Wypadki z udziałem dzieci. Nieszczęście, a skrajna głupota rodzica.

Obejrzałam 8 odcinków przerażającego dokumentu o zaginięciu Madeleine McCann. Chyba nie ma osoby, która nie znałaby tej przerażającej historii zaginięcia 3 letniej Brytyjki. Stało się to w Portugalii, gdzie była na wakacjach z rodzicami, rodzeństwem i kilkoma znajomymi rodzinami, również z dziećmi. Wypadki z udziełem dzieci spędzają mi sen z powiek. 

Netflix, oprócz kolejnych spiskowych teorii, nic nowego nie pokazuje. Wszyscy wiemy, że podejrzani byli rodzice, międzynarodowa siatka pedofili, sąsiedzi zamieszkujący domy w okolicach kurortu. Popełniono masę błędów, w sprawę angażowało się kilka krajów, celebryci, milionerzy, znani detektywi, media chyba na całym świecie. Wyznaczano nagrody, prowadzono śledztwa i nic. Zapadła się pod ziemię, a zakrojone na szeroką skalę poszukiwania przyniosły jedynie poszlaki.

Nam, rodzicom, wyjątkowo trudno ogląda się takie obrazy. Mając pod opieką dziecko, lub dzieci, wiesz bowiem, że jest MILION okazji, w których sekunda nieuwagi doprowadzić może do nieszczęścia. Dzieci, które wypadają przez okno, dzieci, które wpadły pod samochód, oparzyły się, zatruły, zakrztusiły, dzieci, które się utopiły. Wypadek. Wystarczy moment, aby się wydarzył. Nawet wtedy, kiedy opiekujesz się swoim dzieckiem patrząc na nie jak sroka w kość i nie spuszczając go z oczu ani na chwilę.

Dla mnie osobiście jest to jedna z najtrudniejszych kwestii dotyczących macierzyństwa. Nie wyobrażam sobie bólu i właściwie dalszego życia po utracie dziecka. Wydaje mi się, że to są rany, których czas nie leczy. Nie życzę tego nikomu i płaczę na serwisach informacyjnych, kiedy słyszę o nieszczęściach innych rodziców.

Porwanie jest chyba najgorszym scenariuszem. Bo z jednej strony wyobraźnia podpowiada Ci okropne możliwości, nie ma końca, nie ma żałoby, a z drugiej strony masz cały czas nadzieję. To dlatego oglądanie dokumentu Netflix jest momentami nieznośne. Przypłaciłam kilkoma nieprzespanymi nocami, sprawdzaniem wielokrotnie śpiących w łóżeczkach dzieci, nasłuchiwaniem każdego odgłosu w domu. Serial skłonił nas, rodziców, do wielu rozmów. 

Koniec tej historii chyba każdy zna. Dziewczynki nigdy nie odnaleziono, choć rodzice ani przez moment przez ostatnie 12 lat nie ustali w poszukiwaniach. Jedno jednak uderza w tej historii okropnego wypadku. Poraża mnie bezmyślność rodziców. I choć wiem, że jestem kolejną osobą, która wbija gwóźdź do trumny, możliwe, że brakuje mi empatii, czy zwykłego współczucia, ciężko mi jednak zignorować fakt, że rodzice stworzyli IDEALNĄ sytuację do porwania. Wymarzoną wręcz. I jeśli nie było to planowane porwanie, to jeśli pojawiło się zamówienie na małą dziewczynkę, ciężko byłoby porywaczowi z takiej okazji nie skorzystać.

Ja rozumiem, że wakacje, że sielanka, że luz. Ja rozumiem, że dyżury dorosłych, że sprawdzanie, czy dzieci grzecznie śpią, ja rozumiem, że kurort i że beztroska. Jak mało kto wiem też, że wieczory, na wakacjach z dziećmi, są dla dorosłych, którzy po całym dniu zabawiania dzieci, potrzebują chwili dla siebie. Wszystko rozumiem i bardzo współczuję. Pokusa jest ogromna. Tu śpiące spokojnie dzieci, piękny, luksusowy kurort, lato, pyszne jedzenie, jeszcze lepsze wino, znajomi.

Sama jednak nie pojmuję, jak można przez kilka dni pod rząd chodzić w to samo miejsce na kolację i wino i zostawiać na 4 godziny trójkę śpiących dzieci bez żadnej opieki, w niezamkniętym pokoju, w obcym kraju. No nie kumam po prostu. W tym hotelu były nianie, które można było na wieczór wynająć. Stać mnie na wakacje, stać mnie na kolację, to stać mnie też na nianię. Jak mnie nie stać, to kolację jem z dziećmi, a potem jestem z dziećmi pod jednym dachem i czuwam. Taki los rodzica.

Byłam kiedyś na sylwestrze w hotelu. Przesiedziałam go w pokoju oglądając Sylwestra z Zakopanego. I słuchając do rytmu moich śpiących dzieci. Zapłaciłam za bal, który był na dole w restauracji. Nie mogłam jednak iść się bawić, a dzieci zostawić. Restaurację od pokoju oddzielały 3 piętra, nie było recepcji, a hotel otwarty na oścież, bo palacze uciekali na dymka. Nie wiedziałam do końca jak to będzie wyglądało, ale na miejscu okazało się, że po prostu nie ma szans, abym zostawiła dzieci na kilka godzin, a sama poszła na balety. To była tylko jedna taka impreza, było minęło. Ryzyko okazało się dla mnie za wysokie.

Zwykle na wakacje szukam domków, w których jest taras, a przynajmniej drugi pokój. Dzieci śpią, a my mamy swoją domówkę. Jeśli ze znajomymi, domki można wynająć obok i siadać pomiędzy, żeby widzieć i słyszeć co się w nich dzieje. Serio, da się, już 8 prawie lat testuję różne rozwiązania i na wakacjach dobrze się bawimy. Nie chodzę spać o 20, jak dzieci. Nawet jeśli muszę wieczorami pilnować dzieci, to taki jest mój jak to mówią zasrany obowiązek. Bo jestem rodzicem i odkąd mam dzieci, odpowiadam również za nie. Żadna impreza, drink, kolacja, nie jest warta żonglowania bezpieczeństwem dzieci. Żadna. Nawet tapas w Portugalii.

Jedną kwestią są wypadki, których nie jesteśmy w stanie przewidzieć, a drugą kwestią jest zwykła lekkomyślność. Warto sobie przypomnieć podstawowe zasady.

Woda – dziecko do lat pięciu miej na wyciągnięcie ręki, do lat dziesięciu – na widoku. Jeśli dobrze nie pływa, jeśli warunki pogodowe sa trudne, to i po 10 roku życia musisz je mieć na oku. CAŁY CZAS.

Samochód – dziecka nie wolno zostawiać zamkniętego w samochodzie. Szczególnie w upale, przy zamkniętych oknach. Zdolności termoregulacyjne dzieci są dużo gorsze od dorosłych. Temperatura ciała dziecka rośnie średnio od 3 do 5 razy szybciej niż dorosłego. Jeśli temperatura na zewnątrz wynosi 26 stopni, w samochodzie w ciągu 60 minut wyniesie ona 50 stopni. W 40 stopniach organy wewnętrzne przestają funkcjonować, w 42 stopniach następuje zgon.

Absolutnie nie wolno nigdzie zostawiać wózka, czy samochodowego fotelika. Nikt nie zostawia przecież otwartego domu, czy torebki przed sklepem! Dlaczego więc w przypadku dzieci pozwalamy sobie na takie nieodpowiedzialne zachowania?

Na placu zabaw trzeba zawsze mieć oczy szeroko otwarte. Samotny dorosły powinien wzbudzać nasze zainteresowanie. Po co iść na plac zabaw bez dziecka?

Dziecko w samochodzie musi mieć CAŁY CZAS zapięte pasy i do określonego przepisami wieku siedzieć w specjalnym foteliku. Nawet na osiedlowej drodze, pomiędzy blokami, może zdarzyć się wypadek.

Dziecko na rowerze, hulajnodze, rolkach, wrotkach, czy deskorolce, musi mieć na głowie kask. Kask powinien być dobrze dobrany i nie powinniśmy na nim oszczędzać. Głowa jest bardzo delikatna i urazowa. Noszę i ja, daję dobry przykład. Kask to konieczność.

W domu, w którym jest małe dziecko, należy zabezpieczyć schody, okna, trujące substancje typu detergenty, leki, ostre i ciężkie narzędzia, kable, sznurki, noże, grill. Nawet linką od żaluzji dusiły się już dzieci.

Temat, który wałkuję od samego początku – pedofilia. 80% przypadków to osoby, które dzieci bardzo dobrze znają, lubią i im ufają!! Pedofilem nie jest tylko podejrzany typ, który z lubieżnym uśmiechem przygląda się na ławce w parku dzieciom. Pedofil to z pozoru normalnie wyglądający człowiek. Może nim być każdy – Twój brat, mąż, ciocia, niania, dziadek, kuzyn, wychowawczyni na kolonii. Dzieci potrafią pomóc naprowadzić nas na dobre tory, wiedzą, kiedy coś jest nie tak. I tego warto je uczyć, a dzieci obserwować, słuchać i nie lekceważyć niepokojących nas sygnałów. Ten temat poruszałam obszernie tutaj: https://www.calareszta.pl/ten-temat-na-pewno-cie-nie-dotyczy/

W pewnym momencie nie mamy wyjścia, musimy nasze dziecko puścić samo pobawić się pod blokiem, spać u koleżanki, pojechać na kolonię, czy w końcu pozwolić mu chodzić bez opieki do szkoły. To w naszym obowiązku pozostaje nauczenie dziecka podstawowych zasad bezpieczeństwa. Przechodzenia przez ulicę, zagrożenia, jakie stanowią obcy i tak dalej. Trzeba zacząć od małego i ciągle wałkować temat.

Ten post nie ma na celu wyhodowania w sobie nadwrażliwości, czy fobii, nie ma na celu wywołania lęku. Ale to jest trochę tak. Na chwileczkę sobie do sklepu wyskoczę, to w aucie zostawię, może akurat się nie ugotuje. Siadaj wujkowi na kolanach, pasami się nie przejmuj synku, do domu niedaleko, może akurat żaden pijany w nas z hukiem nie wjedzie. Imprezka jest, dziecko śpi, nie ma co przesadzać, przecież jestem niedaleko, usłyszę, może akurat nikt nie porwie. Niech się pluska, ja sobie tu na leżaku poczytam, może akurat gruntu pod nogami nie straci i się nie utopi. Pedofilia? W mojej rodzinie? Eeee, nie, to na pewno nie wujek Stefan, który zawsze chętny z dziećmi zostać, robi za nianię, hehe.

Po prostu miejmy oczy szeroko otwarte. I wykażmy się odrobiną rozsądku, bo oprócz nieszczęśliwych wypadków, do tragedii doprowadza często zaniedbanie, lekkomyślność, bezgraniczne zaufanie, a w końcu głupota.

I jeśli telewizja, paradokumenty i inne śmieciowe programy mogą czegoś nas nauczyć, niech “Zaginięcie Madeleine McCann” da nam wartościową lekcję, którą warto skonfrontować z własnym zachowaniem. 

Zdjęcie: Netflix.

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.