Lato bez butów.

Uwielbiam bose stopy i jestem jedną z tych osób, które zwykle najchętniej od końca kwietnia do połowy października chodzą w japonkach. Ja nie znoszę rajstop, moje dzieci skarpetek, takie geny. Dlatego nie zmuszam i jeśli tylko nie jest minus 10, moje dzieciaki mogą biegać boso. Tylko może nie od razu do publicznej toalety, co? 

Beztroska dzieciństwa musi jednak odbywać się pod czujnym i jakże zapobiegliwym okiem matki, pod tym względem trochę wariatki. Baseny, przebieralnie przy plaży, kibelki, place zabaw to siedliska bakterii. Sama nie wlazłabym bez butów do większości z tych miejsc, a gdybym musiała się przebrać, odstawiałabym gimnastykę artystyczną, żeby ani przez moment nie stanąć bosą stopą na podłodze. FUJ! Co innego jednak moje dzieci. No nie da się upilnować, a powtarzać można do znudzenia i zdarcia strun głosowych. Nawet do toalety na basenie zdarzało im się lecieć na boso. FUJ!

Co tu dużo mówić – miejsca publiczne są siedliskiem grzybów. Moja przyjaciółka zawsze sobie żartuje, że jak ona się w szatni rozbiera, to na basenie odbywa się już apel z podziałem na role, które bakterie mają co jej zaatakować i jak tylko duży palec u stopy zamoczy, od razu ma problem. Niestety pół życia miałam tak samo, więc na punkcie ochrony stóp mam, jak to się elegancko mówi w moich stronach, hopla z przerzutką.

Szczególnie ta ochrona, jeśli chodzi o moje dzieci, dla mnie jest najważniejsza, bo gdyby nie blizna po cesarce, mogłabym przysiąc, że urodziły się w wodzie. W lecie nie ma opcji nakłonić ich do założenia butów. Bo nie ma też za bardzo jak namówić ich do wyjścia z wody, a wiadomo – butów do pływania nie trzeba.

Także życzę powodzenia na urlopie, na którym dziecko trzeba pilnować, żeby cały czas miało suche stopy, a na nich przewiewne, bawełniane skarpetki. Oczywiście czyste. Ja tam nie wiem, ale moje dzieci na wakacjach nie wychodzą z basenu i chyba rozstąpiłoby się niebo, gdybym kazała im siedzieć w sandałkach i skarpetkach na kocyku.

Nie mówiąc już o tym, że trzeba ekstremalnie zadbać o higienę, pilnować, aby dziecko miało swój ręcznik, który wypadałoby codziennie wyprać. Z tym codziennym praniem i suszeniem ręcznika też życzę powodzenia. Szczególnie jak pojedziesz gdzieś, gdzie akurat jest duża wilgotność lub (odpukać) pada.

Ochrona jest kluczowa, dlatego do stóp dla dzieci polecam Steper Junior. Steper Junior to nie lek, a bardzo przydatny kosmetyk, który warto spakować na wyjazd, Steper Junior świetnie się sprawdza do pielęgnacji i ochrony skóry stóp i przestrzeni międzypalcowych dzieci narażonych na częsty kontakt z grzybami i bakteriami – jest bardzo delikatny – można go stosować już w momencie ukończenia pierwszego roku życia – zawiera kompozycję olejków lawendowego i manuka, olejów sojowego, z pestek winogron, słonecznikowego, ekstraktów z szałwii i rumianku, a dodatkowo witaminy A, C i E oraz pantenol, które wspomagają procesy regeneracyjne, chronią przed działaniem czynników zewnętrznych, a także nawilżają, odżywiają, a także łagodzą podrażnienia i uczucie swędzenia.

Nie wiem, czy to takie uniwersalne u wszystkich, ale moje dzieci są na etapie absolutnego uwielbienia posiadania własnych kosmetyków. Krem do opalania, balsam do ust, odżywka ułatwiająca rozczesywanie włosów, musi być w kosmetyczce i koniecznie i z namaszczeniem wszystko zastosowane, co trzeba wtarte, wklepane, popsikane. Steper Junior zasilił szeregi niezbędnych w dziecięcej kosmetyczce gadżetów. A że jest prosty i wygodny w użyciu, to psikają, aż miło.

**Wpis powstał przy współpracy z producentem Steper Junior – Aflofarm Farmacja Polska Spółka z o.o.

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.