Każdego roku robię mojemu mężowi na urodziny tort czekoladowy (a czasami trzy, w zależności od ilości imprez i gości), który jest absolutnym czekoladowym wulkanem, żeby nie powiedzieć porno dla czekoholika. Zawsze mi się wydaje, że ten ostatni tort to szczyt moich kulinarnych możliwości. A potem sama siebie zaskakuję, w kolejnym roku wyczarowując jeszcze lepszy!
W tym roku, ze względu na sytuację pandemii, upadły wszystkie moje pomysły urodzinowego szaleństwa. To dlatego tort musiał być naprawdę wyjątkowy. Stary zażyczył sobie, żeby w tym roku był to biszkopt. Nie za bardzo mi to pasowało, bo nie lubię biszkopta. Mam wrażenie, jakbym jadła suchą bułę i napychała się gąbką. No ale pan sobie zażyczył, pan będzie miał, w końcu to nie miał być mój tort.
No więc wzięłam na klatę biszkopt. Olaboga, lekko w stresie, bo o biszkopcie chodzą legendy, jak to ciężko zrobić, opada, nie wychodzi i inne bzdury, a ja nigdy nie robiłam, więc doświadczenia znikąd. Na szczęście Internet pęka w przepisach i poradach, do których grzecznie się zastosowałam, biszkopt wyszedł jak ta lala i nie wiem o co tyle hałasu. Mało tego, tak go nasączyłam, że sprawiał wrażenie musu, a nie zapchaj mordy buły. Bo wiecie jak to jest, musi zawsze wyjść na moje. Hehe, żarcik.
Oczywiście pozostała kwestia samego wyglądu tortu. Zdecydowałam się na m&m’s, bo stary uwielbia. Jak już przejrzałam net w poszukiwaniu inspiracji, od razu rzuciły mi się w oczy torty z płotkiem z kit katów. W sumie czemu nie, skoro mąż potrafi wciągnąć każdą ilość czekolady, czasy ciężkie i pocieszenia znikąd?
Przepisów na ten tort jest w sieci milion. Kiedyś nawet już taki zamówiłam, bo nie miałam śmiałości sama próbować!
Tort pozostał do samego końca niespodzianką. Wystarczył na 20 porcji, więc cieszył przez całe trzy dni. I był przepyszny. Polecam na wszystkie okazje, które z konieczności musimy spędzić w domu, bez dalszej rodziny i znajomych. Tort może na wierzchu mieć maliny lub truskawki, bardzo pasują do czekoladowego kremu. Ponieważ zbliża się Wielkanoc, może też na górze być ozdobiony czekoladowymi jajkami. Hulaj dusza, piekła nie ma!
No dobra, jedziemy z tym koksem.
Tort czekoladowy z płotkiem z kit katów i basenem m&m’s
Przepis na formę o średnicy 23-24 cm, na około 20 porcji
- Szklanka mleka (do nasączenie biszkopta, może być też kawa, likier, co tam komu pasuje, chociaż oczywiście w przypadku alkoholu dużo mniejsza ilość!)
- Batoniki kit kat (użyłam 48 słupków, w sumie 6 opakowań mlecznych kit katów i 6 opakowań kit katów z gorzkiej czekolady)
- m&m’s (u nas poszło prawie 450g)
Czekoladowy biszkopt:
- 4 jajka w temperaturze pokojowej
- 1 szklanka drobnego cukru
- 1 szklanka mąki pszennej
- 1 szklanka mąki ziemniaczanej bez 2 łyżek
- 2 łyżki kakao
- 1 łyżka proszku do pieczenia
Piekarnik rozgrzać do 180 stopni. Spód blachy wyłożyć papierem do pieczenia, boków nie smarować, niczym nie wykładać. Białka ubić na sztywną pianę. Żółtka ubić z cukrem na bardzo jasny krem (w praktyce ubijałam około 15 minut, im dłużej, tym lepiej). Mąki, kakao i proszek przesiać do miski. Do mąki powoli dodawać krem z jajek, zmiksować, na koniec dodać białka i ostrożnie całość zamieszać. Piec 25-27 min (zrobiłam test patyczka). Wyjąć, chwilę przestudzić. W tym momencie posłuchałam porad kilkudziesięciu osób, które przez Insta poleciły mi walnąć blachą z biszkoptem o blat stołu. Tak więc zrobiłam. Nadal nie wiem, czy ten krok był niezbędny, ale biszkopt wyszedł, więc czemu nie? Biszkopt należy wystudzić, a kiedy będzie już w temperaturze pokojowej, wyjąć ostrożnie z blachy i ostrym nożem pokroić na 3 części. U mnie sprawdził się nóż do chleba. Nie martwiłam się tym, czy spody będą idealnie równe, bo są przykryte kremem, więc dla nas nie miało to żadnego znaczenia, nie zaburzało ani walorów estetycznych ani smakowych.
Krem czekoladowy:
- 2 tabliczki gorzkiej czekolady
- 75g masła
- 250g cukru pudru
- 500g mascarpone
Opcjonalnie: shot espresso, kieliszek likieru kawowego lub czekoladowego, kilka kropli esencji waniliowej
Czekoladę rozpuścić z masłem, lekko ostudzić, dodać serek i cukier, wszystkie składniki zmiksować na gładki krem (uwaliłam sobie płytki w kuchni, więc lojalnie ostrzegam, że to miksowanie to lepiej w jakimś wysokim naczyniu). Krem odstawić w chłodne miejsce na kilka minut, zanim będziemy nim przekładać biszkopt.
Przygotowanie:
Każdy blat nasączyć mlekiem. To tutaj właśnie pojechałam z mlekiem tak na bogato, że z suchej biszkoptowej buły zrobiło się wilgotne ciasto. Na talerzu, na którym finalnie będzie tort, ułożyć blat, posmarować kremem, czynność powtórzyć, zostawiając wystarczająco dużo kremu na boki i wierzch tortu. Do boków ciasno przykleić płotek z kit katów.
Na wierzchu ułożyć m&m’s. Tort czekoladowy wkładamy do lodówki, aby krem ostatecznie zgęstniał. Kroić ostrym nożem. Po każdym kawałeczku przebiec półmaraton w celu spalenia kalorii. 🙂
Smacznego. Gwarantuję – robi dobrze na nastrój. Jak widać Pan był zadowolony.