I tylko mi Ciebie brak.

Siedzę w kawiarni. Dziś jest taki dzień, którego się zazdrości. Zima odchodzi w zapomnienie. Przychodzi znowu ukochane lato. Powietrze pachnie czymś jakby wiosną, ocean ma taki kolor, że wydaje się, że jest podrasowany w jakimś programie graficznym. I to niebo. Najpiękniejsze. Nigdzie takiego nie ma. Siedzę w kawiarni, patrzę na bezczelnie uśmiechniętych surferów. Jednego mam w domu. To przez niego, dla niego, tutaj jestem. Jestem na drugim końcu świata.

emigracja

O, tutaj siedzę. I czy ktoś mi w ogóle uwierzy, że tęsknię za morzem? Za naszym morzem. Tak, tak, za zimnym Bałtykiem. I parawaningiem. I flądrą. I  piwem z sokiem, które tam smakuje najlepiej. Droga emigracjo, mam Cię po dziurki w nosie, choć to przecież początek dopiero naszej wspólnej podróży. Nie mogę się wiecznie przeprowadzać. Jestem wolna, ale tylko pozornie. Możliwe, że nie mogę wrócić. Bo już nie mogę myśleć tylko o sobie.

Ile lat nie będę czuć się tak naprawdę tutaj, a już dawno nie tam? Rozkrok emigranta. Dławiące uczucie, które przychodzi znikąd, bez zapowiedzi, ale potrafi popsuć najpiękniejszy zachód słońca, najlepszy widok na plażę, zalać falą goryczy najpyszniejszego drinka. Przypomina o sobie za każdym razem, kiedy ludzie zazdroszcz tego najpiękniejszego koloru nieba na ziemi, szmaragdowego oceanu i białego piasku. Tego, że ja zazdroszczę im nicnierobienia z bliskimi w zamian za ten raj, nie da się żadnymi słowami wytłumaczyć. Bo to nie jest logiczne. Ta nostalgia, ta tęsknota psuje i żre od środka. Dlaczego się nie cieszę? Przecież mieszkam w miejscu z marzeń, dla wielu nieosiągalnym. Dlaczego bezczelnie narzekam, może szukam dziury w całym?

A Ty przecież wcale nie chcesz się smucić, Ty się cieszysz z tego, co masz, ciągle w myślach kalkulujesz plusy. Jest dobrze, jeden dzień bywa lepszy od drugiego. Masz coś, czego tam nie możesz mieć. Ludzie są uśmiechnięci, możliwości tylko czekają, styl życia powala. Ale bywają takie dni, że na widok głupiego programu śniadaniowego, kiedyś ulubionego, łzy same leją się ciurkiem. Coraz częściej nie bywasz w temacie. Przez pęd życia nie jesteś w stanie ze wszystkim być na bieżąco. Przypomina Ci się koncert. 2002 rok, Nowy Jork. Dla garstki Polonii wystąpi Kayah, wtedy w Polsce u szczytu popularności, każdy Polak nuci „Prawy do lewego”, już żadne wesele bez tego hitu się w kraju nad Wisłą nie odbędzie. Obok siedzi Pani w średnim wieku, Ty masz kwiaty, podekscytowanie sięga zenitu, kawałek domu w odległej Ameryce. Pani na sekundę przed koncertem przyznaje, że nie ma pojęcia kto to jest ta Kayah. Przypominasz sobie często tą scenę. Czy Ty też kiedyś nie będziesz mieć pojęcia kim są osoby zdobiące u Ciebie w domu okładki gazet?

Czy będziesz w stanie swoim dzieciom przekazać, co to znaczy być z Polski? Czy będziesz w stanie w chaosie codzienności nauczyć ich bycia Polakiem? Czy kiedy będą oglądały olimpiadę, będą kibicować biało-czerwonym? Czy się w zwrotkach hymnu nie pomylą? Czy na pytanie „Kto Ty jesteś” będą do końca życia odpowiadać: Polak mały?

A może to wcale nie jest ważne. Czujesz się obywatelem świata. Może da się być trochę tu i trochę tam? Tęsknotę zagłuszać coraz to bardziej ekscytującym doświadczeniem. W końcu wszystko jest nowe, inne. Czy da się związki przeżywać przez szklany ekran? Przecież mówią, że z prawdziwym przyjacielem nawet jeśli nie widzisz się lata, jesteś w tym samym punkcie. No właśnie, ale przecież Ty nie jesteś w tym samym punkcie. Czy chcesz, czy nie, Twoje myślenie się zmieni. Przez ludzi, przeżycia, te fale, które codziennie Cię oblewają, te zachody, zapachy. I czy to nie jest tak, że Ty tutaj tęsknisz, a oni tam żyją dalej? Dziurę po Tobie, możliwe, że szybko wypełnią, w końcu nawet blizny w sercu kiedyś bledną. Nie ma Cię, a życie toczy się dalej.

Chcesz opowiedzieć o swoich rozterkach komuś, chcesz usłyszeć, wiem, rozumiem, ściskam, choć wiesz, że tego rosnącego w gardle uczucia totalnej pustki żadne słowa nie naprawią. Tego się nie da nikomu wytłumaczyć. Tego, że wcale nie cieszy się myśl o Świętach. Ty się Świąt boisz, bo wtedy boli najbardziej. Boli tak bardzo, że się nie da oddychać. Tak, jesteś jedną z tych osób, które wcale nie czekają na Święta. Chętnie poszłyby spać 23 grudnia i obudziły się 2 stycznia.

Czasami, tylko czasami, budzisz się w środku nocy z myślą, że tak wiele Cię ominie. Może nie zdążysz z kimś się pożegnać? Nie będziesz we wszystkie ważne dni. Zapomnisz. Zapomni. Zapomnicie.

Czy w obliczu zaczynania życia od początku, wybierzesz swoją prawdziwą wersję, czy będziesz udawać kogoś nowego? Bo przecież możesz. Z nikim tutaj nie siedziałeś w ławce, z nikim tutaj nie stałeś przed ołtarzem w jego najważniejszym dniu w życiu, nikogo tutaj w ciąży nie głaskałeś po brzuchu. Nikt nie powie „ona już tak ma”, „cała Ty”. Bo nikt nie wie, co to znaczy. Jesteś białą kartką. I przeraża, czasami codziennie, uporczywa myśl, że może nikt wcale za Tobą nie tęskni.

Nigdy nie będziesz tak naprawdę tutaj, a przecież już nie jesteś tam. Ciągle w rozkroku. Nie chcesz wracać, ale i nie chcesz zostać. Pojęcie domu nic nie znaczy. Czy to oznacza, że jesteś znikąd? Tej dziury w sercu nic nie załata. Gdzie jest dom? Tam, gdzie serce? Czy tu, gdzie najbliższa rodzina? Tam, gdzie uczyłeś się pierwszych kroków, czy tu, gdzie stawiasz te bardziej dojrzałe?

Kiedy przestanie Ci zależeć na rzeczach, które tam były ważne? Ile lat będziesz każdą sobotę rozpoczynać od polskiej szkoły, aby w nerwowym pośpiechu zdążyć na dziewiątą usiąść w ławce i posłuchać o Adamie Mickiewiczu? Jak długo nie będzie innej możliwości i podporządkowania do reszty, która soboty spędza w parku lub na plaży?

Ile lat będziesz uważać, że święta mają być białe, a na Wielkanoc robi się żurek z kiełbasą? Ile lat starczy sił, aby przez brak ogólnodostępnych składników tracić dwie godziny na zakupy w polskim sklepie, a potem piec sernik, smażyć grzyby i lepić pierogi?

Ile lat będziesz marzyć o wakacjach w zimnej Polsce na przekór tubylcom, dla których liczy się tylko lato? Kiedy odechce Ci się krzyczeć na zadawane w każdym momencie pytanie „jak się masz”? Kiedy w końcu wybuchniesz i nie odpowiesz „ok”, którego się tutaj oczekuje?

Kiedy przyzwyczaisz się do nowych reguł gry? Do lekarza pierwszego kontaktu, który za Ciebie decyduje, czy pójdziesz do specjalisty, do chleba, który smakuje jak gąbka? Kiedy w końcu zacznie Ci smakować herbata z mlekiem, bo nie będzie Ci się chciało tłumaczyć, że to cytrynę przecież trzeba. Kiedy wydeptasz sobie swoją ścieżkę, która będzie nową, dobrą drogą?

Zawsze, kiedy wydaje Ci się, że może już trochę jakby się zadomowiłeś, okazuje się, że znowu nie kumasz piosenki, którą wszyscy nucą, nie znasz reguł narodowego sportu, w który tutaj grają już dwuletnie dzieci, nie wiesz, kim jest celebryta, na którego inni rzucają się po autograf. Świetnie być sobą, ale czasami chciałoby się wiedzieć, o co wszystkim innym chodzi i poczuć się częścią większej całości, zamiast ciągłego uczucia samotności w wielki tłumie. 

Ile lat utrzymają się wyidealizowane wspomnienia wszystkiego tego, co tam dobre, a tutaj tego nie ma? Bobu, agrestu, białego sera, kefiru, oscypków, chleba, śląskiej, bzu, forsycji, konwalii, szeleszczących liści na jesień, lepienia bałwana, naszego morza, Mazur, śmigania na desce w Białce, letnich festynów, piwa z sokiem, górali, Teatru Starego, Rynku Głównego, Roberta Więckiewicza, Doroty Wellman i Jurka Owsiaka.

A potem jest dobry dzień i śmiejesz się z tego, że mogąc jeść najlepsze owoce morza na świecie tęsknisz za suchą krakowską. Kto to ogarnie?

Gloryfikujesz to, co zostawiłeś za sobą, bo przecież wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. I nawet wtedy, kiedy widzisz te wady, te minusy, żenujących polityków, narodowe przywary, one są jakby też Twoje, to też Twoja mentalność. To właśnie oznacza bycie sobą. Ten nasz patriotyzm, którego nie da się gdzie indziej manifestować. Co to za patriota, który własny kraj porzucił.

Za czym tęskni się najbardziej? Za czterema porami roku, które wcale nie są takie oczywiste pod każdą szerokością geograficzną. Za byciem u siebie, gdzie bez wysiłku rozumiesz każdy szelest. Za byciem sobą. Co jeśli zawsze wydaje Ci się, że Twojej mentalności nie da się nigdzie indziej hodować? Jeśli tylko tam jesteś naprawdę sobą? Twoje tęsknoty, obawy, rozedrganie, emocjonalny burdel w głowie tylko tam może zostać zrozumiany. Czy Twoje dzieci kiedyś skumają o co Tobie naprawdę chodzi?

Chcesz wracać, ale jednocześnie chcesz być tu. Co jeśli to wcale nie była najlepsza decyzja w życiu? Co jeśli coś za coś w Twoim przypadku jest ceną, której nie chcesz zapłacić?

Dziś jest ten dzień. Kolejny dzień, kiedy myślę, że tego się nie da wyleczyć. To nie minie. To odejdzie, ale wróci.

Tęsknię, Polsko.

Tak bardzo Cię tutaj brakuje.

x.

Zdjęcie: źródło.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!