Matka egoistka – zaleta czy ujma?

Matka egoistka, czy to w ogóle wypada? Nie wiem, nie przejmuję się. Po prostu nie umiem już się przejmować i stresować rzeczami, które mnie nie dotyczą, są mało ważne lub łatwo dają się naprawić.

Doszłam do tego odkrywczego wniosku, kiedy na lotnisku, 2h przed wylotem na rodzinne wakacje na Maltę, okazało się, że mamy dwa paszporty syna, a nie mamy paszportu starego. Nawet się nie bardzo zdenerwowałam. Mąż jest dużym chłopcem, sam w domu na pewno by sobie poradził, ja też jestem już duża i mogę sama pojechać na wakacje z dziećmi. Nie przejęłam się, bo od razu ogarnęliśmy kolejny lot i wiedziałam, że starego ominie tak naprawdę może jakieś 1,5 dnia. I tyle. Nie zepsułam sobie tym pierwszych dni urlopu. Bo po co. Czy to pierwsze nasze wakacje? Nie. Czy to ostatnie? Nie. Czy ktoś umarł? Też nie! To czym się przejmować?

Nie przejmuję się rzeczami, na które nie mam dużego wpływu, jak na przykład pogoda. Raczej szukam plusów tego, co dostaję. Deszcz to świetny sposób na spędzenie relaksującego dnia z książką, na basenie, czy pod kocem, nadrabiając zaległości w śnie. Mam zen, bo czym miałabym się stresować? Przecież to tylko woda. Poza tym – nie ma deszczu, nie ma kwiatów. A bez kwiatów byłoby smutno.

Nie przejmuję się oczekiwaniami innych osób. Niech oczekują od siebie. Ja wymagam od siebie, patrzę na swój kawałek ogródka, cudze mnie nie interesują. Robię to, co dla nas jest najlepsze. Matka egoistka no tak, to ja. Nie mam wpływu na czyjeś życie, opinię, jak dupę, każdy ma swoją. Mam jednak ogromny wpływ na moje myśli i na to, jakie emocje te myśli generują. Doszłam do tego, kiedy ludzie mnie krytykowali, bo na urlopie miałam ochotę leżeć i czytać, co też zgodne było z marzeniem moich dzieci, aby całe dnie spędzić na basenie. Zupełnie nie rozumiem tego oburzenia. W końcu to nasze wakacje, nasz czas, nasze pieniądze i pomysł na życie. Wyleczyłam się z pędu zaliczania, z chorobliwego FOMO, które kiedyś mi towarzyszyło. Mogę nic nie robić i czuć się z tym doskonale, wcale nie jak przegryw. Przestałam podziwiać ludzi nadpobudliwych, nadproduktywnych. Nie muszę nikomu nic udowadniać. Kiedy dopada mnie syndrom oszusta, wybucham śmiechem i sama pukam się w czoło. Odpuściłam sobie pęd przez życie i częściej jestem tu i teraz bez pośpiechu i stresu, że spóźnię się w kolejnych sto miejsc.

Nie przejmuję się tym, że moje dziecko czasami zje na śniadanie parówkę, a na kolację płatki z mlekiem. Osobiście uważam, że są większe dramaty. Nie przejmuję się tym, że czasami krzyknę, jestem tylko człowiekiem. Nie mam wyrzutów, bo płacę komuś za prasowanie naszych ubrań. Nie mam problemu poprosić moje dzieci, aby zajęły się sobą, bo jestem zmęczona. Matka egoistka? Nie, to instynkt przetrwania! Moja rodzina to nie więzienie. Nie mam wdrukowanego cierpiętnictwa, poświęcenia i zaniedbania. Nie odczuwam presji bycia idealną. Jestem wystarczająco dobra i wcale nikt nie musi mnie tego uczyć. Ja to wiem. Nie muszę całe życie czegoś komuś udowadniać. Nie jestem już w szkole, kiedy moja piątka mniej się liczyła niż szóstka Ani, czy Kasi. Niech mają te szóstki.

Nie przejmuję się trendami. Lubię siebie szczupłą i wysportowaną. Nie lubię swojego cellulitu i nie lubię się nie mieścić w ukochane spodnie. Wolno mi. Rozumiem trend body positive i mogę tylko współczuć osobom, które uważają, że nie mieszczą się w kanonie i przeżywać z tego powodu jakieś traumy. Ja mam oczy otwarte i widzę ludzi na ulicy. Chudych, grubych, ładnych, brzydkich, niskich, wysokich, zadbanych i nie dbających o siebie. Widzę ludzi na plaży. Z piegami, cellulitem, rozstępami, dodatkowymi kilogramami, kaloryferem, bliznami, obwisłymi piersiami, owłosionych i gładkich. Martwiłby mnie świat, w którym otaczałyby mnie tylko długonogie, długowłose blondynki z biustem na szyi, ważące 50 kilo. Dla mnie ważna w tym wszystkim jestem ja. Lubię ćwiczyć, lubię też jeść. W zamian za kilka komplementów od obcych zwykle ludzi, nie mam ochoty całe życie się ograniczać i katować. Dla faceta, na którym mi zależy, jestem najpiękniejsza. To w jego oczach się przeglądam, nie w świecie wyimaginowanego ideału i kolejnych klonów. Chcę być zdrowa, silna, najedzona pysznym jedzeniem i dobrym towarzystwem. Insta świat to projekcja, film, zwykle najlepsze kilka sekund z długich dni. Wiem, bo słyszę i widzę prawdziwy świat, wystarczy się rozejrzeć.

Nie przejmuję się tymi wszystkimi pseudo miłymi komplementami, które są formą agresji. Jak na swój wiek wyglądasz rewelacyjnie. Jak na to, że urodziłaś trojaczki, masz świetny brzuch. Nie zachowujesz się jak matka trojaczków. Rozumiem, że z chwilą zostania matką, kobieta ma już na zawsze przywdziać szaty, w których będzie się dobrze szorowało podłogę? Ma zapomnieć o seksie, czasie wolnym i sobie? Figurę niech odstawi do kąta, po co jej, przecież już ma męża i dzieci! Do dziś szukam skryptu, który określałby „zachowanie i wygląd matki”. Ale jakoś się nie udaje go odnaleźć. Jak wygląda matka trojaczków? Jak zachowuje się x-latka? Chyba nie wiem.

Nie bolą mnie po cichu wygłaszane, za moimi plecami opinie o moim macierzyństwie. Dałabym obie nerki, a trzecią bym skołowała, jakby trzeba było, dla moich dzieci. Kocham nad życie i nie wyobrażam sobie mojego życia bez nich. A jednocześnie jestem nadal kobietą, partnerką. Lubię wszystkie aspekty swojego życia i nie boję się brać z niego wszystkiego co dla mnie ma, wyciskać tej cytrynki do ostatniej kropli. Nie boję się powiedzieć tego, że macierzyństwo czasami rozczarowuje, że jest tak zajebiście trudne, że masz ochotę się zakopać w ogródku, żeby w końcu nikt nie czekał, aż zrobisz kolację, czy znajdziesz te pierdolone klapki na basen. U mnie nie ma jak w wielu domach – siebie nie stawiam na końcu. Ja z momentem urodzenia dzieci nie przestałam istnieć na rzecz matki, która ma tylko dawać i spełniać oczekiwania. W moim życiu ja też jestem ważna. Mam to głęboko w… poważaniu, jeśli ktoś powie – o, matka egoistka. To tylko cudza opinia, nijak się ma do stanu faktycznego. To wszystko da się u mnie pogodzić. Nawet jak nie na samym początku tej trudnej drogi, to na pewno w trakcie da się odnaleźć właściwą dla siebie ścieżkę. I jak innym pokażesz, że nie dasz rady tylko dawać, przywykną. Szybko się okaże, że bez Ciebie nikt z głodu nie zginie, brudem nie zarośnie, do szkoły drogę znajdzie, a jak wyjedziesz to nawet instrukcję pralki odnajdą.

Wkrótce skończę 43 lata i nie zamieniłabym się z nikim młodszym, bo wiem, że te mądrości przyszły do mnie z wiekiem. Ja po prostu nic nie muszę, a to jest najpiękniejsze, wyzwalające odkrycie, przynoszące wręcz fizyczną ulgę. Odpierdoliłam się od siebie, choć minęło sporo czasu i ten proces pochłonął mnóstwo łez i miliony monet wydanych na terapię. Odcięłam się od mojego krytyka i nauczyłam się, że matka egoistka wszystkim wychodzi na zdrowie. To nie obraza, to zaleta i umiejętność!