Jako rodzic trudnego dziecka zwykle obwininiam się za to, jakie ono jest.

Jako rodzic trudnego dziecka zwykle obwininiam się za to, jakie ono jest.

Ale czy słusznie? Czy można powiedzieć, że zawsze to rodzice kształtują charakter? W moim przypadku bynajmniej tak nie jest. Mało tego, znam na przykład wiele ponadprzeciętnie inteligentnych, sumiennych i zaradnych osób, których rodzice natomiast są, delikatnie mówiąc, dość patologicznymi ludźmi. Czy wszystkim mordercom matki śpiewały do kołyski „przyjdzie zły pan zaciupie cię siekierą tralala”? Taki Jay Z, obecnie najbogatszy afroamerykanin, był w młodości handlarzem narkotyków. Odbił się od dna i teraz jest rekinem biznesu. A zaczęło się od rapowania o dupach i imprach.

Ale do brzegu, bo przecież żaden ze mnie psycholog i to powyżej to duży skrót myślowy. Strasznie mnie męczy ta nagonka na rodziców. Ja wiem, że jest mnóstwo osób, które chcielibyśmy poddać testowi na rodzicielstwo, zanim urodzą się im dzieci. Zdaję sobie sprawę z tego, że nadal obok wychowania funkcjonuje chowanie, polegające tylko na zaspokajaniu potrzeb fizjologicznych, wiem, wiem to wszystko. Widzę dzieci, którym pozwala się na wszystko. Możliwe, że moje dzieci też czasami sprawiają takie wrażenie, bo nigdy nie straszę ich złym panem, który je zabierze, staniem w kącie, brakiem kolacji, czy klapsem, czego, mam wrażenie, czasami oczekują milczący obserwatorzy mojego macierzyńskiego poligonu.

Są dzieci, do których dociera się z opóźnieniem. Trzeba przez 10 lat powtarzać jedz powoli, myśl, zanim powiesz, uważaj, nie skacz, usiądź proszę, nie dotykaj, stój, odłóż, pytać: jak myślisz, co dalej musisz zrobić, co powinniśmy teraz powiedzieć, jak myślisz, jak Ty się czujesz, kiedy ktoś Tobie tak robi, zanim to dziecko zatrybi. Sama niektóre rzeczy zrozumiałam w okolicy 30ki, choć mama powtarzała mi je od urodzenia.

Co jednak w sytuacji, w której Twoje dziecko jest wymagające, trudne, niepokorne, a Ty nie robisz nic innego jak tylko pracujesz nad jego zachowaniem, niestrudzenie, od lat, dzień i noc, w każdej Waszej wspólnej chwili? Co jeśli zawsze oblewa Cię zimny pot, kiedy ktoś znowu chce z Tobą porozmawiać na jego temat? Każde wspólne wyjście jest jak oczekiwanie na wybuch wulkanu. Jesteś zawsze gotowa na wszystko, ewakuację, sprzątanie rozlanej wody, przeprosiny.

Naprawdę wtedy komentarze osób trzecich są niesamowicie krzywdzące. Bo przecież nigdy nie wiesz, co to za rodzina, której maleńki wycinek życia obserwujesz. Czy wszyscy musimy być ciosani od tego samego szablonu? Kiedy widzimy dziecko, które łagodnie mówiąc dokazuje, natychmiast pojawia się jedna z myśli „matka sobie nie radzi, pewnie wychowują bezstresowo, nie ma żadnych obowiązków, to wina rodziców, na wszystko pozwalają, pewnie siedzi całymi dniami przed telewizorem i opycha się słodyczami, wszystko mu wolno”.

No ale co, kiedy nie siedzi? Kiedy nie je na tony słodyczy? Kiedy ma dużo obowiązków? Kiedy się to dziecko stale pilnuje i nic innego nie robi, jak próbuje się w jakiś sposób zatrzymać, choćby na chwilkę, ten huragan emocji, ruchów, dzwięków, opinii, pytań?

Wychowuję dziecko, które nie milknie, nie przestaje się ruszać, jeśli coś wystaje, ono musi to dotknąć, podbiega, zamiast iść, musi być wszędzie, wszystkiego musi spróbować, wszystko musi skomentować, w kolejce do kasy tańczy, w poczekalni do lekarza rozmawia ze wszystkimi obecnymi, na parkingu robi gwiazdę, jest zawsze na 110% wszędzie. Na nic nie choruje, nie ma żadnych zespołów, ADHD, zaburzeń SI, spektrum, nic. Takim po prostu jest człowiekiem. Tylko i wyłącznie dlatego, że jest dzieckiem, ma przekichane, a my razem z nim. Gdyby było dorosłym, byłoby po prostu szalone, byłoby indywidualistą, mogłoby iść swoją drogą. Teraz jest niegrzeczne.

Innym dorosłym czasami przeszkadza, mnie też. Bo to dziecko testuje mnie na każdym kroku. Bo to dziecko, któremu od lat się powtarza to samo. Poczekaj, wolniej, to dziecko ciągle wymaga wybiegania na przód myślą i ostrzegania, zanim nastąpi kataklizm. Teraz się zatrzymam, czy wiesz, co musimy robić? Musimy stać w kolejce, to potrwa, mogę Ci dać książkę, albo zagrajmy w grę. To jest bardzo męczące. To dziecko nigdy nie siada spokojnie. Nie czeka. Nie milknie. A my z nim.

Całymi dniami tańcujemy nieopodal. A i tak ktoś powie, takie duże, powinno to czy tamto. A moje dziecko takie było od samego początku, od urodzenia. Pierwsze wylazło z łóżeczka, nigdy nie potrzebowało snu, drzemki były abstrakcją, nie akceptowało skarpetek, pierwsze wstało i poszło w świat, zwiedzać kąty pomiędzy sofą, a fotelem. Moje dziecko ma na nosie bliznę, po fikołku, które zrobiło próbując wyleźć ze spacerówki. Ucieczka się udała ale na całe życie jest po niej pamiątka. Takie to jest właśnie dziecko.

I, wychowując trójkę dzieci urodzonych dokładnie w ten sam dzień, widzę, że do pozostałych dociera, potrafią siąść, posłuchać, skupić się na dłużej niż jedną sekundę. Tak jakby dla nas jest to sygnał, że niektóre rzeczy pozostają poza naszym zasięgiem i mocą sprawczą.

Nie próbuję się usprawiedliwiać. Dzieci trzeba codziennie próbować ulepić. Do znudzenia powtarzać, że czegoś nie wolno, dlaczego coś trzeba i po co są reguły. Rozmawiać, tłumaczyć, szukać sposobów, wydeptywać swoje ścieżki, uczyć szacunku do innych, uczyć wartości. I Bóg mi świadkiem, są takie dni, kiedy w gardle mi zasycha, bo nic innego nie robię. I próbowaliśmy już wszystkiego, łapiemy się różnych metod, konsultujemy się z wieloma osobami, czasami coś działa, czasami nie , głównie nie. Czasami pomaga odwracanie uwagi, czasami po dobroci, czasami nic nie pomaga. I tak już jest. Ale nigdy się nie poddajemy, bo a nuż za tysiąc pierwszym razem zaskoczy?

Jako rodzic trudnego dziecka notorycznie obwiniam się za to, jakie ono jest. Nie pomaga też to, że otoczenie również tak uważa. Ale coraz częściej dochodzi do mnie, że moje dziecko TAKIE WŁAŚNIE JEST i inne nie będzie. Zamiast chęci zmiany mojego dziecka na inne, grzeczniejsze, pokorniejsze, staram się wypracować techniki, które pomogą mu w tym momencie być najlepszym, jakie może być i radzić sobie z tą trudną sytuacją. Trudną nie tylko dla Pani Jadzi, która obserwuje nas w pociągu, a trudną dla nas i co najważniejsze, dla naszego dziecka. Naszego dziecka nie da się naprawić. Nie da się, bo ono nie jest wadliwe, czy zepsute, niekompletne. Jest wspaniałe.

Oprócz na pozór trudnych cech, jest bardzo wrażliwe, pełne empatii, odważne, choć bywa cudownie strachliwe, kiedy pokona go wybujała wyobraźnia, jest piekielnie mądre, ciekawskie, inteligentne. Ma niesamowite poczucie humoru, zdolności aktorskie, plastyczne i wiele innych talentów. Moje dziecko jest uparte i nigdy się nie poddaje.

I skupiam się na jego zaletach, zamiast dołować się wadami. Te zalety pomogą mu przejść życie, do momentu, kiedy w końcu będzie mogło być sobą. Przynajmniej taką mam nadzieję. Jako rodzic trudnego dziecka zwykle obwininiam się za to, jakie ono jest. Może kiedyś mi to minie. 

Może następnym razem kiedy nas zobaczysz, przypomnisz sobie ten tekst. Nie wszystkie dzieci są niegrzeczne. Nie wszyscy rodzice są nieodpowiedzialni, zaniedbujący, lekkomyślni. Nie. To naprawdę nie jest tak. A jeśli też wychowujesz takie dziecko, klepię po ramieniu. Musisz znaleźć w sobie siłę. Trzymam za nas kciuki.

Zdjęcie: Photo by Justin Young on Unsplash 

    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.