Twój dyskretny przyjaciel Facebook.

Media społecznościowe to choroba naszych czasów. Życzę każdemu, żeby jego życie było chociaż w połowie takie udane, jak pokazuje to na Fejsie. Zawsze nam się wydaje, że na tych forach to siedzi patologia, matki, które mają horom curke i pieluszkowe zapalenie mózgu. Otóż nic bardziej błędnego! Jak grzyby po deszczu wyrastają Internetowe afery, a człowiek siedzi przed ekranem i myśli sobie, że na to, co się odwala, ani popcorn ani ban nie pomogą. Bo niektórzy uwierzyli, że można. Że trzeba. Że Twój dyskretny przyjaciel Facebook poradzi, poklepie po ramieniu, a potem zapomni. Niestety, mam złą wiadomość. Nie zapomni. 

A to zdjęcie Matki Polki w kusej bieliźnie, a to przechwałki kilkudziesięciu rodziców, którzy się pod postem o seksie licytują, ile razy w tygodniu „to robią”, a to status, który woła „jestem mamą cipką”, a to matka, ogłaszając kolejną ciążę, opowiada o „cipochach” swoich córek, jajkach i rowkach syna, a to zdjęcia wysypek, odparzeń, rozwolnienia, czy zarzyganego w drodze nad morze samochodu. Ech. To nie jest święte oburzenie. Kasuję, łapię się za głowę, odwracam wzrok, idę dalej, nawet nie komentuję, bo co mi do tego, co ktoś gdzieś tam robi, ani mnie to boli, ani mnie to parzy. To co robisz w domu, to Twoja sprawa, jasne. Kiedy jednak Twój dyskretny przyjaciel Facebook podzieli Twoje dowcipy, zmartwienia czy przemyślenia z resztą świata, problem przestaje być tylko Twój. I może mieć konsekwencje. Konsekwencje dla Twojego dziecka. I te przechwałki, jaka to nie jesteś wyluzowana, nowoczesna i rozwiązła, wcale nie dodają Ci 100 punktów do zajebistości. 

Mam wrażenie, że niektórym się zdaje, że naprawdę tak jest, że Twój dyskretny przyjaciel Facebook jest jak swój chłop, zaufany taki, kumpel. Można wylać wiadro pomyj, bo przecież hejtu w necie nie widać, można sobie pożartować, można głupio pogadać, można, będąc na chorobowym puścić fotkę z baru, można odkryć intymne szczegóły pożycia. Można, ale po co?

Matka chwali się paradowaniem po marketach z nocnikiem w torebce i biciem braw synkowi, który wysiusiał się do nocniczka w przymierzalni znanej sieciówki. Nie, nie, nie. To nie jest tak, że każdy z nas tak robi, tylko nikt o tym nie mówi, więc ja będę odważna i, wychodząc z założenia, że nic co ludzkie nie jest nam przecież obce, pokażę to sikanie. Bo przecież odkąd zostałam matką, uwierzyłam, że wszystko mi wolno, a moje dziecko naprawdę jest pępkiem świata i jeśli mojemu dziecku się zachce, to może wszystko i wszędzie. Przecież to TYLKO dziecko. Wiem, że wychodzę na nieczułą czarownicę, ale nie jest tak. Dziecku nie wolno wszystkiego. W sklepie, w parku, na uczelni, obowiązują nas zasady, które jako rodzice mamy OBOWIĄZEK wpoić swoim dzieciom. Możliwe, że jest tylko dzieckiem, jest też AŻ człowiekiem. A dla ludzi są toalety, nie szczanie po kątach.

Jestem za karmieniem piersią wszędzie. Ale razi mnie widok Pani, która w restauracji szwedzkiego sklepu z meblami ma zupełnie ściągniętą bluzkę i bieliznę, z obu piersi kapie jej mleko, a ona robi sobie zdjęcia z córcią i komentuje – ha, ha, karmię wszędzie. No brawo Ty, chciałoby się rzec. Ale obsceniczność nigdy nie jest spoko. Karmienie piersią jest czynnością fizjologiczną i jak najbardziej naturalną. Fizjologiczne jest też oddawanie moczu, a jednak robimy to w miejscu intymnym. I nie chodzi o to, żeby chować się z dzieckiem po toaletach, bo niby czemu, nie chodzi o to, żeby dziecko przykrywać, bo sama nie chciałabym mieć w trakcie posiłku pieluchy na głowie, ale można zrobić to tak, że nie będzie siało zgorszenia. I miliony matek na całym świecie karmią swoje dzieci w poszanowaniu godności własnej, dziecka i publiczności. To przez odsetek matek, którym wszystko wolno, karmienie w ogóle podlega dyskusji i nadaje mu się łatki niestosownego.

Zdjęcie matki, która w markecie odsikuje synka do kubeczka podbiło Internet. Nie wiem, dlaczego, ale Twój dyskretny przyjaciel Facebook wcale nie pisał: wow, jaka zaradna, no super sobie poradziła z dzieciakiem. Nie. Jest fejm, ale jaki? Jakim kosztem. Bądź matką, pokaż klasę. Nie bądź madkom, rusz cztery litery do toalety. Nie umrzesz ani z pragnienia, ani z wysiłku, ani nikt Cię nie porwie. Można.

Uwielbiam nietypowe imiona. Jestem za tym, żeby odchodzić od imion popularnych, bo to już było. W mojej klasie były same Anki, w telefonie mam 5 numerów do koleżanek, które mają na imię Asia, a mąż się śmieje, jak poznajemy kogoś nowego, że na pewno ma na imię Bartek. Imię dziecka zostanie z nim na zawsze. I te imiona nam się z czymś kojarzą. Całe życie nie lubiłam imienia Weronika, bo na podwórku była jedna taka, która w dzieciństwie zaszła mi za skórę i to imię zawsze mi o niej przypominało. To się zmieniło dopiero, kiedy poznałam superfajną Werkę, całkiem niedawno. Imię jest ważne, rodzi skojarzenia, dobrze, jeśli pasuje do nas, do naszego stylu życia, do dziecka. Inaczej swojemu dziecku da na imię gwiazda rocka, inaczej mieszkanka Zawoi. Imię powinno dobrze brzmieć i w przypadku noworodka i w przypadku zaawansowanego wiekowo dorosłego. Na liście nietypowych imion, nadanych dzieciom w Polsce, w 2016 roku, są takie perełki jak Leja, Amnezja i Mercedes. Chłopcy nie zostają w tyle: Żyraf, Myszon, Belzebub. Żyraf, serio?! Oczywiście, jest to kwestia gustu rodziców. Jasne. Ale imię ciężko zmienić, może warto w tym wypadku nie podążać ślepo za modą tylko użyć odrobiny rozsądku? Nie musisz być zawsze cool. 

Przesunęły się granice intymności, dobrego smaku i klasy. Ale życie to nadal nie jest tabloid. I zanim wrzucisz coś do sieci, zanim  Twój dyskretny przyjaciel Facebook wyświetli rodzinie i wszystkim znajomym to, jak się żalisz na swojego starego i dzieci, zanim pokażesz zdjęcie w stanie dalekim od przyzwoitości, zanim odkryjesz najbardziej intymne szczegóły własnego życia, zanim skompromitujesz swoje dziecko, zastanów się tysiąc razy. Bo Internet nie zapomina. Twoje dziecko, teraz słodki bobasek, kiedyś będzie nastolatkiem. I to jedno zdjęcie, ten status na Fejsie, czy paradoksalnie niewinny filmik, może okazać się niebezpieczny.

Może tak się zdarzyć, że Twoje dziecko wcale nie chce, żeby je latami przezywano ze względu na śmieszne imię, nie chce, aby na jaw wyszło zdjęcie, na którym jest umazane kupą, nie chce, aby kojarzono go z nocnikiem w Zarze, czy rodzicami, którzy na Fejsbookowych grupach sado-maso poszukują biseksualnego partnera. I może się zdarzyć, że tego jednego głupiego statusu bardzo pożałuje tylko jedna osoba – Twoje dziecko. I choć inni tylko westchną z politowaniem, Twoje dziecko być może słono zapłaci za Twoje bezmyślne klikanie. Oby nie najwyższą cenę.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!