Czy Tobie też, jak miałaś małe dziecko powtarzali – nie martw się, będzie łatwiej? Nie wiem za bardzo co mogłoby być łatwiej, bo jedne problemy odchodzą ale przecież pojawiają się nowe i wcale nie są łatwiejsze. Muszę się jednak zgodzić z tym, że z czasem jest łatwiej. Nie ma to jednak nic wspólnego z tym, że dzieci stają się prostsze w obsłudze, w końcu zaczynają nas słuchać, czy, po latach próśb, wyrasta nam ta trzecia ręka, a doba wydłuża się do 25 godzin. Nope.
Nie odbierajmy sobie żadnych zasług, matki! Jest nam łatwiej, bo zaczynamy lepiej ogarniać! Kiedy rodzi się dziecko, nikt tak naprawdę nie wie, co począć. Uczymy się nowego człowieka, w zupełnie nowej roli. To, co na początku nas przerastało, staje się codziennością. Zaczynamy kumać, co działa w tym układzie najlepiej, a co nie. To nasze doświadczenie, okupione brakiem snu, wielokrotnymi próbami i łzami bezsilności sprawia, że nagle zauważamy, że rzeczywiście, może miały rację i może będzie łatwiej?
W końcu to my latami pracujemy nad rutyną, nad zapewnieniem dzieciom odpowiedniej opieki, nad odnalezieniem ulubionej aktywności, złotego środka i dobrego sposobu. To my zaczynamy umieć w matkowanie. Będzie łatwiej jak sobie to sama ogarniesz, matka. I ten medal Tobie się należy za masę pracy, a nie zbiór szczęśliwych zrządzeń losu.
Uczysz się w końcu, że to, co piszą w poradnikach niekoniecznie jest prawdą objawioną, bo to wszystko zależy. Twoje dziecko może być książkowym egzemplarzem, a może być totalnie nieprzewidywalne. Może zęby urosną mu wcześniej, niż przewidują statystyki, a chodzić zacznie znacznie później niż dzieci koleżanek? Nauczysz się wreszcie, że nie ma zdrowych dorosłych, którzy nie potrafią korzystać z toalety, czy nie mówią r. Twoje dziecko też to opanuje, spokojnie.
Rzadziej wpadasz w panikę, bo wiesz, że to minie. Bunt dwulatka zastąpi bunt trzylatka, etap niejadka zastąpi wiecznie głodny nastolatek, gaduła zamknie się w sobie, motorek w pupie kiedyś w końcu zwolni. Każdy etap na szczęście mija. Lub niestety. Te dobre sobie zapamiętamy na zawsze.
W końcu na przykład przestaniesz uważać swojego pediatrę za Boga i często drobne choroby swoich dzieci wyleczysz bez jego pomocy. Przecież to my jesteśmy z tym dzieckiem cały czas, a lekarz widzi je na krótkiej wizycie, pomiędzy wieloma innymi podobnymi pacjentami. Po kilku chorobach moich dzieci potrafiłam bezbłędnie wyczuć, kiedy absolutnie muszę pójść do lekarza, bo to nie minie, a kiedy dolegliwość jest prozaiczna i ma szansę zniknąć po podaniu środka przeciwbólowego i po długim nocnym odpoczynku.
Kiedy Twoje dzieci rosną, zaczynasz sobie zdawać sprawę, jakie w sumie mało skomplikowane były pierwsze wspólne miesiące. Zmienianie pieluszek, karmienie, spacery, kąpiel, zasypianie, krótkie chwile aktywności. Tego nie da się porównać z potrzebami emocjonalnymi, społecznymi, próbami logistycznego pogodzenia grafika rodziców ze szkołą i grafikiem zajęć dodatkowych starszych dzieci. Nie mówiąc już o tym, że przestajesz być ukochaną, nieomylną, niezbędną mamusią, której spódnicy trzeba się kurczowo trzymać, a stajesz się matką, z którą można się pokłócić o jogurt, spodnie, które zgubiłaś we własnej szafie i klapki, które nie pasują do puchówki. I to na Twoich oczach rosnące dziecko ciągle patrzy Ci na ręce i wytyka niekonsekwencję. Kontrola w końcu ustąpi, pozostanie obawa i nadzieja, że wszystkie lekcje, które latami dawałyśmy dzieciom, zaprocentują.
Nauczysz się też, że w tym wyścigu medali nie dają, nie ma co stawać w szranki z innymi matkami, bo nie wygrasz, a tylko nabawisz się frustracji. Coś, co działa u innych, niekoniecznie sprawdzi się u Ciebie i to jest ok. Odpuścisz wiele spraw, które z czasem staną się nieistotne. Twoje dziecko nie umrze od parówki, będzie jadło nutellę, a czas przed ekranem będzie zależał nie od wytycznych ekspertów, a od Twojej potrzeby ciszy i spokoju. Jedne wyrzuty sumienia wydarzą Ci się niedorzeczne, ale spokojnie, zastąpią je inne. Tak już po prostu jest.
Zauważysz, że zawód matki jest tak skomplikowany, że niemożliwym jest codziennie być na tip top i na milion procent. Czy chcesz, czy nie, będziesz musiała to zaakceptować.
Z perspektywy mamy dziesięciolatków uprzejmie donoszę – nie będzie łatwiej. Będzie inaczej. Może dlatego, że już nas nic nie zdziwi, jesteśmy w stanie przy względnym zdrowiu psychicznym przeżyć okres nastoletni naszych bombelków? A potem wchodzenie w dorosłość?
Nie dajmy sobie tego odbierać, matki. Będzie łatwiej, bo my jutro będziemy lepszymi matkami niż dzisiaj. O.
♥
Zdjęcie: https://gratisography.com/