesnego ojca, motywacji do zastąpienia słowa “jakoś” na “jakość”, o byciu sobą.

I to bycie sobą chyba najlepiej robi mojemu blogowi. W moim domu nie ma skandynawskiego chłodu i chociaż zdrowo się odżywiam, lubię Big Maca. Choć przebiegłam maraton, bywa, że poleżę na kanapie. Mam silną wolę i walczę ze sobą od lat, o uśmiech, czasem nawet przez łzy. To nie oznacza, że nie dopada mnie chandra, która powoduje, że nic mi się nie chce, a świat jest do niczego. Staram się być świadomym rodzicem, pozwalam jednak na pizzę i bajki. Wiem, że cierpliwość to klucz do dobrego rodzicielstwa, ale często przyznaję, że mi jej brakuje i mam ochotę wystrzelić moje dzieci w kosmos. Słowo empatia odmieniam przez wszystkie przypadki, nawet wtedy, kiedy jej nie mam. Ta autentyczność przyciąga.

Przez ten rok dowiedziałam się, jakie to uczucie, kiedy w jeden dzień dwa tysiące osób napisze – jesteś super. Dowiedziałam się też, jak to jest przeczytać tysiąc intymnych komentarzy, ludzkich historii, z których przebija tęsknota i miłość. Tęsknota, żeby miłość do naszych dzieci dobrze przeżyć. To bardzo nakręca. Nie w kontekście obrastania w piórka, a w chęci dążenia do jeszcze lepszej jakości. I do jeszcze większej odpowiedzialności za treść.

Inni blogerzy pytają mnie o klucz do sukcesu. Zaczęłam od zera, od Fanpage, który miał 1 fana i postów, które czytała garstka osób i pozostawiała je bez jednego komentarza. Jeśli kiedykolwiek przyznam, że odniosłam sukces i mój blog jest najlepszy – to będzie oznaczało jego koniec. W moim przekonaniu sukces to podróż, a nie cel. To droga, w trakcie której ja się uczę i mogę moim doświadczeniem podzielić się z innymi. To, że mój blog jest dobry dzisiaj, oznacza, że muszę jeszcze wiele zrobić, aby jutro był jeszcze lepszy.

Stres o to, jak przyjmie się tekst, nigdy nie mija, tym bardziej cenię znaki od Was, że jest ok. Bywa, że wena mnie opuszcza, wtedy przypominam starsze posty. Tych dobrych jest tutaj kilka, a wiem, że nie wszyscy przeczytali od deski do deski (w końcu to już ponad 180 postów). Nie piszę pod publikę, nie zmuszam się. Pisanie to przyjemność, choć bywa ciężką pracą. Nie opuszcza mnie natrętna myśl, że już nic lepszego nie wymyślę. Nie kradnę innym tematów, nie czytam wielu blogów, a te, na które zaglądam, są zupełnie inne od mojego. Nie chcę nikogo kopiować.

Ciągle podkreślam, że ten blog to moja spowiedź i motywacja. Piszę go też dla siebie, niektóre wpisy, tak jak Was, motywują mnie, zmuszają do przemyśleń i działania. Piszę, bo życie szybko mija, nasz punkt widzenia bardzo się zmienia. To, co dziś jest dla nas oczywiste, kiedyś będzie wydawało się absurdalne. Związek z matką bywa bardzo skomplikowany. Ten blog to też próba wytłumaczenia moim dzieciom co mną kierowało. Wiem, że kiedyś go przeczytają, może łatwiej będzie im pewne rzeczy zrozumieć.

www.calareszta.pl

DZIŚ.

Blog czyta coraz więcej osób, teraz są to już grube tysiące, dla mnie wciąż niewyobrażalne są te statystyki i liczby. Przecież te tysiące to ludzie, indywidualne historie, marzenia, rodziny, problemy i radości. Są tacy, którzy zaglądają codziennie. I tacy, którzy przeczytali każdy wpis. Odbywa się to bez reklamy i kupowania fanów. Nie organizuję konkursów i nic nie rozdaję, a jednak codziennie przychodzicie. Po cichu mam nadzieję, że to nagroda za moją ciężką pracę. Za szukanie dobrego tematu i sposobu jego przedstawienia. Za dopieszczanie każdego wpisu, choć mogłabym machnąć ręką. Nie odpuszczam, bo wiem, że ktoś tam, po drugiej stronie, czeka na ten tekst, a ja nie chcę go zawieść.  Nie ignoruję żadnej Waszej interakcji. Jeśli nie będę odpisywać na komentarze, wkrótce przestaniecie do mnie zagadywać. Czuję, że muszę znajdować na to czas.

Choć pokazuję na blogu moje dzieci i poruszam głównie tematy rodzicielskie, celowo odwracam od nich uwagę. To Ciebie, rodzicu, chcę skłonić do przemyśleń. Zdjęcia dzieci i stylówek w tym nie pomogą. Liczy się tekst. Wierzę, że dobry się obroni.

Kiedy zakładałam fanpage i nastawiałam się na pisanie do szerszej publiczności, miałam nadzieję, że blog będzie przynosił mi korzyści finansowe. Jak na razie przynosi… straty. Hosting, domena, profesjonalna strona, dobry aparat. To wszystko kosztuje. Nie mówiąc już o czasie, który poświęcam na pisanie, dbanie o wygląd bloga, kontakt z Wami. A ten czas przecież jest jedynym nieodnawialnym dobrem. Z szacunku do Waszego czasu konsekwentnie odmawiam śmieciowych współpracy. Czułabym się co najmniej tak, jakbym dawała Wam (za przeproszeniem) w pysk, gdybym nagle zaczęła tutaj pisać o maści na odparzenia, czy sprzęcie do odciągania kóz. Oczywiście, że nic co ludzkie nie jest mi obce. Jakoś mi to jednak nie pasuje, aby obok intymnych zwierzeń, pojawiały się reklamy AGD. Calareszta.pl nigdy nie będzie słupem reklamowym. Nie jestem w stanie reklamować też czegoś, w co nie wierzę. Cierpliwie czekam, choć możliwe, że się nie doczekam. I tak było warto. Czuję i wiem, że coś zmieniam. Wpływam na czyjeś życie, nawet jeśli jest to 5 minut przyjemności, płynące ze zjedzenia kawałka ciasta z mojego przepisu. Piszecie, że uratowałam komuś świąteczny nastrój, sprawiłam, że Sylwester był wyjątkowy, albo że zmieniliście nastawienie i jesteście lepszymi rodzicami po lekturze moich wpisów. To jest dla mnie kosmos, który ciężko ogarnąć umysłem.

Nikomu się nie podlizuję. Nie linkuję bez końca “topowych” blogerów, licząc na to, że mnie zauważą. Byłam na trzech eventach dla blogerów, na których nie zrobiłam sobie z nikim “słynnym” zdjęcia, nie rozdawałam wizytówek, choć metr ode mnie siedziały moje blogowe inspiracje. Nie robię z siebie głupka, czy świętej i nieomylnej. Kieruję się zasadą, którą i Wam polecam – Jeśli jesteś sobą, bardzo szybko może się okazać, że jesteś nie do podrobienia.

Cieszą mnie zasięgi, polubienia, komentarze i udostępnienia. To jest jedyna możliwa forma zaistnienia w świadomości szerszej publiczności i potwierdzenie, że to, co robię, ma dla kogoś jakiś sens. Uwielbiam wręcz wdawać się z Wami w dysputy, dużo się przez to uczę i dowiaduję nowych rzeczy. Nauczyłam się na przykład tak pisać posty, aby zostawiać w nich furtkę na odmienne zdanie. Może dlatego nie dotyka mnie hejt? Skasowałam trzy tylko komentarze i jeszcze raz podkreślam – dla chamstwa nie mam tolerancji. To nie jest do końca pożądane zachowanie, bo według blogerskich guru, mamy być wyraziści i kreować konkretną opinię, nawet jeśli jest dla kogoś krzywdząca. Dla mnie oczywistym jest, że to, co ja sobie myślę, to pogląd subiektywny, a nie jedyna, możliwa i słuszna droga. Kontrowersyjnie nie da się pisać codziennie.

Wiem, że jesteście często zabiegani, albo nie lubicie zostawiać po sobie śladu w sieci. Rozumiem to doskonale. Proszę jednak o jakiś znak, od czasu do czasu. Może mieć formę prywatnej wiadomości. Odpowiadam na każdą i na każdy komentarz na blogu, choć czasem z opóźnieniem. Dzięki Wam ten blog żyje i się rozwija. Jesteście wyjątkowi, kulturalni i otwarci. Obcowanie z Wami to czysta przyjemność. Dziękuję, że jesteście ze mną!

www.calareszta.pl

JUTRO

Mam nadzieję wystartować w konkursie Blog Roku Onetu w dwóch kategoriach – Blog Roku w kategorii Parenting i Tekst Roku (oczywiście “Już nie pamiętam”). Jestem ciekawa jak się to potoczy. Liczę na Was, bo decydują tutaj głosy czytelników. Będę Wam jeszcze o tym pisać w lutym.

Mam zamiar już wkrótce wprowadzić nową kategorię, z której będziecie szczególnie zadowoleni, bo będzie służyła ułatwianiu Wam życia. Już teraz nad tym intensywnie pracuję i jestem podekscytowana wizją zaprezentowania Wam mojego pomysłu.

No i ostatni, najbardziej śmiały plan, a jednocześnie spełnienie mojego wielkiego marzenia. W 2016 roku mam zamiar wydać książkę. Na razie nieśmiało rozglądam się za wydawcą i w głowie układam szkic. Mam nadzieję, że starczy mi odwagi, siły i zaparcia, żeby ten plan zrealizować.

Jedyne, czego mogę sobie życzyć to jeszcze większego Waszego zaangażowania. Bo ten blog jest dla Was. Dziękuję każdemu z osobna za wszystkie komentarze, polubienia, udostępnienia, za prywatne wiadomości i kibicowanie mojemu rozwojowi, którego jesteście tutaj świadkami. Bez tych interakcji moje pisanie jest jak list bez odpowiedzi. Ten blog to spełnienie jednego z moich marzeń – pracy, którą wykonuję z przyjemnością.

Pomóż mi w jego spełnianiu. Halo, jesteś tam?

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!