Włochy to zawsze doskonały pomysł! Bari, Matera i okolice.

Włochy to zawsze doskonały pomysł! Tak jest, serio. W ogóle nie kłamię! Tym razem na naszą kolejną już, tym razem 13 rocznicę ślubu, wybraliśmy okolice Bari. Kiedy o tym mówiłam, miałam wrażenie, że wszyscy już tam byli, tylko nie my! No cóż, jakoś tak wyszło.

Postanowiłam opisywać te nasze podróże, bo zwykle robię szeroki i bardzo dokładny plan, a że człowiek ze mnie posty jak kij od miotły i zwykle nie mam zbyt dużych wymagań, tak w przypadku podróży musi być cudnie. Włóczęga włóczęgą ale jak już się naszukam, nachodzę, nakombinuję z opieką nad dziećmi i dniami wolnymi, wydam kasę i nastawię na wow, to ma być wow. I skromnie przyznam – zwykle jest! A jak nie ma to też napiszę jak to naprawić, żeby było.

Tak więc podaję całkiem gotową ściągawkę na świetny pod wieloma względami wypad. Nasza wycieczka trwała 5 dni. Idealna będzie na babski wyjazd, na wyjazd z mamą, ze starszymi bombelkami, czy ze starym na randkę. Można też jechać solo, bo ten kierunek jest bezpieczny i wręcz stworzony do samotnej wyprawy i leniwego łażenia i chłonięcia smaków, widoków, historii i kultury. My polecieliśmy z Niną, bo była jej kolej na wakacje bez rodzeństwa. Bardzo jej się wycieczka podobała, choć oprócz lodów nie robiliśmy nic typowo dla dzieci. No ale przecież to już prawie 11 letnia panna!

Nie polecę Wam tutaj klasycznie muzeów, galerii i kościołów. Po prostu tego nie lubimy. Nie tylko nas to nudzi ale i rodzi rozczarowanie. W życiu nic mnie tak nie rozczarowało niż na żywo oglądana Kaplica Sykstyńska czy Mona Lisa. Po tych doświadczeniach teraz często sobie daruję. Po co się oszukiwać? Pewnie jeszcze przyjdzie czas na docenianie sztuki na żywo. Podam Wam kilka nazw miejsc, które warto odwiedzić, nie podaję dokładnych adresów, bo wszystko jest w mapach google, znajdziecie sobie.

JAK DOJECHAĆ?

Lot tanimi liniami mieliśmy z Kraka do Bari. Na lotnisku czekał na nas samochód. Wiem, że wiele osób nie ma aż takiego doświadczenia w organizowaniu takich wypadów, więc podpowiadam – zwykle szukam albo na bookingu, albo tam, gdzie rezerwowałam lot albo wpisuję w gogle „cheap car rentals Bari” (czy jakiekolwiek inne miejsce na świecie) i porównuję oferty. Uwaga: czytajcie drobne druczki. Czasami trzeba mieć ze sobą kartę kredytową, czasami nie ma ubezpieczenia, różne rzeczy już widziałam.

Wszędzie tam, gdzie byliśmy, był dużo tańszy i ogólnodostępny transport publiczny, ale dla nas własne auto to wygoda, wolność i oszczędność czasu, więc nawet się nie zastanawialiśmy nad inną opcją. Ale wiem, że są, więc można sobie poszukać.

Do Bari polecieliśmy w piątek po pracy. Pierwszą noc spaliśmy w Bari, drugą w Monopoli, trzecią w Alberobello, a ostatnią w Materze. Noclegi polecam na samym końcu. Chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć i przeżyć, mieliśmy niewiele bagażu, więc kolejny już raz zdecydowaliśmy się na road trip. Uwielbiam być w drodze te kilka dni, czuć wiatr we włosach… No i Włochy… Włochy to zawsze doskonały pomysł!!

BARI

Naszą podróż rozpoczęliśmy od Bari. W sumie był to najsłabszy punkt wycieczki. Ładne miasteczko, ale tak na pół dnia. Warte odwiedzenia jest Bari Vecchia – czyli stare miasto (nocleg też najlepiej właśnie w tej dzielnicy sobie ogarnąć), małe uliczki, urokliwe kafejki i dwa piękne placyki – Piazza Mercantile i Piazza del Ferrarese. Bazylika św. Mikołaja, w którym jest grób Królowej Bony jest przepiękna. Uliczka Strada delle Orecchiette, na której lokalne gospodynie nadal wyrabiają makaron orecchiette – kształtem przypominający małe uszka, stąd nazwa (po włosku orecchie to po prostu uszy) pochodzi z Apulii. I w sumie tyle. Natomiast będąc w Bari koniecznie należy pójść do sieciówki, która oferuje przepyszne lody – Martinucci Laboratorio. Nie można też pominąć burgera z ośmiornicą od Mastro Ciccio, na końcu pinego, obrośniętego palmami Piazza Liberta. Jeśli ktoś nie lubi owoców morza – są tam inne burgery, wszystkie wyglądają jak dzieła sztuki, Nina jadła focaccię, więc dla wybrednych też się coś znajdzie, polecamy.

POLIGNANO A MARE

To tutaj jest jedna z najczęściej fotografowanych w tym rejonie plaż – Lama Monachile. Słynie z poszarpanych, wysokich klifów i plaży w zatoczce. Na nas nie zrobiła wrażenia, nawet w pochmurny dzień była zatłoczona. W Polignano urodził się Domenico Modugno, autor znanego wszystkim hitu „Volare”. Jedliśmy tutaj w najczęściej polecanej restauracji z owocami morza Pescaria (przy Piazza Aldo Moro) – bardzo dobre jedzenie, choć dostałam burę od kelnerki – ja usiadłam przy wolnym stoliku, a Nina ze Stewartem poszli zamawiać. Otóż restauracja jest tak popularna, że zwyczaj panuje tu taki, że najpierw odbierasz jedzenie, a potem szukasz stolika. Podejrzewam, że skutkuje to jedzeniem na stojąco, ale chyba nikomu tutaj to nie przeszkadza, bo jedzenie podawane jest w tekturowych tackach. Polecam sobie najpierw kupić napoje, usiąść, a potem spokojnie zamówić jedzenie.

W Polignano, tuż obok plaży i Pescarii w The Supe Mago del Gelo Mario Campanella podają słynną Caffe Speciale –  to kawa z dodatkiem cukru, bitej śmietany amaretto i skórki pomarańczowej. Niestety nie próbowałam, ale lokal był pełny i jeśli ktoś ma ochotę – czemu nie.

MONOPOLI

Kolejna nadmorska miejscowość. Zatrzymaliśmy się tutaj na jedną noc. Bardzo ładne, na początku maja jeszcze dość spokojne miasteczko, z uroczym starym portem (Porto Antico) i mnóstwem klimatycznych knajpeczek (polecam Tuttoapposto z widokiem na stary port. Jest tu fajna nadmorska promenada, po której udało nam się pobiegać (Lungomare Santa Maria). Jedliśmy też tutaj przepyszne lody, choć wcale nigdzie nie były opisywane i polecane – Il Gelato per Passione. Jadłam pistacjowe, niebo!

Bardzo nam się tutaj podobało, w czasie naszej wycieczki było bardzo spokojnie, apartament z widokiem na pustą plażę robił robotę, udało się odpocząć.

OSTUNI

Tu również zatrzymaliśmy się niejako po drodze. Bardzo ładne miasteczko, warte obejrzenia i przejścia Centro Storico. Ponownie – wąskie uliczki, klimatyczne miejsce. Jedliśmy tutaj polecane jako najlepsze w Ostuni kanapki w małym barze Sapori D’eccellenza – potwierdzam, pycha.

LOCOROTONDO

Zatrzymaliśmy się tutaj przejazdem, na szybki spacer. Nazwa pochodzi od słów loco – miejsce, rotondo – okrągłe i nawiązuje do kolistego kształtu starówki. Miasteczko nazywane jest również „białym miastem” ze względu na białe mury domów. Przepiękne, nic dziwnego, że trafiło na listę najpiękniejszych włoskich miasteczek. Była akurat leniwa niedziela, pora poobiednia. W knajpkach przy poobiednim espresso odpoczywały całe rodziny i duże grupy turystów. Prawdziwe, włoskie dolce vita, wypełniła mnie tam pełnia szczęścia podczas zwykłego siedzenia na ławeczce na jednej z uliczek. Cudowny przystanek.

ALBEROBELLO  

To urocze miasteczko słynie z cudnych i przeuroczych domków – trulli. Wyglądają trochę jak z wioski Smerfów, mają śmieszne daszki i pękate izby – tradycyjnie budowane były na planie koła i miały stożkowaty dach z kamienia. Do dziś powstało wiele teorii na temat trulli, prawdopodobnie budowano je w taki sposób ze względu na podatki, które płacono od solidnie murowanych domów, a trulli można było po prostu szybciutko „rozebrać”. Jest ich mnóstwo, można do niektórych zajrzeć, no i oczywiście włóczyć się pomiędzy i podziwiać. Trulli wpisane są na Listę UNESCO. My nie mogliśmy sobie odmówić okazji jedynej w swoim rodzaju i zarezerwowaliśmy nocleg w jednym z takich 400 letnich, kompletnie odrestaurowanych trulli. Fajne przeżycie, nasze trulli było luksusowe i bardzo przytulne. Alberobello jest dość zatłoczone, więc polecam spacer po „Trulli zone” albo wieczorem albo wczesnym rankiem, inaczej może się okazać, że paradujemy w ściśniętym korowodzie. Mieliśmy tu lekkie foszki, więc nie mam do polecenia nic specjalnego do jedzenia, bo poszliśmy po prostu do pizzerii. Ale nie oszukujmy się, w końcu jesteśmy we Włoszech, więc z jedzeniem ciężko nie trafić.

MATERA

Zobaczyć Materę i umrzeć – według mnie, totalnie subiektywnie. Odkąd zobaczyłam Bonda i „No time to die” wiedziałam, że muszę zobaczyć Materę i właściwie zarezerwowałam lot do Bari zaraz po filmie. To, co zobaczyłam, to kwintesencja zwiedzania świata. Oglądasz obrazki, pizzę lepszą możesz zjeść w Krakowie, ale jednak zobaczenie konkretnego miejsca na żywo niczego nie zastąpi. Matera mnie oczarowała, choć rzadko mi się to zdarza, odebrała mi dech w piersiach. Jest magiczna, tajemnicza, urocza, smaczna i przepiękna. Nie wiem nawet od czego zacząć, bo po prostu wszystko mi się tam spodobało. Trafiliśmy na świetnego gospodarza, który przy filiżance espresso przestudiował z nami mapę Matery, pokazał nam od czego należy zacząć zwiedzanie, czego nie wolno nam pominąć, co możemy spokojnie sobie podarować, bo to „tourist trap” (pułapka turystyczna) i gdzie mamy jeść. Choć miałam przeanalizowany plan i listę miejsc, wiedza od miejscowych jest nie do przecenienia. Myślę, że spokojnie w zależności od upodobań ogarniecie sobie zwiedzanie Sassi (zabytkowego centrum). My rozpoczęliśmy od Storica Casa Grotta Matera – wnętrza odrestaurowanej groty. Aż trudno uwierzyć, że aż do 1962 roku ludzie tak mieszkali. Matera ma bardzo ciekawą i dość mroczną, niechlubną historię, którą warto sobie przed wycieczką przeczytać. My się po prostu po Materze włóczyliśmy. Jak to ładnie mówią podróżnicy – pozwoliliśmy sobie się zgubić i oprócz musowych placyków, punktów orientacyjnych i widokowych, zobaczyliśmy kawał tego przepięknego, jednego z trzech najstarszych na świecie, miasteczka. Byliśmy w Materze niecałe dwa dni, a ja wiem, że wrócę. Zaczarowała mnie. Uwaga: Matera jest w kamieniu i stoma. Absolutnie nie nadaje się na wózek, tak według mnie. Myślę, że z dzieckiem z wózkiem lepiej się tam nie wybierać, bo się umęczycie. Ciężko byłoby też zwiedzać Materę w deszczu – niektóre schody nawet w upale jakie tam mieliśmy były śliskie.

W Materze polecam czerwone wino Aglianico – pyszne, lokalne. Lody – I Vizi degli Angeli – Laboratorio di Gelateria Artigianale. Jadłam tam pyszne lody o smaku malwy i tymianku. Bar – nieopodal lodów, po drugiej stronie ulicy, niepozorny bar Caffe Lanfranchi z urywającym dupkę widokiem na Materę. Aperol, cola, mrożona herbata i dużo czekadełek za 10 euro. Widok absolutnie bezcenny. Podobno sąsiednie kawiarnie i bary również mają podobny widok, ale nie sprawdzałam. Na pewno lepiej być tam w nietypowych na drina godzinach, zaraz za nami zrobiła się zakręcana kolejka.

Na kolację poszliśmy do Pane & Pomodoo – pyszności i świetny klimat do późna.

Nie dojechaliśmy do Trani, bo po prostu dłużej zostaliśmy w Materze. Nie byliśmy też w Lecce ani Gallipoli. Te miejsca, jeśli ma się ochotę, można w trakcie tej wycieczki obskoczyć. My nie lubimy pośpiechu i „zaliczania” ale jeśli ktoś to lubi, to wszystko jest na wyciągnięcie ręki.

CO JEŚĆ?  

Ha, oto jest pytanie. Kuchnia włoska, bez wątpienia najpopularniejsza na całym świecie to oczywiście nie tylko picka, aperolek i gelato. Polecam kilka przysmaków, na które warto mieć oko.

Tette delle monache – cycek mniszki – przepyszne, delikatne ciasto wypełnione ciepłym serkiem ricotta. Jesu, jakie to jest dobre, wręcz rozpływa się w ustach!

Panzerotti – coś jak włoskie pierogi. Z ciasta chlebowego, wypełnione farszem, zazwyczaj pomidorami i mozzarellą.

Orecchiette con la cime di rapa – lokalne, apulijskie danie regionalne – to po prostu makaron „uszka” z nacią rzepy i anchois. Proste, charakterystyczne danie.

Pasticciotto – to po prostu ciasteczko, które w środku wypełnione jest kremem. Próbowaliśmy z kremem z pistacji i budyniowym, oba były pyszne.

Focaccia barese – tradycyjna focaccia z Bari – sekretem jest dodatek ugotowanego ziemniaka. Prosty, klasyczny przysmak, do kupienia na każdym rogu.

Burger z ośmiornicą – w wielu miejscach, przepyszny, choć ja akurat za ośmiornicą nie przepadam, bardzo mi smakował

Puccia Salentina – dość specyficzny chleb z różnymi dodatkami. W jednym z naszych hoteli zostaliśmy takim chlebem poczęstowani do śniadania. Pyszka.

Taralli – okręgi z ciasta. To małe, proste przekąski, dostaniesz je do wina przy kolacji, kupić je można dosłownie wszędzie, fajna pamiątka z wakacji. Legenda mówi, że kiedyś ofiarowano je na znak przyjaźni.

Pizza di patate – pizza z ziemniakami. Pyszna, ale baaaaaardzo sycąca, wystarczy dosłownie kawałek.

Café Leccese – kawa idealna na upał – espresso, kostki lodu i mleko migdałowe.

GDZIE SPAĆ?

Ja zawsze rezerwuję noclegi przez booking. Nigdy się nie zawiodłam. Stosuję rozmaite filtry, aby sobie to szukanie ułatwić. Ja zwykle wpisuję: ocena gości – znakomity ponad 9 i widok, bo nie chcę patrzeć na ścianę budynku obok, ani na śmietnik, co kiedyś mi się zdarzało. Dodatkowo w trakcie każdego wyjazdu mam też inne kryteria – czasami chcę basen, innym razem parking, czasami chcę być w samym centrum, czasami potrzebuję śniadania w cenie, bo mi się nie chce łazić albo wiem, że nie będę miała na to czasu. Filtry bardzo ułatwiają sprawę. Potem czytam przynajmniej kilka pierwszych opinii gości. Pamiętaj – zdjęcia mogą kłamać, a znowu opinia, wiadomo, jest jak dupa i każdy ma swoją. To, że jeden napisze, że mu nie smakowały śniadania wcale nie oznacza, że są niedobre. Ale już brak klimatyzacji, basen, który jest zamykany o 18, słabe wyciszenie pokoi, czy parking na 3 samochody to już czynniki, którymi można się kierować.

Wybrałam bez pudła 4 świetne noclegi, które mogę polecić. Jak widać dałam najwyższe noty, wszystko było bez zarzutu!

Bari: B&B Alighieri 97 – mili panowie go prowadzą, w centrum, czyściutko i fajny taras, naokoło knajpki i resto. Blisko parki i te najlepsze lody!

Monopoli: B&B Portorosso – przepiękny apartament, tuż przy plaży i na promenadzie, widok i wystrój, host i położenie – top. Cudne miejsce.

Alberobello: Trulli D’Angiò – przepiękne trulli, cudny właściciel, który  nawet nam miejsce na ulicy za darmoszkę trzymał, klimat romantyczny, troszkę na uboczu ale nadal w centrum, dzięki czemu tłumy nie łaziły nam po głowie, a wszędzie mieliśmy blisko.

Matera: La Casa di Ele – doskonały host, epicki widok na Materę, w samym serduszku miasta, wszędzie blisko na nogach i pzepyszne śniadanie.

Reasumując – Włochy to zawsze doskonały pomysł! Nasza objazdowa wycieczka po okolicach Apulli była absolutnie cudowna i polecam go każdemu stęsknionemu odrobiny dolce vita porządnie doprawionego porcją cudownych widoków, smaków, historii i kultury. Korzystajcie! Ciao.