Emigracja nie jest dla każdego. Czy warto wyjeżdżać?

Emigracja nie jest dla każdego. I niestety nie jestem w stanie nikomu nic więcej napisać. Nawet, jeśli jesteś osobą przebojową, może się okazać, że nie chce Ci się już zaczynać od początku, a wizja nieznanego jest przerażająca. Mówi się o strefie komfortu, o przesuwaniu własnych granic, o wychodzeniu poza pewien schemat. Kiedy przeprowadzisz się do innego kraju, na początku robisz to wszystko NA RAZ, codziennie! To jest męczące i bardzo stresujące. Nie dla każdego. Jest jednak mnóstwo plusów emigracji! 

Ponieważ moja przeprowadzka z pięcioipółletnimi trojaczkami dla wielu nadal jest wyczynem – dostaję mnóstwo pytań o to czy warto, jak to ogarnąć, czego się najbardziej obawiać i jak sobie poradzić z tematem. Bo wiele osób chciałoby, ale się boi. Bo wiele kobiet (tak, zwykle kobiet) obawia się wyjazdu z dziećmi. W końcu – ktoś dostał ofertę pracy z rodzaju tych nie do odrzucenia, która kusi, ale jednocześnie spać po nocach nie daje.

Od początku więc. Emigranci są wszędzie i nawet na końcu świata znajdziesz kogoś, kto jest w podobnej do Ciebie sytuacji. Jeśli wpiszesz na Facebooku hasło „Polki w…” wyskoczą Ci tysiące grup. Polki w UK, w Irlandii, w Berlinie, w Wiedniu, w Stanach, w Szwecji, w Algierii i nawet w Bułgarii. Podobnie kwestia ma się w przypadku Polaków w ogóle, ale akurat kobiety najczęściej do mnie piszą w tej kwestii, dlatego tak adresuję. Za pomocą tych grup poznałam wiele fajnych kobiet. Nie ze wszystkimi była to miłość od pierwszego wejrzenia. Z niektórymi po kilku pierwszych spotkaniach jasne było, że koni kraść razem nie będziemy. Ale inne są, wspieramy się nawzajem, podpowiadamy. Wychodzę z założenia, że z nikim nie kumpluję się na siłę i koleżanki, które mam tutaj są takie same jak te, które mogłabym mieć w domu, w podkrakowskiej wiosce.

Z emigracją nierozerwalnie łączy się kwestia pójścia na kompromisy i radzenia sobie w każdej sytuacji. Trzeba się z tym liczyć. Raczej nikt nam nic nie załatwi, bo często wyjeżdżamy w nieznane. Ale, jak pisałam – wszędzie „koniec języka za przewodnika”, Internet pod ręką, uśmiech jako uniwersalna waluta i można. Kiedyś niemożliwe wydawało mi się wyjeżdżanie bez języka. Dziś widzę, jak ludzie bez jego znajomości funkcjonują i całkiem dobrze sobie radzą. Mieszkają w otoczeniu „swoich”, wykonują pracę, do której język nie potrzebny, a jak czegoś nie wiedzą – pytają Google w telefonie, który mają zawsze pod ręką. Da się!

Emigracja często może ograniczać (szczególnie jeśli nasze kwalifikacje czy dyplom nikomu nic w nowym kraju nie mówią), daje jednak zwykle niesamowite możliwości! Można zmienić zawód, można pracować z ludźmi, których normalnie byśmy nie poznali, można się rozwijać.

Ze swojego własnego doświadczenia polecam najpierw wyjechać na chwilę. Znajomi, którzy zachwycają się danym miejscem, mogą wcale nie być najlepszym drogowskazem. Mimo tego, że świetnie się z nimi dogadujemy, to jednak zupełnie od nas inni ludzie. Jeden człowiek wszystko sprzeda i poleci mieszkać w amazońskiej dżungli, a drugi potrzebuje mieć koło siebie ulubiony kocyk wydziergany przez babcię i co niedzielę chodzić na obiad do mamy. Emigracja nie jest dla każdego, dlatego trzeba pojechać, ściągnąć różowe okularki i ocenić. Jaki jest powód mojego wyjazdu? Czy będę mógł tu żyć? Nie wegetować i tęsknić, a żyć. Inaczej jest na wakacjach, zupełnie inaczej wygląda życie. Podatek w Australii też jest wysoki, domy w spokojnych dzielnicach kosztują miliony, pisanie „znajomi pojechali i sobie chwalą” jest lekko niepoważne. W trakcie kilkuminutowej rozmowy na Skypie na pewno sobie chwalą. Nie ma czasu ani pewnie ochoty na wchodzenie w detale życia na emigracji. Podobało mi się w Egipcie, ale żyć bym tam nie chciała. Natomiast już na tyle zakochałam się w Nicei, że mogłabym spokojnie się tam przeprowadzić, przynajmniej na chwilę. Jeść bagietki, uczyć się francuskiego szyku i wierzyć, że francuskie dzieci nie grymaszą, a masełko popijane Chablis idzie prosto w cycki, mogłabym.

Wyjazd, nawet chwilowy, pozwoli nam też zobaczyć, czy jesteśmy zachłyśnięci nowymi wrażeniami i towarzyszy nam rosnąca ekscytacja, czy jednak głównie jesteśmy przerażeni i odliczamy dni, aż w końcu wrócimy do domu.

Często w mojej skrzynce pojawiają się pytania o wizę, pracę, wynajem mieszkania, kupno samochodu, czy też średnie ceny. Chętnie odpowiadam, ale to wszystko jest w necie. Można sobie podejrzeć ceny, ba, nawet zrobić przykładowy koszyk w popularnym markecie w wielu miejscach na Ziemi. Swoje szanse na zatrudnienie można ocenić na stronach oferujących pracę. W tym przypadku nie polecam spontanicznych decyzji. Według mnie to za duże ryzyko, chociaż podobno kto nie ryzykuje, ten szampana nie pije! Jeśli czekasz, że ktoś Ci napisze – jest super, przylatuj, możesz się rozczarować. Nikt nie jest w stanie przewidzieć tego, jak sobie poradzisz i czy pokochasz, czy znienawidzisz nowy kraj. Można mieć szczęście, może powinąć się noga – jak wszędzie.

Ludzie pytają mnie o dzieci. Jak dzieci radzą sobie z emigracją? Dzieci? Dzieci sobie świetnie poradzą! W zeszłym roku do naszej australijskiej podstawówki przeprowadziła się rodzina z Iranu. Dziewczynkę rzucono na głęboką wodę, choć po angielsku mówiła „Hello” i to na powitanie i na pożegnanie też. Po trzech miesiącach mała występowała na akademii przed całą szkołą. Dzieci szybko się aklimatyzują, adaptują się do właściwie wszystkiego, szczególnie te mniejsze, nie czują wstydu, więc gadają, nie martwiąc się o akcent czy gramatykę. A kiedy nie potrafią się dogadać, pokazują na migi, rysują, gestykulują. Jest przy tym kupa śmiechu, nikt się raczej nie przejmuje odbiorem. Kiedy spytałam córkę, która została wyznaczona do opiekowania się „nową”, jak się z nią dogaduje, odpowiedziała: normalnie. No ale skąd wiesz, co ona chce robić, czy jej coś nie potrzeba? A… no w sumie nie wiem. Gramy często w piłkę, zabieram ją na huśtawki, a jak wczoraj chciała iść do toalety, to złapała mnie za rękę i poszłyśmy. I tyle. Proste? Proste. Oczywiście nie wiem, jak sprawa wygląda z introwertycznym nastolatkiem, ale jedno jest pewne – nasza postawa dla dzieci w każdym wieku jest kluczowa! My widzimy w emigracji szansę i przygodę – dzieci też!

Dzieciom emigracja służy – uczą się tolerancji i otwartości, nie da się też oczywiście pominąć aspektu językowego – nauczą się szybko i dobrze nowego języka, a to plus i umiejętność na całe życie. Na pewno jednak zabieramy dzieciom jedną ważną w życiu rzecz – rodzinę. I tego nie da się zastąpić egzotycznym życiem, podróżami, czy pokaźnym kontem w banku. Nasza rodzina też może czuć się pokrzywdzona, kiedy zdecydujemy się na emigrację.

W przypadku dłuższego wyjazdu może też być kłopot z tożsamością. Dzieci zapominają języka, z braku czasu nie celebrujemy każdego polskiego rytuału, otacza nas obca kultura, która z czasem dla dzieci staje się ICH kulturą. Pracowałam raz z Anglikiem, który mieszkał 5 lat w Polsce. Wrócił do domu, bo dzieci były na rozdrożu – nie czuły się ani Polakami, ani Anglikami. Niektórym to rozdarcie wcale nie pasuje. Taka jest moja perspektywa, dla Ciebie jednak może być zupełnie inna.

Wiele osób wyobraża sobie, że życie na emigracji jest usłane płatkami róż, na drzewach rosną dolary, a możliwości leżą na ulicy, wszystkie problemy magicznie same się rozwiązują, a my stajemy się nagle super. Yyyy. Nie. Wszędzie jest w jakimś wymiarze ciężko, problemy, rozterki, kłopoty, długi nie znikają. Praca na całym świecie jest pracą – jest szef, obowiązki, klienci. Rachunki i podatki też nigdzie nie płacą się same. Nadal jesteśmy tacy sami. Pogody nigdzie nie ma idealnej. Albo za zimno, albo za ciepło, albo znowu cały rok tak samo, nie ma pór roku. Albo pada, albo wieje, albo jest susza. Na całym Świecie ludzie gadają o pogodzie! Wszędzie! Niezależnie od lokalizacji trzeba gotować, sprzątać, wchodzić w interakcje nawet z nielubianymi sąsiadami, korzystać ze służby zdrowia. Na emigracji niektóre rzeczy są może i prostsze, inne zaś wydają się nam niepotrzebnie skomplikowane, bo „u nas” wygląda to inaczej. Do teraz ciężko mi się pogodzić z faktem, że do specjalisty mogę iść tylko wtedy, kiedy lekarz pierwszego kontaktu łaskawie wyrazi na to zgodę i da mi odpowiedni papier!

Brakuje mi Polski na każdym kroku. Wczoraj popłakałam się oglądając festiwal w Sopocie. Bo on kojarzy mi się z długimi sierpniowymi nocami, gdzie we własnym domu, na tarasie, przy grillu, były do niego nieraz tańce z ludźmi, którzy znają mnie całe życie. To są takie rzeczy, których NIKT i NIC nie zastąpi. Jasne, coś za coś – poszłam się rano przebiec nad Oceanem, wypiłam kawkę z nową koleżanką i było pięknie. Ale inaczej. I tego „inaczej” trzeba nie tylko chcieć, decydując się na emigrację. To inaczej trzeba pokochać, bo w przeciwnym wypadku dziura w sercu nie da żyć. Nie każdy człowiek jest obywatelem świata. I nie ma w tym absolutnie nic złego, bo emigracja nie jest dla każdego. Dla mnie chwilowo jest i cieszę się z ekscytujących opcji, które mam tutaj. Czy tak będzie całe życie? Nie wiem.

Nie ma sensu też porównywać i unikam jak ognia odpowiedzi na pytanie to gdzie jest lepiej? Każdy kraj jest inny ani nie lepszy, ani nie gorszy.  Możliwości są wszędzie. Fajni ludzie są wszędzie. Wszędzie może być fajnie. Pieniądze na drzewach nie rosną nigdzie.

Każdemu, kto pyta, odpowiadam – emigracja nie jest dla każdego. Ale wiesz co? Zawsze można wrócić! Pomieszkać, zobaczyć, przeżyć i wrócić z fajnymi wspomnieniami. Już kilka razy przeprowadzałam się do Australii i wracałam. Przecież nikt mnie nigdzie na siłę nie zatrzyma! Świat jest przepiękny, ludzie w nim dobrzy, a podróże kształcą i poszerzają horyzonty. Jeśli pojawiła się opcja wyjazdu – jedź! W domu tego nie wysiedzisz. Przecież, jeśli nie spróbujesz, nie będziesz wiedzieć!

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.