Naukowcy alarmują – matko! Zrób to dla dziecka!

Od momentu, kiedy masz dzieci, wiele rzeczy zmienia swoje znaczenie na zawsze. Na przykład słowo weekend nie kojarzy się już z odpoczynkiem. No ale wiadomo, z egoistycznego podejścia “dla siebie”, wraz z pojawieniem się dziecka płynnie (lub w wyniku szoku) przechodzisz w fazę “zrób to dla dziecka”. Wszystko zrób!

I tak w weekend, dziecko, tak samo jak i w inne dni, wstaje przed pianiem koguta, tak samo jak i w inne dni domaga się rozrywek, brudzi ubrania, ciągle coś je, z wiekiem trzeba je wozić na imprezy urodzinowe, mecze, balety i odhaczać kolejne punkty napiętego harmonogramu. Dziecko, w przeciwieństwie do dorosłych, nie potrzebuje odpoczynku po długim tygodniu. Wręcz przeciwnie, uruchamia mu się pijawka, która chętnie wyssie z rodzica resztki energii, po czym słodkim, niewinnym głosikiem, po bieganiu, piszczeniu, lepieniu, malowaniu, budowaniu, układaniu, wspinaniu, pływaniu i czytaniu spyta „pobawimy się”?

Masz szczęście, jeśli wieczorem padnie o 20 – możesz w końcu na chwilkę usiąść. Chwilkę, bo oto na ciężkie powieki nieubłaganie działa przyciąganie. W końcu dziecko zafundowało pobudkę o 5, a potem bieg z przeszkodami i wywieszonym jęzorem, nic dziwnego, że zasypiasz przed tv o 20.30.  

To samo tyczy się wakacji. Moje dzieci mają 7 lat i wakacje to dla mnie czas ostrego zapieprzu. Jasne, uciekam od domowej rutyny, nie muszę ani prać, ani sprzątać, ani gotować, nie muszę wstawać na budzik, mogę trochę poluzować naszą codzienną dyscyplinę. Ale na wakacjach z dziećmi jestem cały czas w stanie czuwania. Odkąd wszyscy już wiemy, że dzieci topią się w ciszy, nie jestem w stanie się wyluzować w sytuacji, kiedy moje dzieci są w wodzie, albo w pobliżu wody. Muszę je mieć na oku, choć całkiem nieźle pływają. Wiem, że utopić się można w kilka sekund i będąc całkiem sprawnym pływakiem, więc nie potrafię zwyczajnie sobie leżeć na leżaczku i czytać książki, kiedy moje dzieci są w wodzie, nawet jeśli są z ojcem – on jeden, ich trójka. Na wakacjach rośnie mi trzecie oko, ucho i ręka i nawet szósty zmysł. Będąc w nowym miejscu jestem też cały czas nastawiona na bezpieczeństwo. Moje dzieci nie wiedziałyby, gdzie mnie szukać, nie to, co w domu – codziennie kręcimy się po naszej dzielnicy, więc nawet gdyby się gdzieś oddaliły, trafiłyby do domu. Na wakacjach wszyscy jesteśmy w obcym miejscu, więc czuwam.

Kiedy nie miałam dzieci, moje wakacje miały dwie formy – energiczną i ekscytującą, w której było miejsce na zwiedzanie i przeżycia i totalną labę. Czyli wakacje, na których moim głównym problemem było to, czy bardziej opalona jestem z tyłu, czy z przodu, czy założę teraz bikini, czy jednak kostium jednoczęściowy, czy drinka wypiję przed 12, czy może dopiero do kolacji. Te problemy pochłaniały mnie do tego stopnia, że wykończona podejmowaniem decyzji, ucinałam sobie długą drzemkę.

Teraz jestem mamą. Na drzemkę na wakacjach nie ma szans, bo jak tylko oko zamknę, dzieciom natychmiast uruchamia się radar, wyrastają spod ziemi i prosto do ucha wołają „maaaaaamooooooo”. Albo muszę przypominać o nieskakaniu do basenu z taką pompą, że mokrzy są wszyscy letnicy na okolicznych leżaczkach, albo przypominam o czapce, kolejnej warstwie kremu, albo nie popychaj siostry, zejdź ze słońca. Albo muszę latać po piciu, albo szukać toalety, albo pilnować delikwenta jak zjeżdża ze zjeżdżalni, albo gumowe zabawki dmuchać, albo ręczniki trzepać, albo pilnować, żeby moje dzieci innym letnikom po kocach nie łaziły. 

Że nie wspomnę o targaniu wielkiej siaty. Przecież wiadomo, że mam ze sobą wszystko, a idąc na plażę wyglądam jak wielbłąd. Jestem przygotowana na najgorsze – nagłe załamanie pogody, powódź, epidemię i klęskę żywiołową. Mam zawartość małej lodówki, apteczkę, ciuchy na przebranie, osiem ręczników, wiaderka, łopatki, kółeczka, rękawki i jednorożca o średnicy dwa metry. Na plażę zawsze dźwigam wielką, niebieską torbę ze szwedzkiego sklepu z meblami. Wiem, że nie jest ani sexy, ani lanserska, ani nie kosztowała miliona monet, nie ma logo MK i nie pojawia się w żadnym rankingu jako gadżet niezbędny matce. Ale jest przepastna, wygodna i niebrudząca. Pomieści to, co ze sobą wzięliśmy i kilka kilogramów piasku, który zabieramy z powrotem. Same plusy i najlepiej wydane złoty dziewięćdziesiąt dziewięć.

Pierwsze trzy dni na wakacjach z dziećmi muszę też pamiętać o zmodyfikowaniu kulinarnych upodobań mojej małej szarańczy. Nie, w domu jedzenia takiego jak w domu nie ma, zdaję się powtarzać w kółko. No nie ma, choćby w najlepszych kurortach. Na wakacjach dzieci zapominają, że na śniadanko nie jemy czekoladowych batoników i lodów, choć hotel, owszem, wystawia na pokuszenie. Jemy za to wszystkie gówno-kulki śniadaniowe, nuggetsy, frytki, lodziki, czyli wszystkie te śmieci, którymi przemysł spożywczy postanowił wabić wesołe dziatki. Po to tylko, aby poziom cukru utrzymywał się stale na wysokim poziomie, ku uciesze rodziców oczywiście. 

Dbając o wspomnienia i mając w końcu czas, którego nie zakłóca praca czy obowiązki domowe, robię też masę rzeczy, które sprawiają radość moim dzieciom. Zrób to dla dziecka! Krzyczy mały wredny głosik w mojej głowie. Włażę więc do wody, chociaż z wiekiem moja chęć do pluskania bezpowrotnie minęła na rzecz polegiwania na leżaku i to w cieniu, najlepiej nie na włażącym do tyłka piasku. Jeżdżę na kucyku, uganiam się za frisbee, buduję zamki, skaczę po falach, pływam pontonem, łowię ryby, chodzę na kids disco.

Tak. Odkąd zostałam matką wakacje mnie lekko wykańczają. W domu nigdy nie spędzam 24 godzin, 7 dni w tygodniu, przez dwa tygodnie pod rząd z dziećmi. Jasne, cieszy mnie to, że moje dzieci świetnie się bawią, że jesteśmy razem, że przeżywamy przygodę. 

Ale.

Marzę o wakacjach. Wakacjach dla mnie! Wakacjach, no cóż… Bez dzieci. Wakacjach, które zacznę od wyspania się. Jak w filmie “Holiday” chciałabym znaleźć się w hotelu, który ma na wyposażeniu nieprzepuszczające ani promyczka światła rolety. Pojechałabym na wakacje nadrobić luki w zbiornikach snu i obalić teorię, że wyspać się na zapas nie da. Może ja będę właśnie wyjątkiem? W domu, w którym są małe dzieci, wyspać się nie da. Albo kogoś atakują koszmarne kucyki, we śnie jeszcze bardziej wredne niż w bajce, albo komuś lew wychodzi z szafy, albo ktoś jęczy, albo susza w gardle męczy, albo mamo wołam Cię, tak sprawdzam, czy śpisz. Jeśli w końcu dzieci nawet i śpią, stary niedźwiedź, szanowny małżonek, piłuje.

No ale jak to wytłumaczyć innym, że matka potrzebuje wakacji? No więc z pomocą przychodzi sama nauka!!! Tak, moje drogie mateczki! Niezawodni amerykańscy naukowcy. Dr. Nava Silton, źródło tutaj, profesorka psychologii, podkreśla, że od macierzyństwa, czyli pracy 24 godziny na dobę, bez zwolnień, taryfy ulgowej, w pełnej gotowości i elastyczności, z częstymi nadgodzinami, z podwyższonym poziomem stresu i bezlitosnym szefem, należy się matkom urlop! Urlop BEZ DZIECI, czyli z daleka od PRACY. Silton udowadnia, że 2-3 dni poza domem, które pozwolą na regenerację i odpoczynek, służą nie tylko samym matkom, ale całej rodzinie!! Tatuś może się wykazać, popracować nad więzią z dziećmi, docenić wysiłek kobiety, a dzieci mają okazję zaobserwować, że w życiu każdy ma prawo do odpoczynku i równowagi. Matka w trakcie urlopu nabiera dystansu, docenia swoją codzienność, zaczyna tęsknić. Same plusy, prawda?

Wiadomo, że matki tak mają, że pragną odpoczynku, a potem zaraz tęsknią i zdjęcia oglądają. Ale nawet gdybym miała zatęsknić, jestem w stanie poddać się torturze tęsknoty w zamian za kilka godzinek polegiwania na dowolnie wybranym boku. Także moja droga, nie rób tego dla siebie – zrób to dla dziecka! To co, pakujemy walizkę? 🙂

Źródło: zdjęcie. 

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.