Opinia jest jak dupa. Każdy ma swoją.

Jest teraz taki trend, żeby inspirować. To dlatego każdy tekst, każdy event, każde zdjęcie to nie jest tylko zdjęcie, a historia, która ma inspirować. Problem pojawia się jednak wtedy, kiedy nasza inspiracja zdobędzie nie tylko poklask i tysiąc lajków, a miażdżącą krytykę.

Spotyka to mniej lub bardziej znanych. Internautom nie podobały się gołe piersi celebrytki, prezentowane na basenie w towarzystwie dwóch małoletnich synów. Nie podobało się wylegiwanie na basenie świeżo upieczonej matki, która półtoramiesięczne dziecko zostawiła z ojcem i poleciała na drugi koniec świata do pracy (promować imprezę dla bogatych małolatów). Internet nie zostawił na niej suchej nitki, również wtedy, kiedy nieudolnie tłumaczyła się z tego na kanapie w śniadaniówce, nie poradził sobie z sytuacją mąż, ukazując oblicze polskiej cebuli w pełnej krasie. Nie podobają się zdjęcia z porodówki na chwilę po porodzie, w śluzach i krwi. Nie podobają się zdjęcia kobiet XXL, które mówią – duże też jest piękne, mam w nosie diety i ćwiczenia i z dumą prężą się do aparatu ubrane w skąpe bikini, w biżuterii z rozstępów, cellulitu, fałd i zwisów.

Tak wielu, jak wielu to odkrywanie swoich sekretów, które inni pragną jednak schować przed światem, ma zwolenników, którzy krzyczą – tak! pokazujmy, jak jest naprawdę, tak wielu te zachowania mają przeciwników, którzy nie przebierają w słowach. Jedna usłyszała, że to trochę nie halo tak przy chłopcach cyc sztuczny wywalać, druga, że dziecko to nie kolejny projekt, zdjęcia z porodówki poradzono jednak zostawić w rodzinnym archiwum, bo to dziecko w tym śluzie kiedyś będzie nastolatkiem, a dziewczyny XXL zajadające pączka i chwalące się zerową aktywnością fizyczną są krytykowane za promowanie niezdrowego stylu życia.

Na mój post o Kościele znalazły się głosy, że jestem brzydka, dzieci mam do poprawki, pochodzę z rozbitej rodziny, nie mogę sobie miejsca na ziemi znaleźć i z nudów piszę bzdury. Takie o, merytoryczne uwagi, wnoszące do dyskusji o klerze ważny argument, opinie prawdziwych katolików.

No cóż, ciężko czasami się nie zgodzić z falą krytyki. Jest jednak pewna różnica pomiędzy niezgodą i wyrażeniem swojego zdania w cywilizowany sposób, a różnica pomiędzy hejtem. Konstruktywnej krytyki według mnie nie ma. Bo jak komuś, kogo się nie widziało nigdy na oczy, a kojarzy po kilku tekstach w necie, można powiedzieć coś konstruktywnego? Konstruktywnie skrytykować może nas osoba bliska, dobrze znająca nas i kontekst całej sytuacji, a nie tylko mały, obrobiony tysiącem filtrów, wycineczek.

Problem jest też wtedy, kiedy ta „inspiracja” zaczyna zbierać krytykę i z wyluzowanej dziewczyny, która głosi, że nic ją to nie obchodzi, że żyje po swojemu, że ma wyrąbane, że wyznacza trendy, które przez maluczkich tego świata (czytaj Polaków Cebulaków, choć to nigdy nie pada, ale to jest pomiędzy wierszami) są niezrozumiałe, zaczyna się robić czepialska zołza.

I właśnie to mnie śmieszy. Ten festiwal żenady w komentarzach i postach. Tego się nie da wygrać i jedyne, co można zrobić, to zignorować, ukryć, skasować i robić swoje. Tylko wtedy jestem w stanie uwierzyć, że dana osoba żyje według reguł, które głosi. Jak można stale tłumaczyć się ze swojego wyboru? Po co? Wchodzę w dyskusje, jeśli warto, ale nie zniżam się do pewnego poziomu, bo to dla mnie gimnazjalna pyskówka, szkoda czasu.

Znam masę ludzi, którzy piękni, wyluzowani i inspirujący są tylko na pokaz. W rzeczywistości trawią ich ogromne kompleksy. Wdając się w słowne przepychanki z krytykującymi można pokazać swoje najgorsze oblicze. To, że tak naprawdę wcale nie jesteś luźna, a spięta jak czoło po zastrzyku botoksu. Twoje zdanie to jest taki ładnie ubrany zabieg marketingowy, żeby było głośno, żeby się kręciło, bo jak się kręci, to wiadomo, kasa jest. Ta opinia to jest takie gówno w złotym papierku. Na zewnątrz piękne hasełka, w środku jednak śmierdzący sekrecik.

W jednym poście brzydzę się krytyki, w drugim szpileczka wbita tam, gdzie boli najbardziej, choć wcześniej tatuować sobie na czole chciałaś „love and peace”. To tak nie działa. Internet nie zapomina. Jeśli w grudniu napisałaś w reklamie, że z tą zabawką Twoje dziecko się nie rozstaje, nie próbuj jej w styczniu sprzedawać na aukcji, reklamując słowami, że użyta może ze dwa razy.

Wiadomo – każdemu podoba się tylko dolar i na każdy głos krytyki przypada masa pozytywnych opinii. Wiadomo – możesz robić co chcesz, więc niech Cię nie boli, jak ktoś pisze „ja bym tak nie umiała”. Jeśli już żyjesz niestandardowo, miej odwagę i siłę do bronienia swojej pozycji. Nie odpowiadając hejtem na hejt, bo to nie tędy droga. Jasne, nie jesteś poduszką do wyżywania się dla frustratów i nie ma tolerancji do obrażania i słownej agresji, ale naucz się to zlewać. Inaczej słoma Tobie z butów wyłazi na równi z tymi, którzy Ci piszą „jesteś głupia i brzydka”.

Ciągle się uczę, gaszę pożary po mikro wojenkach. Moja opinia o czymś jest ogólna, nie dotyka nikogo indywidualnie, a jeśli ktoś pisze TY JESTEŚ GŁUPIA to podpada pod paragraf. Czy to tak ciężko zrozumieć? Wiele moich wyborów byłoby dla innych osób zupełnie niezrozumiałe, więc nie dzielę się nimi. Wiem, że spotkają się głównie z krytyką, więc po co? Bardzo wiele szczegółów z mojego życia pozostaje w sferze intymnej, dlatego tak bardzo mnie bawi, kiedy ktoś twierdzi, że jestem taka i taka. Jestem w necie, jaka chcę być, prawdopodobnie nijak się to ma ze stanem rzeczywistym.

Od czasu do czasu wywalę śmierdzący na kilometr gównoburzą tekst. Siedzi w głowie, sam się pisze, więc nie ma po co chować do szuflady. Nie robię tego dla lajków, bynajmniej. (Dla niewtajemniczonych – najwięcej lajków zbierają teksty z krzykliwymi tytułami oraz poradnikowe. Czyli “Jak wychować dziecko w 3 minuty” albo “Jak Twoje dziecko to zje, umrze”). Po takim skandalicznym tekście jest mały odsiew, a potem znowu tęcza.

Są czytelnicy, którzy do mnie piszą – niektóre Twoje opinie są mi obce, nie zgadzam się z nimi. No cóż, niejedna z kobiet, które cenię (i które uważam za wspaniałe, mądre, inspirujące babki, znam je od x lat i idę z nimi w sumie przez życie, znam całe ich rodziny i generalnie kłaniam im się teraz i zawsze i całuję rączki), głosowała na PiS, nie szczepi swoich dzieci, chodzi co niedziela do Kościoła, nie pije wina, jest w toksycznym związku i tak dalej. Mój szacunek i sympatia do nich nie ulega zmianie. Nie wstaję i nie krzyczę – już Cię nie lubię! Pa!

Gdybym tak kiedykolwiek zrobiła, chyba sama bym się na końcu roześmiała. Identycznych opinii jak my nie ma nikt. Takie jest życie. Opinia jest przecież jak dupa – każdy ma swoją. Ukrywam niektóre komentarze, bo to jest tak, że czytelnik uzurpuje sobie prawo do „opinii”, ale jeśli ja się z nią potulnie nie zgodzę i brakuje argumentów, od razu przechodzi do epitetów – jesteś taka i taka. A tego to już lubiący mnie zwykle nie znoszą dobrze. No i ja sama zawsze sobie myślę – jeśli przyjdziesz do mnie do domu i zrobisz mi kupę na wycieraczkę, więcej Cię nie zaproszę. Idź sobie gdzieś indziej. Chęci wyrzucenia komuś w necie nigdy nie skumam. Jak mam ochotę dać komuś w mordę, idę na boks. Działa. Ci, którzy dali się poznać jako wyjątkowi buce dostają bana. Lubię myśleć, że robię im przysługę. Po co się męczyć? Życie jest piękne, szkoda czasu. 

Spływa to po mnie jak po kaczce, powiem szczerze. To mówienie szczerze to moja największa zaleta i najgorsza wada. Nie stosuję filtra i z wiekiem jest w tym temacie coraz gorzej. Mam krzywy nos, moje dzieci są wymagające, do Polski wrócę, jak Jarek zniknie ze sceny politycznej, dostaję drgawek jak czytam „widzicie mnie, dziubeczki”, na „wypocinach w necie” w zeszłym roku zarobiłam więcej niż średnią krajową i cały czas mam coś do powiedzenia. Blog nie jest publiczny, jest mój, Dagmary Kingi Hicks, urodzonej w Kato, z dobrego rocznika 1979. I fajnie, że tu jesteś, nawet jeśli opiniami się różnimy. Cium.

Zdjęcie: źródło

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Nie masz na nic czasu, w szczególności dla siebie? Kup moje autorskie produkty, które pomogą w ogarnianiu rzeczywistości. Stworzone przez matkę trojaczków – to działa! SKLEP.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.