Kiedy moje dzieci miały 9 miesięcy, polecieliśmy na ponad rok do Australii. Teraz wiem, że to był strzał w kolano, choć wtedy wydawało mi się to mega super opcją. Było to słońce, co to o nim wszyscy tak marzą. Było go tyle, że pamiętam dni, w których było 46 stopni, a ja w domu z rocznymi dziećmi. Była i dziura ozonowa, która parzy i nawet krem z filtrem 50 na nią nie pomaga. Było drogo jak cholera i zero słoiczków w sklepach! Ale były też wypasione place zabaw, na każdym kroku darmowe rozrywki dla dzieci, mądre udogodnienia dla rodzin, pogoda na spacery i codziennie plaża. Więc dlaczego nie byłam tam wcale taka przeszczęśliwa?
Zawsze powtarzam, że macierzyństwo to samotny sport. To właśnie w Australii najbardziej się o tym przekonałam. Codziennie byłam sama, sama z dziećmi oczywiście. Mąż wychodził z domu przed 8 rano i wracał przed 7 wieczorem. To ja walczyłam z drzemkami, potrójnym wózkiem, który ważył razem z dziećmi ponad 50 kilogramów i nie widać było nawet gdzie się idzie, ze wszystkimi posiłkami, kąpielą, lekarzami, itp. To, że wtedy nie oszalałam, to cud.
Ten cud zawdzięczam tylko jednemu. Szybko znalazłam pocieszycielki w podobnej sytuacji jak ja. Siedziałam kiedyś na plaży, tępo wpatrując się w fale i moje śpiące dzieci. Z zadumy wyrwał mnie komentarz po polsku – „O! Zobacz, jaki wózek! To chyba trojaczki”! Odpowiedziałam po polsku i tak się zaczęła moja pierwsza polska znajomość w Australii. Asia do teraz wydaje mi się aniołkiem, którego zesłały mi chyba niebiosa, patrząc codziennie na moje zmagania z trójką dzieci i dłuuuugim dniem (najlepsze jest to, że Aśki i Kaśki towarzyszą mi przez całe życie, czy to nie znak?).
Wkrótce, z pomocą Asi, odnalazłam portal zrzeszający rodziców i tak poznałam całą grupę polskich mam. Mam, które tak jak i ja były w tym mieście samotne i marzyły o tym, żeby pogadać z inną mamą o podobnych poglądach i dzieciach w tym samym wieku. Napisałam gdzie mieszkam i w kilka dni poznałam polskie mamy z mojej okolicy. Oczywiście nie z każdą było mi po drodze. Emigracja jest specyficzna, często z braku laku przyjaźnimy się z kimś, z kim w normalnych warunkach nie mielibyśmy nawet o czym porozmawiać. Było nas jednak tak dużo, że spokojnie można sobie było stworzyć paczkę.
Od tego czasu na spacery chodziłam w towarzystwie, umawiałyśmy się na plażę, na plac zabaw, na urodziny dzieciaków, na lepienie pierogów, na polskie święta. Pomagałyśmy sobie w trudnych chwilach, poznałyśmy mężów i stworzyłyśmy jedną, wielką siatkę wsparcia. Nawet czasami przychodziłyśmy do siebie wieczorami, żeby ta druga mogła z mężem pójść na kolację. Żadna z nas nie miała na miejscu innej pomocy. Nasi rodzice byli w Polsce, a teściowe rozsiani po świecie.
Przyznam szczerze, że dla mnie to było wybawienie. Sama bałam się z trójką dzieci pójść na przykład na zatłoczony plac zabaw. Dzieci raczkowały, potem stawiały pierwsze kroki, były ciekawskie i wszędobylskie. A ja wiecznie za nimi z wywieszonym jęzorem, zestresowana i zmęczona. Kiedy umawiałam się z dziewczynami, udawało się nam nawet kawę spokojnie wypić. Dzieliłyśmy się opieką nad dziećmi, każda rzucała okiem i pomagała, kiedy trzeba było.
Mogłyśmy nie tylko pogadać, ale po prostu wyjść z domu, spędzić aktywnie trochę czasu. Każda coś wnosiła do naszej paczki i było wesoło. Dzień jakoś szybciej mijał. Ważna była też dla mnie możliwość, aby moje dzieci pobawiły się z innymi dziećmi. Od początku miały kontakt z rówieśnikami, co w tym wieku jest bardzo ważne, bo rozwija umiejętności społeczne.
Gdyby nie to wsparcie, ten i tak bardzo trudny dla mnie czas, byłby niemożliwy do zniesienia. Bo my mamy musimy trzymać się razem.
Wiem, że wiele z Was się przeprowadza. Nagle znajdujecie się same w miejscu, w którym nikogo nie znacie, skazane dzień w dzień na towarzystwo małego dziecka. Nie macie z kim porozmawiać, wypić kawy, czy wyjść na spacer. Rozglądacie się za inną mamą w podobnej sytuacji, z którą mogłybyście spędzić chociaż chwilę w trakcie (czasami) bardzo długiego dnia.
Nie trzeba się przeprowadzać, żeby poczuć się samotną. Wystarczy, że akurat w Twoim towarzystwie są sami single, albo mamy dużych już dzieci.
Kiedy autorka portalu MyMamy.pl zwróciła się do mnie o pomoc w nagłośnieniu swojego pomysłu, nie wahałam się ani chwili. Portal MyMamy.pl powstał z myślą o mamach, które szukają towarzystwa. Nie tylko dla siebie, ale i dla swojego dziecka. Portal pomaga poznać i skontaktować się z innymi rodzicami w okolicy. Wyróżnikiem na tle konkurencji jest wyszukiwarka, dzięki której inną mamę możemy znaleźć po lokalizacji, ale i po wieku dzieci.
Pomysł na portal MyMamy.pl zrodził się w głowie kilku mam, którym przez przypadek udało się poznać na spacerze. Wspólne wyjścia stały się coraz częstsze i przerodziły się w spotkania na kawie i w bawialniach z dziećmi. Wtedy też dziewczyny wpadły na pomysł stworzenia platformy do komunikacji między mamami, na której będzie można nie tylko poznać inne mamy, ale również dokładnie wyszukać je według różnych kryteriów i zainicjować wspólne wyjście. Rejestracja jest darmowa i bardzo prosta. Na MyMamy.pl można także wziąć udział we wspólnych dyskusjach na forum, czy porozmawiać z psychologiem współpracującym z portalem.
Ponieważ sama korzystałam z takiej opcji, serdecznie Was zachęcam do rejestracji na tym portalu. Mam kilka przyjaciółek, z którymi kontakt rozpoczął się właśnie w Internecie i jest to naprawdę fajna opcja, kiedy zostaje się samemu i ma się bardzo mało czasu. Dzięki portalowi MyMamy.pl macierzyństwo wielu mam upłynie dużo aktywniej, a także zaowocuje w powstaniu wyjątkowych przyjaźni, wśród mam jak i dzieci. Powodzenia!
Portal: Mymamy.pl Facebook: tutaj.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!