Kinderbal i inne bóle pupy.

Jedna z moich córek nie została zaproszona na urodziny koleżanki z klasy. Urodziny, na które zaproszenia były rozdawane jawnie i na długo przed imprezą było wiadomo, kto idzie, a kto nie. O rany rany, ale jak to? Mój bombelek pominięty? Pomyślałam sobie, wybierając numer telefonu do matki, której miałam ochotę solidnie nawrzucać. Co ona sobie myśli? Jak tak mogła! Jak można taką przykrość robić dzieciom!

….

Ha! To by dopiero było, co? O ile sytuacja z zaproszeniem jest z życia wzięta, o tyle moja reakcja jest zmyślona. Takie sytuacje w moim domu zdarzają się dość często i są całkowicie normalne. Bo naprawdę nie ma się o co obrażać. Wiem jednak, że jest to trudny dla wielu rodziców temat i często dostaję takie sygnały. Szczególnie przykro jest rodzicom w sytuacji, gdy to ich dziecko zostało pominięte i jest mu zwyczajnie smutno, a my, rodzice, jak ten rycerz w lśniącej zbroi, czujemy się w obowiązku walczyć o jego honor.

Zupełnie niepotrzebnie. Na siłę nie da się nikogo zmusić, aby nas lubił i to działa od kołyski. Od ponad dwóch lat mieszkam w kraju, w którym to często nauczyciel rozdaje zaproszenia i są to zaproszenia na przykład tylko dla dziewczynek, czy tylko dla 5 osób. Wolność i wybór. Nikomu nie jest przykro, nikt nie wylicza, nikt na nikogo się nie obraża. Raz idziesz, drugi raz nie. Jeden kolega robi urodziny w parku dla całej klasy, drugi nie robi w ogóle, jeszcze trzeci zabiera dwóch najlepszych kolegów na kręgle, a ktoś inny zaprasza na imprezę do domu. I tyle. Nikt się nie obraża, bo po prostu jest to indywidualna sprawa. I decyzję odnośnie urodzin pozostawia się raczej dzieciom.

I ja tak robię. Urodziny w życiu moich dzieci są chyba najważniejszym dniem w roku i one przeżywają te imprezy przez kilka miesięcy! To jest ich święto, ich wybór i ich dzień. Zapraszać całą klasę, żeby nikomu nie było przykro? Pewnie tak byłoby najlepiej, w idealnym świecie, w którym nigdy nikomu nie przytrafia się nic przykrego, nie istnieją kwestie pieniędzy czy czasu, wszyscy się kochają, a na niebie zawsze jest tęcza. Ale jak to zrobić w prawdziwym życiu, gdzie impreza urodzinowa dla całej klasy czy przedszkolnej grupy, to spory wydatek? Nie zawsze urodziny da się urządzić w parku, bo na przykład wypadają w listopadzie, nie zawsze da się je urządzić w domu, bo na przykład mieszkanie jest na to za małe. Nie zawsze da się tak to wszystko zorganizować, aby nie ponosić kosztów wynajmu sali. Moje dzieci chcą mieć urodziny w miejscach, do których wstęp jest płatny. I niestety – są to ogromne koszty. Mając więcej niż jedno dziecko na stanie i organizując takie urodziny parę razy w roku, zaproszenie całej klasy jest zwyczajnie niemożliwe.

Moje dzieci listy urodzinowe robią kilkakrotnie. Za każdym razem ta lista się różni od poprzedniej! Bo dziś przyjaźnię się z Dianą, a jutro Diany nie lubię. Jak to w życiu. Miłość do koleżanki czasami blednie, znajomości się kończą. To są urodziny naszego dziecka. Dzieci nie są pamiętliwe i przykro jest im przez moment, po czym nawet nie pamiętają dobrze, dlaczego im było smutno. W czym również i nasza rola!

Moje dzieciaki, w tym roku już ośmiolatki, od chyba 4 lat doskonale wiedzą, jak mają te urodziny wyglądać i kogo chcą zaprosić. Jedna moja córka kumpluje się z całą klasą i wszystkich kocha po równo. Dla niej więc staramy się zorganizować urodziny w miejscu, które to umożliwia. Druga córka przyjaźni się tylko z 2-3 osobami. Nie mam absolutnie zamiaru zmuszać jej do urodzin dla całej klasy. Nie mam też zamiaru nie urządzać jej imprezy, aby karać ją za urażoną dumę innego rodzica. Będzie więc miała przyjęcie, na którym będą te trzy psiapsióły i siostra (to znaczy chyba, bo wiadomo siostra to raz najlepsza przyjaciółka, a zaraz potem najgorszy wróg). Zwykle i tak na urodzinach, na których jest cała klasa, robią się grupki. Takie jest życie! I jest to zupełnie normalne. Na swoje urodziny też nie zapraszamy wszystkich sąsiadów, wszystkich koleżanek i każdej osoby z pracy. Musielibyśmy chyba robić je na Narodowym!

Teraz mamy takie czasy, że rodzice chcą dzieci zagłaskać, zagdakać, o wszystkim zadecydować. I już w przedszkolu podsuwać dzieciom dorosłe rozwiązania i oczekiwać, że dziecko będzie zachowywało się jak wyważony czterdziestolatek. A to tak nie działa. Bo świat tak nie wygląda i to nie o to przecież chodzi. Można podpowiadać, można ustalić granice, ale jeśli już robimy imprezę, dziecko może też w jakiś sposób decydować, jakie ma to urodzinowe marzenie. Bo to są urodziny naszego dziecka, a nie nasze!

Ja sobie nie wyobrażam sytuacji, w której na każdym kroku musimy się przejmować tym, co sobie ewentualnie ktoś pomyśli. Nie chodzi mi zupełnie o to, żeby celowo ranić czyjeś uczucia, bynajmniej. Ale nie można całego życia spędzać na gdybaniu, czy to, co mówimy i robimy kogoś nie urazi. Bo na pewno urazi! Nawet jak wrzucam przepis na naleśniki odzywa się matka, której jest przykro, że wypisuję takie rzeczy (!!!), bo jej dziecko nie może glutenu, a zobaczyło u niej na ekranie te moje naleśniki i ona ma teraz w domu ryk (prawdziwa sytuacja – pisanie bloga to jak lot na Marsa – zawsze istnieje ryzyko spotkania kosmity).

Jeśliby tak było, nie moglibyśmy mieć psa, bo możliwe, że sąsiad panicznie się boi. Nie możemy nosić czerwonych włosów, bo kuzyn Marian nie lubi. Zastanówmy się nad samym menu. Jedna matka nie podaje cukru, druga jest weganką, trzecia tylko z ekologicznych upraw. To nie jest ranienie uczuć, a normalne życie, w którym musimy nauczyć się sami zadbać o własne interesy. Miło jest, jeśli ktoś pamięta, że nasze dziecko nie może jeść orzechów i proponuje coś, co mogą zjeść wszyscy. Ale to my sami powinniśmy nauczyć nasze dziecko, czego mu nie wolno. Moja koleżanka weganka przychodzi na imprezy w własnym żarciem, bo wie, że nie raz bywała głodna. Nie ma z tym problemu, bo weganizm to jej wybór i jej styl życia, którego nikomu nie musi na siłę narzucać. Tak już jest w życiu. I nie oczekujmy, że ktoś inny za nas zrobi robotę, a jak nie, to walniemy wielkiego focha.

Nie znam wszystkich rodziców, a moje dzieci nie lubią wszystkich dzieci. Czyli – normalne życie. Nienormalne wydaje mi się zapraszanie każdego na siłę, bo tak trzeba. Dzieci szybko zapomną, wiem z autopsji. Tylko czy inni rodzice nam to wybaczą? Właśnie nad tym trzeba się głębiej zastanowić. Bo największy problem z tymi imprezami mają rodzice. I to oni są pamiętliwi i obrażalscy.

Kolejny problem to przymus imprezy. A przecież jeśli nie chcesz, nie rób urodzin. Naprawdę nie ma przymusu, jeśli jest to kłopotliwe, nie stać Cię lub nie masz na to ochoty. W zeszłym roku robiłam 3 imprezy dla dzieci z klasy, a czwartą dla rodziny, w tym roku będę miała pięć, bo jeszcze się zaprzyjaźniliśmy z połową naszej ulicy. Ja tak lubię, moje dzieci żyją od urodzin do urodzin, kochamy imprezy i gości. W Polsce robiłam z okazji urodzin dzieciaków party na ogrodzie i w jednym roku zaprosiłam 60 osób! Prawie tyle, co na nasze wesele. Ale ja tak lubię, nikt mnie do tego nie zmusza. Jak siły lub środków braknie – imprezy też braknie. 

Urodziny to męczarnia dla dorosłych? I na to jest rozwiązanie. W zeszłym roku jedna z imprez była w moim domu i akurat koleguję się dość blisko z matkami zaproszonych dziewczynek, więc zaproponowałam, aby zostały na pogawędkę i kawkę. Było bardzo przyjemnie. Druga impreza była w „kulkach” i tutaj już nie znałam wielu osób, więc na zaproszeniu napisałam, że dzieci można na imprezie zostawić pod naszą opieką. Większość skorzystała i w trakcie, gdy ich dzieci były zabawiane na urodzinach, rodzice poszli sobie na obiad, zakupy, siłownię. I super, sama bardzo często tak robię, jaki bonus takie kilka luźnych godzin w weekend. 

Napisałam to na zaproszeniu, bo wtedy jest to jasny komunikat i nikt nie czuje się w obowiązku zostawać na imprezie dla dzieci, podczas, gdy wolałby być gdziekolwiek indziej. Większość rodziców nie znosi tych całych kinderbali! Nie dość, że poziom decybeli sponsoruje natychmiastowy ból głowy, serducho nas boli od oglądania góry syfu, który jedzą nasze dzieci, to jeszcze jesteśmy zmuszeni do rozmowy o niczym z osobami, które ledwo znamy (albo nie znamy w ogóle). Ja akurat traktuję to jako okazję do poznania innych mam, często sąsiadek, z którymi mogę się zaprzyjaźnić, lubię też patrzeć na interakcje moich dzieci z rówieśnikami, ale nie wszyscy to lubią i tego właśnie pragną w weekend. Uszanujmy to. Urodziny to radosny dzień, nie muszą dla rodziców być katorgą!

Twoje dziecko nie zostało zaproszone? To normalne! Ja tłumaczę dzieciom, żeby nie czuły się poszkodowane, kiedy ktoś ich nie zaprosi, bo przecież same też nie zapraszają wszystkich. Jestem przy nich i naprawdę trwa to moment, zaraz mają już to wszystko w głowie ustalone. Czasami nawet w ogóle tego nie komentują. Mało tego – często na swoje urodziny zapraszają dziecko, które ich nie zaprosiło! Ojej, wtedy się razem nie bawiliśmy, a teraz się lubimy. Normalne. W świecie dzieci wiele spraw nie ma żadnego drugiego dna i nie wymaga analizy do piątego pokolenia wstecz. Może, zamiast robić dziurę w całym, powinniśmy się od nich tego uczyć? Jak o mówią, nieistotne życiowe zagwostki trzeba traktować jak pies kupę – olać, zakopać, iść dalej.

Są dla mnie tylko nieliczne reguły kinderbali, których warto przestrzegać z czysto humanitarnych pobudek.

RSVP

Zawsze odpowiadam na zaproszenie i do szału mnie doprowadzają rodzice, którzy zaproszenia mają w nosie. Ha. Mogłabym tak napisać, ale nie napiszę, bo zdarzyło się nam, że syn dostał zaproszenie bezpośrednio do plecaka. Mama chłopca nikomu nic nie powiedziała, tylko powkładała zaproszenia do plecaków. Na szczęście chyba się zorientowała, że nie wszyscy w ogóle wiedzą o tych urodzinach i dzień przed imprezą wysłała sms z zapytaniem, czy będziemy. Okazało się, że oczywiście mamy to zaproszenie, ale jest schowane w kieszonce, do której syn nigdy nie zagląda i nigdy jej nie używa. To samo może się zdarzyć na półeczce w przedszkolu. Ale jeśli mamy już to zaproszenie – dajmy znać od razu. Warto potwierdzić lub odwołać swoją obecność z dwóch powodów, jeśli już pominąć kwestię zwykłej grzeczności. Może się zdarzyć, że bardzo dużo osób odmówi i solenizant zostanie sam, a to dla nikogo nie byłoby przyjemne. Po drugie – jest jednak różnica płacić wstęp za 12 dzieci, a za 6, różnica piec tort dla 4 kolegów, a nie dla 14, itp. Nie ma sensu narażać nikogo na niepotrzebne koszty czy zawód. Warto też spytać o podpowiedź prezentową, aby dziecko nie dostało 10 zestawów lego. 

Nie pomijamy

Jeśli zapraszamy całą klasę, to całą, nie pomijamy jednego czy dwójki dzieci, bo to rzeczywiście jest lekko nie fair. Co innego wybrać kolegów, z którymi się kumplujemy, a co innego wykluczyć kogoś z grupy. Jak wszyscy, to wszyscy to w tym przypadku dobra metoda.

Alergie

Warto spytać i podać coś, co dziecko z alergią może zjeść. Jest to po prostu miły gest. W tym roku mam kilku alergików na każdej imprezie, więc liczę się z tym, że połowę przekąsek przygotuję takich, które może zjeść każdy. Mój syn przyjaźni się z chłopcem, który ma tak silną alergię na orzechy, że wręcz powąchać mu ich nie wolno, bo grozi to atakiem. Dla mnie to zwykła przyzwoitość, aby na urodzinach syna ich po prostu nie było. Po co ryzykować?

Zdrowie

Wiadomo, że na urodzinach musi być tort. Ale czy na urodzinach muszą też być chipsy, kola, żelki, gumki, chrupki, lizaki w hurtowych ilościach? Nie muszą. Można podać sałatkę owocową, zrobiony samodzielnie popcorn, koreczki z warzyw wyciętych w fajne kształty, kanapki, kolorowe galaretki, wodę z owocami i kolorowymi słomkami, możliwości są nieograniczone. Urodziny nie muszą być festiwalem syfu, po którym dzieci chcą skakać po suficie przez pół dnia.

Czas i miejsce

Moje dzieci mają urodziny w dni wolne od szkoły. Dlatego imprezy dla kolegów z klasy organizujemy przed wakacjami, w roku szkolnym, żeby mieć pewność, że Ci, których chcieliby na tych imprezach zobaczyć, będą. Warto o tym pomyśleć, zamiast potem mieć pretensje, że goście nie wypalili. Warto też zastanowić się nad miejscem, bo może się okazać, że dojazd do innej miejscowości może się dla kogoś okazać kłopotliwy. Warto spytać, można kogoś podwieźć. 

I tak naprawdę to chyba tyle. Niech sobie każdy zaprasza kogo chce i świeczki dmucha w wybranym przez siebie miejscu, w wybranym przez siebie towarzystwie. Zarówno dzieci, jak i dorośli. Przygotujmy nasze dzieci do normalnego życia i świata, w którym przyjdzie im żyć. Bez focha, który skutecznie, codziennie może spieprzyć humor. Howgh!

Zdjęcie – źródło