Co wyrośnie z tych dzieci?

Wiem, że życie wielu osób piękne jest tylko w Internecie. To taka darmowa terapia. Choć na chwilę można się poczuć jak król życia, opowiadając o tym, czego to nasze dzieci nie potrafią, ile razy w tym tygodniu uprawialiśmy dziki seks i jakie pyszne jedzenie było w hotelu, w którym byliśmy na wakacjach. To pierwszy krok. Tworzenie iluzji naszego życia, która ma się nijak z rzeczywistością. Bo nasze dzieci to małe potworki, seksu nie mieliśmy od tej nocy w której poczęliśmy najmłodsze dziecko, będzie ze dwa lata, a wakacje spędziliśmy na działce u wujka. Ale nasze dzieci w sieci nigdy nie dokazują, nigdy TAK nie robią. No przecież. Napiszesz, że nie śpi, nie lubi pietruszki, czy nie wymawia „sz”, natychmiast znajdzie się armia idealnych, gotowych udowodnić, że to Twoje niedopatrzenie, karygodny błąd i lenistwo. To drugi krok. Zawsze być mądrzejszym i lepszym od innych. Co wyrośnie z tych dzieci chowanych na ideały? 

Zastanawiają mnie niektórzy zaangażowani, nowocześni rodzice. Rodzice, którzy nigdy nie kłamią swojego dziecka w kwestii bazgrołów, które poszły do śmieci w trakcie sprzątania. Nigdy nie wyżarli dziecku cukierka. Nigdy nie krzyknęli. Nigdy nie stracili cierpliwości. Nigdy nie pomyśleli, że owszem, dziecko jest cudem, ale ten cud bywa przereklamowany. Nigdy nie podali na obiad gotowca z paczki. Nie puścili bajki, bo chcieli mieć chwilę ciszy. Nigdy nie mówili śpij już. Nigdy nie pozwolili swojemu dziecku na frytkę w Maku i pomstują wszystkich, którzy od czasu do czasu szarpną pizzę. Nigdy przy dziecku nie rzucili siarczystym ku.wa. Nie zostali przyłapani pomiędzy nogami małżonka. Nie minęli z dzieckiem pijanego menela. Nigdy nie powiedzieli „zaraz”, “bo nie”, “bo tak”, bez piętnastominutowego wywodu. Nigdy nie nadużyli alkoholu, nie palą papierosów i jeżdżą zawsze zgodnie z przepisami.

Zaraz, zaraz, tylko gdzie są Ci ludzie? Bo w tym samym czasie net pęka od hejtu. Na ulicach słychać klaksony. W kolejce nawet ciężarnej nie ustąpią. W tramwaju starsza Pani ledwo stoi, ale każdy odwraca wzrok. Kasjerkę traktuje się jak niedouczoną debilkę. Wszyscy pchają się do kasy. Nikt nikomu za nic nie dziękuje ani nie przeprasza. Ci sami ludzie piszą, że dzieci wychowują tak czy siak, sami będąc całkowitym zaprzeczeniem ideału, który chcą wykreować. Dziecko ma być otwarte na świat, tolerancyjne, empatyczne. Pisze Halinka, której racja jest najprawdziwsza i jedyna słuszna, a jeśli się nie zgadzasz, dostaniesz wiązankę, aż Ci w pięty pójdzie.

Dzieciństwo w latach 70-90 było inne. Rodzice w dzieci nie umieli, bo często zostawali rodzicami z przypadku, jak wszyscy, za wcześnie. Podobnie jak i pozostali, raczej na czuja chowali niż wychowywali. Wszyscy żyliśmy w rodzinach patologicznych. Teraz role się zmieniły i już nic nie wolno robić intuicyjnie, po swojemu, czy tak, jak nam pasuje. Teraz na wszystko jest jedna słuszna metoda. Teoria, której wielu nie rozumie, ale chce stosować, bo modna, bo trzeba, bo presja. Nic samo się nie dzieje, wszystko musi być przemyślane. A dziecko, jak ta ciastolina, ma być ulepione na podobieństwo jednego wzorca. Choć tak bardzo różnego od tego, co sobą reprezentujemy. Już nikt nie chce być normalny. Każdy musi być utalentowany i wyjątkowy, a wszystko wkoło ma być magiczne.

Co wyrośnie z tych dzieci, które stale chwali się opisowo? Czy będą umiały sobie poradzić w pracy, w której nikt nikomu za jedno pierdnięcie braw nie bije? Czy będą sobie umiały poradzić w świecie, w którym oczekuje się konkretnych rezultatów, a medali za same starania nie rozdają?

Co wyrośnie z tych dzieci, które nigdy nie są pozostawione same sobie? Czy będą umiały żyć bez ciągłego zainteresowania, wiecznego dopingu, pomocnej dłoni i wleczącego się za nimi paplającego cienia, gotowego w każdym momencie zabawić, ponieść, pocieszyć, wyciszyć, wytłumaczyć i obronić? 

Co wyrośnie z tych dzieci, które żyły w przeświadczeniu, że zawsze wszystkim trzeba się dzielić, a najważniejsza w życiu jest sprawiedliwość? Choć przecież ich rodzice wiedzą sami, że to jest bujda na resorach. W każdej klasie nauczyciel ma swojego pupilka, a każdy szef ma ulubionego pracownika. Że też nie wspomnę o wygranej w Lotto, zarezerwowanej dla nielicznych.

Co wyrośnie z tych dzieci, które nigdy na nic nie czekają, bo rodzic nie używa przy dziecku zwrotów „za chwilę, poczekaj, muszę skończyć”? Co wyrośnie z tych dzieci, które uczono, że są pępkiem świata, a rodzic w ich towarzystwie nie mógł robić absolutnie nic innego? Co wyrośnie z tych dzieci, które żądają notorycznej uwagi, zabawiania i stymulacji?

Co wyrośnie z dzieci chowanych bez stresu, bez konsekwencji, bez granic? Czy w dorosłym życiu też będą potrafiły zaakceptować zasady, z którymi nie będą mogły się pogodzić?

W prawdziwym życiu ciągle ktoś coś od nas chce, ciągle ktoś nas ocenia, pogania, ignoruje, traktuje niesprawiedliwie. Bywa, że ktoś na nas krzyczy, nie liczy się zupełnie z naszymi uczuciami, a nasze potrzeby nie są zaspokajane. Jesteśmy zmuszani do przestrzegania wielu reguł i do robienia rzeczy, na które nie mamy wcale ochoty. Nasze życie nie jest obite pluszem. Na naszym niebie wcale codziennie nie świeci słońce. W naszym życiu po każdej burzy nie ma tęczy. 

Bywamy, nie jesteśmy, a bywamy, empatyczni, uśmiechnięci i pracowici. Częściej jednak bywamy leniwi, sfrustrowani, niekonsekwentni, zmęczeni, zniechęceni, steruje nami chęć zysku i pójście na skróty. Wcale nie przestrzegamy wszystkich zasad i mamy więcej wad niż zalet.

Podejrzewam, że to, jakimi jesteśmy ludźmi, szybko się nie zmieni, niezależnie od mody na wychowanie. Po prostu – jesteśmy ludźmi, nie wytworem poradnika pod tytułem „Człowiek idealny”, do którego wychowania coraz bardziej dąży świat. Jesteśmy nieidealni, niepokorni, jesteśmy zwyczajni.

Dom jest azylem. Wytchnieniem od świata, który potrafi podeptać i pokopać. Ale nie może izolować dzieci od prawdziwego życia i ludzi, którzy mają swoje ułomności i cały wachlarz emocji. W tym od prawdziwej twarzy rodzica. Tego, który wywalił do śmieci pomięty i zapomniany rysunek, przejechał na czerwonym świetle i nie lubi sąsiada. 

Dom to nie muzeum i dziecka na eksponat w tym muzeum nie wystrugasz. Bo sam pewnie też średnio nadajesz się na wystawę.

Życie. Zwykłe niezwykłe, a my w nim perfekcyjnie nieidealni. I nasze dzieci też takie będą. 

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!