Najbardziej absurdalne kłótnie rodzeństwa.

Wiecie co jest najtrudniejsze w wychowaniu dzieci? To znaczy wiadomo, że dzieci. Ale dziś na poważnie, bez podśmiechujek. U mnie prawdopodobnie to zjawisko występuje do potęgi entej ze względu na trojaczki, ale wiem, że nie tylko w moim domu dzieci kłócą się O WSZYSTKO. Kłótnie rodzeństwa są wykańaczające!

I kiedy mówię, że kłócą się o wszystko, wiele osób mówi oj tam, oj tam, nie przesadzaj, na pewno często się bawią słodko razem, mają siebie, no cud, miód. Nie, kurła. Zwykle się kłócą. Przez kilka dni zapisywałam przykłady tych kłótni. I dziś przytoczę. I niech mi nikt nie mówi, że przesadzam! I bynajmniej nie są to już kłótnie o to, że mamo on na mnie patrzy, czy oddycha moim powietrzem, oj nie. Wkraczamy w cięższy kaliber.

Moje dzieci pokłóciły się kiedyś o to, co powiedział nauczyciel na lekcji. Tylko jedno z trójki dzieci było na tej lekcji, ale pozostali i tak twierdzili, że wiedzą, co tam się działo. Kłócą się również o to, co robili u babci, czy koleżanki, choć opowiada jedno, to które rzeczywiście gdzieś było i coś robiło, pozostała zaś dwójka twierdzi, że i tak wie lepiej. No i kłótnia gotowa.

Pokłóciły się o to, kto pierwszy wybiera bajkę. Doszło do takiej awantury, że wyłączyliśmy tv. Woleli w ogóle nie oglądać, niż pozwolić wybrać rodzeństwu. Nadmienię, że średnio dwa razy w tygodniu występuje taka sytuacja. Nie muszę chyba dodawać, że notorycznie kłócą się o to, kto TRZYMA pilota, choć nie może nic z nim zrobić, bo film jest już dawno wybrany.

Moje dzieci pokłóciły się kiedyś o kredki, które po zakupach przyniosłam do domu. Wszystkie trzy paczki kredek były takie same.

Dzieci pokłóciły się o to, kto ma rozwieszać skarpetki, a kto ręczniki. Ponieważ nie mogły dojść do porozumienia, zrobiliśmy dodatkowe pranie i musieli rozwiesić kolejne. Dopiero przy trzeciej takiej sytuacji pod rząd zrozumieli o co chodzi. Teraz liczą skarpetki i dzielą na 3. Kłótnie są wtedy, kiedy skarpetki są nieparzyste, bo którąś zeżre pralka. Ołmajgad. Pół godziny kłótni o powieszenie jednej skarpetki! Próbowałam pytać, czy nie szybciej po prostu powiesić i mieć z głowy, ale patrzyły na mnie jak na ufo.

Pokłóciły się o to, kto jedzie wózkiem w sklepie. Wyglądaliśmy w końcu jak cyrk, bo każdy miał swój wózek, a w nim dokładnie wyliczoną liczbę produktów, oczywiście po równo. Z tego powodu na zakupy często razem nie chodzimy.

Pokłóciły się nie o to, ile kto dostał paluszków, a o to, kto dostał paczkę PO paluszkach. Podobno dopiero ten, kto ma paczkę, jest debeściakiem i wygrał wszystko.

W lodziarni każde dziecko wybrało swój smak, mogły wybrać dowolnie. A potem się pokłóciły o to, że nie wszystkie mają czekoladowy.

Pokłóciły się o ładowarkę. Wszyscy mają taką samą, ale twierdzą, że jedna szybciej ładuje, bo brat ma zawsze więcej %. Hmmm… Chyba przestanę odkładać na ich studia, nie wróżę im żadnych dyplomów.

Pokłóciły się o imię dla naszego drugiego psa. Nie mamy drugiego psa i mieć nie będziemy.

Poprosiłam syna, aby zrobił mi kawę. Odmówił. Poprosiłam więc córkę. Wtedy syn pokłócił się z córką, bo to on chciał robić kawę!

Wyrywały sobie zabawkę, która od trzech miesięcy leżała w przedpokoju. Kiedy spakowałam ją do przekazania innym dzieciom, córka zaczęła się nią bawić i wtedy okazało się, że to jest najlepsza zabawka w całym domu.

W jeden poranek pokłóciły się o połówkę starego cukierka, którego ktoś znalazł na podłodze w samochodzie. I pomyśleć, że kupuję im ekologiczne marchewki za miliony monet!

Moje dzieci pokłóciły się o to, jak mają być napompowane balony na urodzinowe przyjęcie ich taty. Córka spuściła powietrze z kilku „źle” napompowanych balonów, zrobiła się purpurowa pompując je dokładnie tak samo, po czym z triumfem oświadczyła siostrze, że właśnie tak pompuje się balony.

Córka zgubiła rękawiczkę, po czym pokłóciła się z rodzeństwem, oskarżając ich, że to na pewno ich wina, bo pewnie gdzieś jej schowali.

Dzieciaki notorycznie kłócą się o koc, kiedy oglądamy tv. Koców mamy 5, wszystkie są takie same.

Od lat kłócą się o to, kto kiedy i gdzie siedzi w samochodzie. Mamy na lodówce listę z rozpisanymi dniami i miejscami. Ta sama lista obowiązuje w odniesieniu do kolejności pod prysznicem. Tak więc może i pojedziesz do szkoły z przodu, ale już musisz jako pierwszy brać ten nieszczęsny prysznic. Rano jednak nikt o to nie dba, kłótnia musi być.

Kiedy jest czas na owoce, dzieci wybierają po kolei owoc, na jaki mają ochotę. Potem się kłócą, bo wolą owoc, który wybrało rodzeństwo, choć cały czas mogły i nadal mogą wybrać dokładnie ten sam. No ale przecież to nie będzie już TO jabłko.

Pokłóciły się o liczbę rodzynek, które włożyłam im do śniadaniówek. Spóźniły się na lekcję licząc co do sztuki wszystkie rodzynki. Miały po tyle samo. Do dziś nie wiem jak to zrobiłam, możliwe, że to jakiś rodzaj instynktu przetrwania.

Moje dzieci pokłóciły się o wystroje swoich pokojów. Jedno zaczęło mówić o tym, że jak kiedyś (z naciskiem na kiedyś) będziemy robić remont, to ona chce mieć tapetę w palmy. Po czym pokłóciła się z siostrą, bo ta druga też chce palmy i kłóciły się o to, która od której odgapiła.

Dzieci pokłóciły się o to, kto dostaje którą ćwiartkę jabłka, wszystkie były identyczne, więc wyciągnęły kuchenną wagę, po czym kroiły to biedne jabłko dotąd, dopóki nie było po równo.

Pokłóciły się o ilość kostek lodu w lemoniadzie. Wyławiały wszystkie łyżeczką i liczyły. Kilka razy, bo ciągle się coś nie zgadzało. Przy tym ćwiczeniu rozlały połowę swojego napoju.

Pokłóciły się o WYMYŚLONY projekt tortu na kolejne swoje urodziny. Strach się bać, jak któreś zjadłoby większy kawałek tego nieistniejącego tortu.

Rozmawiając o przyszłości dzieci pokłóciły się o to, kto się pierwszy wyprowadzi i kto będzie miał fajniejsze mieszkanie. Chociaż mają 9 lat, więc ta hipotetyczna wyprowadzka szybko nie nastąpi, akurat przy tej kłótni się rozmarzyłam…

No i co, czy ja przesadzam, kiedy mówię, że jestem pewna, że kiedyś zapakują mnie w kaftan?

P.S. Zachęcam do podzielenia się historiami kłótni Waszych bombelków. Niech nam wszystkim się poprawi humor przez świadomość, że nie tylko u nas taki Sajgon. Czy Was też kłótnie rodzeństwa wykańczają?

P.P.S. Choć dziś Prima Aprilis, wszystkie te historie (niestety) są prawdziwe. Wiem, wiem, strugam sobie zaraz order z ziemniaka.