Nie jesteśmy zaniepokojone. Jesteśmy wkurwione.

Nie jesteśmy zaniepokojone. Jesteśmy wkurwione. Dlatego, że banda starych dziadów chce nam grozić kazać i rodzić. Decyduje państwo, a rodzi kobieta.

Krąży taki wpis po sieci, który sugeruje, aby to mężczyzn poddawać wazektomii, do momentu, aż będą na tyle stabilni emocjonalnie i materialnie, aby móc założyć rodzinę. Proces jest odwracalny przecież. Ale oczywiście, myśl nie jest wygodna. Bo jak to, ktoś mężczyznom będzie mówił jak żyć?

Ale nam można kazać, bo cóż kobieta może chcieć od życia oprócz gromadki roześmianych dzieci? A przecież możliwość aborcji nie sprawia, że nagle wszystkie będą się skrobać na potęgę. I gwarantuję, że która będzie chciała i tak to zrobi. Te bogatsze i zaradniejsze bardziej bezpiecznie, w cywilizowany sposób, te ubogie z narażeniem życia. A jak to się nie uda, zostaje zawsze śmietnik. A jak na to nie starczy sił, dzieci katowanych jest na pęczki. Adopcja to piękna sprawa, jednakże zwykle adoptuje się dzieci malutkie i zdrowe. Ciężko chorych i bez kontaktu jakoś nikt nie pragnie.

Kościół walczy o zarodki, podczas gdy już dużo gorzej wychodzi mu opieka nad rodzinami, w których jest ciężkie kalectwo. Ba! Kobieta, która odchodzi od męża kata, męża alkoholika, męża gwałciciela, jest dla Kościoła tą złą. Bo zostawiła, odeszła, rozbiła świętą rodzinę. Kościół walczy o zarodki, dopóki nie wyrosną na LGBT, wtedy to już nie życie, a ideologia, wypaczenie, coś niezrozumiałego.

Nie pokazuj mi pod tym postem uśmiechniętych buziek dzieci z zespołem Downa. Nie powielaj frazesów, że najwięcej do powiedzenia mają ci, którzy zdążyli się urodzić. Ktoś na tym świecie nas chciał, stworzył nam warunki do rozwoju, dał dom. Bo dzieci rodzi się z miłości, nie z nakazu i strachu. I wiele matek ciężko niepełnosprawnych dzieci decydowało się na ich urodzenie pomimo wszystko, właśnie dlatego, że znajdowały w sobie tę miłość. Miłość, która daje im siłę, mimo zniszczonego kręgosłupa, od dźwigania kilka razy dziennie dorosłego faceta, do opiekowania się chorym dzieckiem do ostatnich swoich chwil. Bez wsparcia, bez środków, bez pomocy psychologicznej.

Kto nigdy nie doświadczył ciężkiego kalectwa, wykluczenia, niemożliwego do wytłumaczenia poświęcenia, biedy, cierpienia, nie powinien móc decydować za kogoś. Bo zwyczajnie nie ma pojęcia jak to jest. Z jakimi wadami potrafią rodzić się dzieci i czego potrzebują, aby ich stan się nie pogarszał. Bo na poprawę zwykle nie ma żadnej nadziei. Nikt tego nie wie, bo te dramaty dzieją się za zamkniętymi drzwiami dramatów, których nikt nie widzi. Tych matek nikt nie zaprasza do talent show, nie siadają wymalowane w telewizjach śniadaniowych, nie mają kont na Instagramie. Cierpią w czterech ścianach.

Poczytaj o wadach letalnych i zastanów się, czy ktokolwiek może skazywać kogokolwiek na bycie żywą trumną. Na 9 miesięcy przygotowywania się do porodu, po którym nie będzie pierwszego krzyku, radości, a żałoba, trumna i pogrzeb.

Poczytaj o ciężkim kalectwie i pokaż mi takiego szesnastolatka, który dogorywa w DPSie, a państwo polskie daje mu dwie pieluchy na dzień. Pokaż mi takiego uśmiechniętego dorosłego faceta, który leży przykuty do łóżka latami. We własnych odchodach, bez kontaktu ze światem zewnętrznym, opuszczony, poniżany. To już nie jest takie cukierkowe jak dziewczynka z zespołem Downa w różowym tutu, co? A tymi dorosłymi ludźmi ktoś się opiekuje, codziennie, niektórzy z oddaniem, inni z nienawiścią, marząc, aby Ci chorzy w końcu zamknęli po raz ostatni oczy i żeby to było wcześniej niż ich opiekun. Bo oni niejednokrotnie przeżywają własnych rodziców i wtedy są zdani na łaskę systemu. Na to, że ktoś wytrze, poda, ulży w cierpieniu. Albo i nie. Zwykle nie, bo system jest nieudolny.

I jeśli nie ma nic więcej do zaoferowania matce niż tę decyzję, niech przynajmniej ona ją ma. Bo jeśli zdecyduje się urodzić, zostanie z tym sama i nikt nigdy nie spyta, czy daje radę. Nikt nie wystawi jej laurki, nie poda ręki, nie załatwi rehabilitacji, pomocy, ulgi, nikt już o prawo do normalnego życia jej chorego dziecka nie będzie walczył, jak wtedy, kiedy walczyli, żeby urodziła. Sama będzie musiała walczyć o wózki, leki, operacje. Nie módl się za mnie. Ogarnij opieką te, które dziś niosą krzyż opieki nad dziećmi, które same nie potrafią żyć. Niech ochrona życia nie kończy się na urodzeniu chorego dziecka!

Widzę wiele kobiet, które solidaryzują się ze swoimi siostrami, ale zaczynają ze słowami – sama nie zdecydowałabym się na aborcję. A ja nie wiem. Nie mam pojęcia co bym zrobiła, po prostu zwyczajnie nie wiem. Tutaj chodzi o wybór, a nie moje zapewnienia i umywanie rąk, że ja to nie, ale w sumie to jestem za. Nie wiem. Nikt nie wie. Ale każdemu człowiekowi przysługuje fundamentalne prawo decydowania o sobie, swoim ciele i swoim życiu.

Przecież tu nie chodzi o to, czy jesteś za aborcją czy przeciw. To nie jest Twój dylemat moralny, Twoje życie, to nie Ty w ostatecznym rozrachunku zostajesz z tym sama, to nie Twoja decyzja. I jeśli nie jesteś za aborcją, zwyczajnie jej nie rób. A jeśli drugiej każesz, to z automatu powinnaś składać papiery o adopcję.

Adopcja to piękne słowo. Widzimy smutne dziecko, smutną parę nad kolejnym negatywnym testem ciążowym. Potem to samo dziecko wesołe, w nowym, kochającym domu u pachnących państwa. Ty nie pokochasz, ale wiele rodzin czeka na dziecko. Z tym argumentem się zgadzam. Oczywiście. Niestety doskonale też wiem, że dzieci chore nie są tak chętnie adoptowane. Wierzysz, chodzisz do Kościoła, jesteś przeciwnikiem aborcji. Możliwe, że domy dziecka, ośrodki wychowawcze i rodziny zastępcze staną się wkrótce pełne zniekształconych, niechcianych, znienawidzonych, nikomu nie potrzebnych, ciężko chorych dzieci. I teraz wyobraź sobie, że ktoś puka do Twoich drzwi i mówi – proszę bardzo, oto dziecko. Pochodzi z brutalnego, zbiorowego gwałtu na 11 letniej dziewczynce, która zmarła przy porodzie, bo kazali jej donosić. Obarczone jest wieloma wadami genetycznymi, nigdy nie będzie chodziło, mówiło, korzystało z toalety, nie jest w ogóle świadome świata. No, to powodzenia, cześć! Rozumiem, że z automatu rodzą się w Tobie instynkty rodzicielskie? Kochasz, bo to przecież dar od Boga? Przecież wierzysz, wierzysz bardzo, że każde życie warto uratować. Nie chcesz tego dziecka? Jak to! MUSISZ chcieć! Zresztą, to nieważne. Nikt przecież nie spyta Cię o zdanie.  

Adopcja jest jakimś wyjściem, ale przecież wiemy, że w naszym kraju kobiety, które oddadzą swoje dziecko, czeka lincz. Jej psychika, sytuacja życiowa, trauma się nie liczą. Jest za to wytykanie paluchami – suka, która oddała. Jak tak można, własne dziecko oddać. Nikt nie pyta gdzie ojciec, nikt nie wnika w sytuację. Wiem, co mówią obrońcy życia. Wiem i proszę schować ckliwe historyjki. Nawet Pani Godek wychowuje własne dzieci, nie adoptowane. Ci wszyscy głośno krzyczący – podzielcie się informacją, ile adoptowanych dzieci wychowujecie. 

Prawo aborcyjne w Polsce i tak było surowe i trudne do wyegzekwowania, o czym wielokrotnie mówiły kobiety w tragicznej sytuacji. Wielu lekarzy zasłania się klauzulą sumienia. Koszmarnym i okrutnym pomysłem jest jego zaostrzanie. Szczególnie teraz, kiedy na świecie szaleje pandemia, nad którą polski rząd nie panuje.

Nie pierdol o ochronie życia, bo gwarantuję, że w 99,99% przypadków nie przejmujesz się życiem, które w tym momencie chodzi po tej ziemi i cierpi. Dziećmi codziennie gwałconymi, bitymi, poniewieranymi, głodzonymi, maltretowanymi. Kobietami, które żyją pod jednym dachem z katem, które są gwałcone przez mężów. Bo przecież jak mąż, to może. Wiem, że często słyszysz za ścianą te dramaty, dlaczego nie pomożesz? Dlaczego nie walczysz o ich prawa do godnego życia? Jest mniej warte niż zniekształcony zarodek, bez szans na samodzielne życie? Czy łatwiej Ci po prostu przymykać na to oko? A może w tłumie raźniej, krzyczeć w komentarzach na Fejsie, ale już katowanej sąsiadce realnie pomóc to już by jednak trzeba osobiście ruszyć dupę z kanapy?

A może kiedyś to będzie Twoja córka? Piękna, wykształcona, miła. Zakocha się, a potem agresywny partner zrobi jej taką sieczkę z mózgu, że po całej nocy opowiadania o krzywdach, jakich doświadcza ona i jej dzieci, wstanie rano z uśmiechem na ustach i szepnie, najważniejsza rodzina, to przecież nie tylko jego wina, muszę się starać bardziej, przypudruje podbite oko, a za chwilę urodzi kolejne dziecko w tej patologicznej sytuacji. Dlaczego ich nie bronisz? Dlaczego nie widzisz, że piekło kobiet pochłania ich coraz więcej?

Wraz z orzeczeniem TK nie wygrało życie. Wygrało cierpienie. Ale przecież Kościołowi cierpienie jest na rękę, a już szczególnie cierpienie kobiet, które Kościół zdeklasował do roli inkubatora. Przecież cierpienie uszlachetnia, a ból to też dar od Boga. Poza tym Kościołowi akurat ten obrót sprawy jest na rękę. Urodzić, ochrzcić (kasa), pochować (kasa). Złoto i dolary, po trupach, tajemnica wiary.

Wiele z tych bytów to będzie tylko wegetacja, okupiona cierpieniem dziecka, jego rodziców i krewnych. Powolne czekanie na śmierć w męczarniach. Nie każdy potrafi stać się rodzicem dziecka głęboko upośledzonego. Nie każdy brat czy siostra będzie chciał opiekować się niepełnosprawnym rodzeństwem, kiedy rodziców zabraknie. Życie, z góry skazane na cierpienie, wykluczenie i ubezwłasnowolnienie, bez szans na normalność, nie jest życiem wartym walki. Czyjejkolwiek. Zmuszanie do tego kogokolwiek uważam za sadystyczne znęcanie się. Nad matką, która wie, że urodzi dziecko niezdolne do życia i nad dzieckiem, które umrze w bólu i cierpieniu. Powolnym cierpieniu, bo przecież eutanazja w Polsce jest zakazana.

Orzeczenie TK nie chroni nikogo. Ani chorych dzieci, ani dzieci niechcianych, ani żadnych innych dzieci. Nie wycierajcie sobie gęby tymi sloganami.

Wraz z orzeczeniem TK nie wygrała miłość. Wygrała nienawiść, tym razem do kobiet. Po nienawiści do emigrantów i gejów, przyszła pora na nienawiść do kobiet. Nie tylko mężczyzn nienawidzących kobiet, ale i innych kobiet, które zostały tak bardzo skrzywdzone, że tego samego piekła chcą dla swoich sióstr.

Orzeczenie TK to nie triumf życia, to kara. Możliwe, że w naszym kraju stanie się tak jak w innych krajach trzeciego świata – urodzenie dziewczynki będzie jak piętno. Bo kobiety będą miały gorzej, ich istnienie zostanie spłycone do roli reproduktora.

Chciałabym żyć w kraju, w którym jestem traktowana jak człowiek, który ma wybór. A nie tylko jako macica z otoczką bezmyślnego mięsa, z którą ktoś inny wie lepiej co można zrobić.

Chcecie nam grzebać w majtkach, z naszych macic uczynić dobro narodowe, poddać nas torturom, to się nie dziwcie, że nie mówimy teraz grzecznie i cichutko: przepraszam proszę pana, jestem zaniepokojona, czy mógłby pan się jeszcze zastanowić? NIe będziemy przebierały w środkach, nie będziemy miłe i ułożone, nie będziemy się zastanawiały, czy nam wypada, czy to ładnie brzmi i dobrze wygląda, będziemy się babrać w tym gównie, bo miarka się przebrała.

Nie jesteśmy zaniepokojone. Jesteśmy wkurwione. I mówimy, każda tak, jak umie i gdzie potrafi krzyczeć najgłośniej.

Wypierdalać.

Nie Twoja macica, nie Twoja decyzja.