Kilka sposobów na przetrwanie.

Kilka sposobów na przetrwanie. Mówię głośno o tym, że psychicznie ciężko jest nam ostatnio wydolić. Pewnie, nie tylko nam. Pewnie, nie ma się co nad sobą użalać. Nie znoszę takiego gadania. Bo choroby psychiczne, ciągłe złe psychiczne samopoczucie, wyrzuty sumienia, czy strach, to ogromne problemy, o których należy mówić głośno i szukać pomocy, aby sobie z nimi poradzić. Zebrałam dziś kilka sposobów na przetrwanie. Mam nadzieję, że pomogą, dla mnie są mega i trzymają mnie od jakiegoś czasu przy życiu.

Kiedy nowy rok zaczyna się w kwietniu…

Miałam wiele takich lat w swoim życiu, kiedy mój rok zaczynał się w kwietniu. Nie potrafię tego wytłumaczyć. Możliwe, że święta i koniec roku tak mnie przemaglowały, że w styczniu zwyczajnie nie miałam siły na nic, potem zaraz były ferie, Wielkanoc i dupa blada, nim się nie obejrzałam – był początek kwietnia. I co? I nic. Nadrobiłam to zwykle, a jak się nie udawało, zaakceptowałam to, że nie każdy rok jest moim rokiem. Wiem, że wiele z Was od roku żyje jakby w czarnej dziurze. Kiedyś na pewno z niej wyjdziemy. I jestem pewna, że jeszcze nie raz będziemy wszyscy wspominać ten czas siedzenia w domu, pieczenia chleba, zdalnej wizyty u ginekologa i wuefu on line. 

Kiedy jest Ci źle, ale przecież nie masz powodu narzekać…

Człowiek to wachlarz uczuć, nie może być cały czas dobrze, to nie jest normalne. Te gorsze dni trzeba przeczekać, pocieszyć się czymś, co na Ciebie działa – kąpiel, kawa z psiapsi, pójście do wyra o 20, pachnąca maska, ulubiona książka, maraton „Przyjaciół”, czekolada. Masz pełne prawo do złego samopoczucia i nikomu nie musisz się z niego tłumaczyć ani sobie go odmawiać.

Kiedy codziennie chcesz być turbo ogarniaczką…

Podobnie jak nienormalne jest bycie codziennie ultra produktywną, idealną żoną, dopinanie wszystkiego w robocie, a w domu odwalanie drugiego etatu przy dzieciach i garach. Nie da się. I to jest naprawdę ok. Nienormalne jest oczekiwanie od siebie, że wszystkie role codziennie wypełnisz na 100%. W życiu potrzebny jest balans. Jak w moim słynnym memie – w jeden dzień robisz dzieciom warsztaty z ceramiki, pieczesz brownie z fasoli, a w drugi dzień podajesz parówki i sadzasz przed tv na 3 godziny,  bo musisz coś innego ogarnąć. Życie to nieustanna sinusoida. Pamiętaj o tym, że wszystkiego się nie da, pisałam o tym tutaj: https://www.calareszta.pl/wszystkiego-sie-da/

Kiedy nie przeszkadza Ci siedzenie w domu, a to, że inni też w nim siedzą…

Od roku miałam wrażenie, że coś jest nie tak. Naprawdę ciężko było mi zrozumieć, że ktoś się cieszy z przebywania z rodziną 24 godziny na dobę. Ja zaliczyłam tak obezwładniający epizod depresji i totalnego rozwalenia, że do dziś się z niego podnoszę. A jednym z powodów była właśnie ciągła obecność wszystkich w domu. Dopiero w tym tygodniu to zrozumiałam, kiedy w książce natknęłam się na nowy termin. Jestem ambiwertyczką. To wszystko wyjaśnia. Kocham ludzi, dobrze czuję się w ich towarzystwie, jestem pewna siebie i otwarta, nie lubię siedzieć na tyłku, ciągle szukam rozrywek, często głośnych, w tłumie, lubię dźwięki miasta – typowy ekstrawertyk. Jednocześnie mam silną potrzebę przebywania tylko ze sobą i własnymi myślami. Miewam stany, kiedy to, że ktoś do mnie mówi, wywołuje we mnie jakiś rodzaj niepokojącej agresji. Potrzebuję ciszy i przebywania samotnie w domu, jak klasyczny introwertyk. Połączenie tych cech to właśnie ambiwertyczka. To dlatego nie przeszkadza mi siedzenie w domu, bywa po prostu, że przeszkadza mi to, że inni też w tym domu teraz siedzą. W końcu odetchnęłam. Nie jestem nienormalna, mam po prostu taką osobowość. I wiem, że z nikim nie jestem w stanie przebywać 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu, długie miesiące z rzędu, ani z żadną psiapsi, ani z ukochanym mężem, ani z dziećmi. Dobrze, że udało mi się to w końcu zrozumieć. To wcale nie oznacza, że nie kocham swojej rodziny, czy jestem beznadziejną matką. Nie muszę już mieć wyrzutów sumienia, kiedy pakuję ich na wycieczkę, a sama zostaję w domu. Jest mi to potrzebne do złapania równowagi.

Kiedy musisz cały czas robić coś produktywnego…

W jeden pogodny, wiosenny, marcowy dzień przyjechałam po dzieci do szkoły 20 minut wcześniej. Siadłam w samochodzie przed notatnikiem, gotowa produktywnie wykorzystać te 20 minut. Spojrzałam w bok i zauważyłam, że zaparkowałam akurat obok małej kawiarni. Weszłam, kupiłam kawę i ciastko, usiadłam przy stoliku na zewnątrz i spędziłam cudowny czas przyglądając się gołębiom i spacerującym osobom. Niestety nie zdarza mi się to często i nadal muszę się tego uczyć. Wcale nie robię tego dlatego, że przed kimś muszę się rozliczać, czy boję się oceny. A skąd! To mój wewnętrzny krytyk wciąż każe mi biec. Chociaż nie widzę w tym absolutnie nic złego, sama często mam poczucie, że muszę każdy moment maksymalnie wykorzystać, wycisnąć, nie mieć pustych przebiegów. Możliwe, że jako kobieta nauczyłam się tej pierońskiej wielozadaniowości, która teraz nie pozwala mi się nigdy zatrzymać. Nie ma mowy o spontanicznym spacerze, bo przecież jak spacer, to wpisany w kalendarz, z koleżanką, z którą wypada się zobaczyć, znowu zadanie do wykonania. Niestety wiem, że nie jestem sama. I taki mam plan na kolejny kwartał – częściej robić sobie przerwę na nicnierobienie i drobne przyjemności dla siebie. Kilka sposobów na przetrwanie to będzie też kilka chwil dla mnie.

Kiedy zwykle jesteś perfekcjonistką, a teraz jakby się nie da…

Perfekcja szkodzi, nie tylko matkom. W aktualnej sytuacji wiele z nas utraciło kontrolę nad swoim życiem. Latami wypracowana choćby rutyna życia z dziećmi runęła, łączenie zdalnej szkoły z pracą też okazało się niemałym wyzwaniem, nie mówiąc już o organizowaniu życia rodziny w czasach, kiedy nawet sklepy są zamknięte. Zostałyśmy zdrowo wytrącone z równowagi i nie przesadzę, jeśli powiem, że wielu z nas ciężko z tym żyć. Mnie na pewno. Niby lubię zmiany, ale raczej pozytywne, a nie takie, które grożą mi utratą zdrowia, czy powodują, że miesiącami nie mogę bez obaw wyjść z domu. Warto sobie powtarzać, jeśli trzeba to na głos i do lustra: robię co mogę. I zamiast skupiać się na tym, co się nie udaje, warto każdego dnia pochwalić się za choćby jeden mały sukces. Ja na przykład dzisiaj zamknęłam dwie sprawy, które czekały od dawna na rozwiązanie, zabrałam syna do ortodonty, zrobiłam razem z dzieciakami mini pizzę, przy której była masa zabawy, pizza została potem pożarta z dziką przyjemnością, a wieczorem wszyscy wybraliśmy się biegać i na rower. To wystarczy. Moje kilka sposobów na przetrwanie to docenianie siebie i ograniczanie wielkiej listy “muszę” do naprawdę niezbędnego minimum.

Kiedy nikt nie zauważa stosów niewidzialnej pracy, którą codziennie wykonujesz…

Pamiętasz i o zapłaceniu szkolnej składki i o kupieniu teściowej prezentu na imieniny i o zmianie opon i o tym, że trzeba kran naprawić i dokupić pasty do zębów? To w macierzyństwie jest najgorsze, pisałam o tym tutaj: https://www.calareszta.pl/to-matki-ciagna-wozek-zwany-rodzina/ Te wszystkie obowiązki, które są w sumie nicnierobieniem, a jednak z tego właśnie zbudowane jest całe życie i fundament rodziny. Zacznij delegować te zadania i obowiązki na innych domowników, będzie Ci lżej, a oni dostrzegą w końcu, że samo się jednak nic nie robi. Win-win. A siebie nagradzaj za te miliony obowiązków.

Kiedy Twoje drugie imię to Samosia…

Nie bój się prosić o pomoc, nigdy. To żaden wstyd. Szczególnie teraz ludzie stali się dla siebie bardziej życzliwi i skorzy do ludzkich odruchów, więc na pewno będziesz zdziwiona tym, jak ktoś może pomóc Tobie, albo jak Ty możesz zrobić coś dla kogoś. Jeśli już nie chcesz prosić o pomoc, bądź bardziej asertywna przy odmawianiu, kiedy ktoś Ciebie prosi o dodatkowe godziny, pracę, czy przysługę, która przekracza Twoje możliwości. Egoizm bywa zdrowy.

Kiedy nie możesz wyjść z dnia świstaka…

Musisz mieć coś, co pozwoli odreagować. Osobiście nie wiem, jak przeżyłabym ten koszmarny rok, gdyby nie bieganie. Co tam ten rok. Nie wiem jak przeżyłabym trojaczki, utratę pracy, problemy finansowe i wiele innych zawirowań. Bieganie leczy moją duszę. Wychodzę na godzinę, czasem sobie głośno śpiewam niecenzuralne piosenki, czasem sobie pokrzyczę, czasami w myślach układam pogadankę z małym gangiem, a czasami słucham ciszy, łykam łzy. W każdym razie jest to tylko MÓJ CZAS. To, że przy okazji się ruszam i wyprowadzam psa, to dodatkowy bonus. Wiem, bieganie nie jest dla każdego, dlatego nie namawiam. Dla zdrowia psychicznego warto jednak znaleźć coś, co będzie tylko dla nas, czego nie musimy z nikim dzielić (ale oczywiście możemy), coś, co będzie odskocznią. Ja lubię sport, bo pozwala mi się wyżyć, ale wiem, że można równie dobrze odreagować dziergając dywan. Jest kilka sposobów na przetrwanie, trzeba znaleźć swój. I niby nie ma nigdy czasu, ale jestem pewna, że wystarczy na chwilę odłożyć telefon i już się trochę czasu znajdzie. Wiem co mówię, bo sama tego czasu dla siebie muszę szukać.

Kiedy nie możesz przestać się porównywać do innych..

Ech, temat rzeka, ale dodam go tutaj, bo warto o tym pamiętać zawsze. Ludzie mają skłonności do koloryzowania, przesadzania i opisywania swojego życia w samych superlatywach. Dzieci innych ludzi zawsze są mądrzejsze, lepiej rozwinięte, grzeczne. Dobrze wiedzieć, że to bujda na resorach. Nie daj się.

To jak, zastosujesz kilka sposobów na przetrwanie, czy raczej masz swoje, niezawodne? Może lepsze? Dawaj.

Zdjęcie Sydney Sims on Unsplash