Obyś cudze dzieci uczył.

Nauczyciele w Polsce strajkują. A to przecież roszczeniowe, leniwe darmozjady bez powołania, które sobie dzieci wzięły za zakładników, dwa miesiące wakacji, 18 godzin w tygodniu, żyć nie umierać! Nic im się nie należy! Obyś cudze dzieci uczył, specjalisto od edukacji i związków zawodowych. 

Bleee. Nauczyciele, jak każda inna grupa społeczna czy zawodowa, bywają różni. Każdy z nas pamięta tych, którzy byli cudowni, inspirujący, motywujący, pozostawili na nas swój ślad i będziemy ich wspominać do końca swoich dni. Byli też tacy, z których się śmialiśmy, którzy sami nie potrafili rozwiązać zadania, które rozpisali na tablicy, ani zdania po polsku sklecić. Byli też i tacy, których się baliśmy. To oni często pierwsi wiedzieli o naszych szkolnych sympatiach, to oni znali nasze ksywki i wiedzieli, z kim chcemy siedzieć w ławce. Znali nasze słabsze strony, podkreślali atuty, wciągając nas w prowadzenie akademii dla całej szkoły. To oni łapali nas na pierwszej fajce, podawali ściągi na maturze, trzymali kciuki na olimpiadach. Uczyli nas grać w siatkę, uczyli nas o Holocauście, o stolicy Wielkiej Brytanii i rozmnażania. To z nimi spędziliśmy przynajmniej 13 lat swojego życia.

Polska szkoła jest chora, bo chory jest system, chora jest polityka, w której nikt od wielu lat nie dba o dobro obywatela, a bardziej o dopchanie się do koryta, rozdrapywanie starych ran i udowodnienie czyja to jest wina, że w Polsce AD 2019 jest teraz źle. Bardziej dba się o głos wyborczy i agitację, niż o zrealizowanie wyborczych postulatów. Polska szkoła nie jest dla ucznia i dla rodzica, a od lat nie jest też przyjemnym miejscem pracy dla pracowników oświaty. Notoryczne zmiany programu, ciągłe reformy edukacji, z których jedna gorsza od drugiej, TRAGICZNIE niskie zarobki, uwłaczające godności traktowanie przez rodziców, a co za tym idzie, również uczniów, obcinanie etatów, ciągła konieczność podnoszenia kwalifikacji kosztem własnych pieniędzy i czasu. Wymieniać dalej?

Jako córka nauczycieli i wnuczka dyrektorki szkoły wiem, jak ta praca wygląda od środka. Nauczyciele żyją problemami dzieci, zapamiętują niektórych przez całe życie. Ta praca nigdy się nie kończy, bo szkoła to skomplikowana społeczność, w której w każdy dzień coś ważnego się dzieje. Przecież dziecko poza domem i szkołą nie ma nic innego. Praca nauczyciela to ogromna presja i stres, to odpowiedzialność. Ale poza nią to masa papierkowej roboty. To sprawdziany, to klasówki, to egzaminy, to studniówki, to bale, to wywiadówki, to akademie, to konkursy. To wszystko samo się nie robi. Znam nauczycieli, którzy sami malują sobie klasę, żeby na 1 września było kolorowo. Robią po nocach dekoracje. Szyją kostiumy na apel. Płacą za wycieczkę uczniowi z ubogiej rodziny. Wożą uczniów prywatnym samochodem na olimpiadę. Odwiedzają w domu, kiedy dziecko złamie nogę. Tej pracy nie da się skończyć o 14 i olać do dnia następnego. Nie w czasach, w których żyjemy. Tylko dlaczego nauczycieli ciągle się dyskryminuje i olewa ich żądania?

Jestem całym sercem za nauczycielami i jestem oburzona komentarzami w sieci na temat strajku.

Chyba najbardziej popularny to ten, że nauczyciele wzięli sobie dzieci za zakładników, strajkują w nieodpowiednim czasie, są nieodpowiedzialni, pozostawiają rodziców na lodzie. Nie wiem za bardzo, kiedy mieliby strajkować, jeśli nie w czasie, kiedy ich głos ma szansę zostać usłyszany i kiedy społeczeństwo zauważy, co by było, gdyby nie było nauczycieli, zajmujących się naszymi dziećmi, kiedy my idziemy do pracy? To się wydarzy kosztem dzieci, kiedy większość myślących nauczycieli odejdzie do lepiej płatnych zawodów, bo w tym momencie za ladą w sklepie można zarobić więcej, nie mówiąc już o pracy w korporacji w większym mieście. Po co ktoś wszechstronnie wykształcony miałby się męczyć za grosze w szkole, kiedy może pójść do lepiej płatnej pracy, w której możliwe, że czeka go awans, dodatkowe szkolenia, pakiet dodatkowy, rozwój, roczny bonus, może ciekawe delegacje? Nauczyciel może sobie ewentualnie pojechać piętnasty raz obejrzeć Panoramę Racławicką z bandą dwunastolatków, którzy malowidło mają w nosie, za to nie mogą się już doczekać obiecanej wycieczki w McDonald’s.

Nauczycielom zarzuca się wyrachowanie. Chcą tylko kasy, a przecież ten zawód do powołanie. Dla większości nauczycieli jest to powołanie, bo przecież chyba żaden z 600 tysięcy nauczycieli w Polsce nie jest w stanie przyznać, że robi to dla pieniędzy. Jest to jednak zawód, jak każdy inny. Wielu nauczycieli marzy o większej ilości godzin, ale ich zwyczajnie nie ma. Nauczyciele w wielu szkołach biją się o awans, niestety brakuje im godzin. To jest pasja, która musi jednak pozwalać na godne życie. Gdyby nauczycieli bardziej się szanowało i za ich wysiłek odpowiednio wynagradzano, możliwe, że większości chciałoby się bardziej mobilizować dzieci do nauki, do czytania, do sportu. Za głodową pensję niektórzy dają tyle, za ile jest im płacone – minimum. I nie ma się im co dziwić. Przecież mają swoje rodziny, którym muszą zapewnić byt.

Wiele komentarzy dotyczy tego, że nauczyciele mają ciepłe posadki. Żebyś cudze dzieci uczył! To nie są czasy, kiedy nauczyciel może dać pałę i wyrzucić ucznia z lekcji. Mamy czasy, w których w każdej klasie są dzieci bez żadnego szacunku dla dorosłych, z rodzin, w których nie poświęca się dzieciom czasu, a rodzice mają nadzieję, że szkoła odbębni za nich konieczność wychowania dziecka, w domu mówi się o nauczycielach, że są głupimi darmozjadami. Dzieci są bezczelne, kłamią, szydzą, a pierwsze spotkanie z rodzicami od razu rozwiewa wątpliwości skąd taka postawa dziecka się wzięła. Jako rodzice tracimy często siły, cierpliwość i energię użerając się z własnymi dziećmi. Oddychamy często z ulgą zawożąc dzieci do placówki w poniedziałek rano. Zgadnij, kto wtedy bierze na siebie ciężar temperowania Twojego dziecka? Bingo. Nauczyciel. Nie ma jednak władzy takiej jak rodzic. Nie zabierze iPada, nie zablokuje hasła do wi-fi, nie schowa smartfona, nie da szlabanu na telewizję i wyjścia z kolegami, nie kupi nowych najków. Nie ma nic. Może jedynie mieć nadzieję, że uczeń ZECHCE uczestniczyć w zajęciach. Tylko tyle. A potem do szkoły wpadają rodzice i oprócz pretensji nie mają nic więcej do powiedzenia. Bo dziecko nie umie, bo nie rozumie, bo potrzeba korepetycji, bo ma pałę. Trzeba by chyba być cudotwórcą, aby 35 uczniów, na 45 minutowej lekcji, załapało tabliczkę mnożenia. Nauka to proces, w którym praca w domu odgrywa bardzo ważną rolę. A tymczasem coraz częściej rodzice PRZECHWALAJĄ się tym, że nie mają pojęcia, co dziecko robi w szkole. Aha. No tak.

Pozdrawiam też rodziców, którzy prowadzą do przedszkola dzieci chore, po czym nie odbierają sześciu kolejnych połączeń z przedszkola, zostawiają dzieci w żłobku na 10 godzin dziennie. Ci, którzy się nimi opiekują, podcierają im zielone gluty i dają się opluwać karmioną właśnie zupką to darmozjady! Oczywiście.

Nauczyciele mają za długie wakacje. Owszem, mają. Podejrzewam, że większość skróciłaby wakacje czy ferie na korzyść większej wypłaty. Nauczyciel nie może sobie wziąć dnia na żądanie. Nie może pojechać na wakacje poza sezonem, kiedy jest taniej. Nie może osiąść na laurach, musi się gimnastykować, aby jego lekcje były ciekawe, zajmujące, a sam miał dobry kontakt z uczniami. Musi poprawiać klasówki, podczas gdy inni mogą w tym czasie oglądać serial. Kiedy wszyscy cieszą się z długich ciepłych czerwcowych wieczorów, nauczyciel musi wypełniać świadectwa. Nikt go nie pyta o to, czy ma ochotę chodzić we wtorki na salsę, bo we wtorki musi mieć wywiadówki i prowadzić wojenki z rodzicami, zapatrzonymi w swojego bąbelka, który w szkole jednak jest wrednym bachorem. Jak nie wywiadówki, to jeszcze ciągnące się godzinami rady pedagogiczne. Nie ma możliwości pracy z domu. Musi ślęczeć nad internetowym dziennikiem. Musi jeździć na wycieczki, gdzie ma oczy wkoło głowy, opiekując się całą klasą nie swoich dzieci. A w wolnych chwilach musi pisać scenariusz akademii, bo cała szkoła patrzy. I znaleźć czas i uśmiech dla każdego.

Nauczyciel, to zaraz po rodzicu osoba najważniejsza w życiu dziecka, a potem nastolatka.
Nauczyciel to ten, kto zmobilizował ucznia do podejścia jednak do matury, która potem otworzyła mu drogę na studia.
Nauczyciel to ten, który zaszczepił miłość do historii.
To ciocia, która bierze na kolana płaczącego malucha w przedszkolu.
To Pani, która podciera pupę dziecku w żłobku.
Nauczyciel to ten wychowawca, którego pamięta się całe życie.

I jeśli chcemy, aby Ci najlepsi nadal zapisywali się w sercach i umysłach naszych dzieci, mobilizowali do zdobywania wiedzy, pokonywania swoich trudności, podkręcali ambicję, pocieszali i stawiali do pionu – bądźmy z nimi. Jeśli chcemy lepszej Polski musimy inwestować w kadrę, która nam, coraz bardziej zajętym rodzicom pomoże w wychowaniu kolejnych pokoleń Polaków. 

Nauczycielom należy się godziwa pensja i szacunek społeczeństwa. Niech rząd zrozumie, że skoro ma pieniądze dla rolników, emerytów, 500+, rocznic smoleńskich, a ostatnio nawet świń, to niech ma je również dla tej ważnej grupy społecznej. Bo im się to zwyczajnie należy. I naszym dzieciom również.

Zdjęcie: źródło

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.