Wpadliśmy w presję dążenia do perfekcji. Wszystko, począwszy od samego siebie, od każdego dnia, przez wszystkie okazje, aż po dzieci, musi być super i ekstra, magiczne, wow, perfekt, idealne. Wszystko musi być wyjątkowe, ozdobione brokatem, oblane lukrem, błyszczące i tęczowe. Nie ma miejsca na chodzenie na skróty, na pomyłki, trzeba wszystko samemu, ręcznie, jakby gotowe już się nie liczyło. Jeśli jednak kupisz, koniecznie tylko i wyłącznie z limitowanej edycji, jedyne, specjalne. Magiczne. A przecież magii w markecie nie kupisz.
Pieprzona perfekcyjność wszystkim nam wylewa się uszami, bo po prostu, zwyczajne, już się nic nie da, musi być naj, choćby po trupach. A przecież do wszystkiego można podejść normalnie. Twoje dziecko może być takie, jak Ty. Zwyczajne. Może nie mieć żadnego wielkiego talentu. Może jeść potrawy, które umiesz smacznie ugotować i choć wcale wyglądają jak te na Instagramie, to te potrawy będzie wspominać i dopominać się ich całe swoje dorosłe życie. Nie wiem, jak to jest, ale gołąbki najlepsze robi moja Babcia, wcale nie Magda Gessler, a mamy zupa, którą od małego nazywałam “białą”, to wspomnienie dzieciństwa, choć składała się z trzech bardzo prostych składników – ryżu, marchewki i koperku. Białego ryżu, nie jaśminowego, basmati czy dzikiego. Nadal smakuje najlepiej, choć to naprawdę zwykła zupa.
Presja wyjątkowości dobija i sprawia, że to, co kiedyś nas cieszyło, teraz głównie męczy. Wyścigi na idealne życie sprawiają, że mamy po prostu dość. Jak choćby Święta. Nagonka na 12 skomplikowanych potraw, własnoręcznie wydziergany dywan, w odświeżonym specjalnie na tą okazję mieszkaniu, kalendarz adwentowy zrobiony najlepiej już pod koniec lata, choinka kapiąca ozdobami ręcznie wyprodukowanymi przez domowników, zdjęcie w ramce, koniecznie od znanego fotografa, z sesji, na którą musieliśmy zapisać się w kwietniu. Tak, jakby kupne uszka odbierały coś z magii Świąt. Tak, jakby dla tych kilku dni w roku trzeba się po pachy urobić i zapożyczyć, inaczej co to za Święta? Nie liczą się. To dlatego poziom stresu osiąga maksimum. To dlatego większość dorosłych najchętniej 23 grudnia spakowałaby się szybciutko i katapultowała gdzieś, gdzie jest ciepło, można się wyluzować i wrócić 2 stycznia. To dlatego większość matek w Święta, ze zmęczenia, pada o 20. Ozdobione, posprzątane, wydane potrawy w ilości dla całej armii. Uff, odbębnione do kolejnych Świąt.
A może by tak obyć się bez tej magii? Może dałoby się zwyczajnie, według swoich możliwości, a nie pod panującą modę? Może wcale nie trzeba bardziej, mocniej, szybciej, magicznie?
Może dałoby się wtedy zauważyć, że to bycie razem jest magiczne, bo ludzie za dużo pracują, bo małżeństwa się rozwalają, bo emigracja, bo wieczny szum, bo pęd, bo oczekiwania, bo mamy tyle pokus, że zwykle bycie razem już nie wystarczy? Jestem zmęczona wytwarzaniem magii na siłę. Co to za magia, za którą trzeba słono zapłacić, przytargać ze sklepu i poświęcić kilka wieczorów na jej sklecenie? Magia to coś ulotnego. Magii w markecie nie kupisz. I nie wyczarujesz jej ślęcząc po nocach.
Magia to dla mnie urodziny dzieci, które są i dla mnie świętem. Tyle lat, ile one żyją, tyle lat jestem matką. Ten dzień jest dla mnie wyjątkowy. Tort, ozdoby – muszą być takie, jak dzieci chcą. Zamawiam, bo chcę w ten dzień odpocząć w gronie rodziny i przyjaciół, nie denerwować się, że masa mi nie wyszła. Jedzenie pomagają robić znajomi, każdy w którymś momencie pakuje zmywarkę, dmucha dzieciom balony lub uzupełnia przekąski na stole. Wychodzę z założenia, że jeśli ktoś przychodzi do mnie na kinderbal to nie będzie robił ani testu białej rękawiczki, ani nie będzie oczekiwał, że ktoś zdmuchnie mu każdy pyłek sprzed nosa, a gospodarz spełni wszystkie zachcianki. A jeśli tak właśnie oczekuje i się zawiedzie, może to i lepiej, jeśli już nigdy do nas nie wpadnie?
Magia to moja córka, która pisze list do Mikołaja, na zwykłej, białej kartce, nie ozdobionej ręcznie brokatem i tęczą. Wręcza mi tą kartkę i ze wzruszeniem pyta jak się pisze „biegun północny”. Magia to są dla mnie koślawe pierniczki, nie nadające się na fotkę za tysiąc lajków, ale zrobione „sama, sama, ja sama”. Magia to są dla mnie Święta, w czasie których moje dzieci siadają mojej 80-letniej Babci na kolanach. To po kryjomu wyjadane uszka, bo przecież i u nas w domu pada słynne „zostaw, to na Święta”. Magia to jest dla mnie wyprawa o północy na Pasterkę. To pierwszy śnieg, który skrzypi pod butami. To czerwone od mrozu policzki. To w końcu kolędy, w tym ta jedyna, Nie było miejsca dla Ciebie, która każdego roku, w którym wydaje mi się, że jeszcze więcej rozumiem życie, nabiera głębszego znaczenia. Ta kolęda to dla mnie też wspomnienie. Domu, bo śpiewała mi ją mama, a jej wcześniej Babcia. Kiedyś nie wiedziałam, dlaczego zawsze ze łzami w oczach, teraz już wiem. Może to właśnie jest krąg życia w naszej rodzinie.
Magia to dla mnie każdy dzień, w którym udaje mi się odnaleźć radość w zwykłych rzeczach, spojrzeniach, gestach. Ta magia zawsze pochodzi z limitowanej edycji i nie towarzyszy jej złoty pył, jednorożec i fanfary. Nie muszę się zażynać, ani zapożyczać, żeby ją zauważyć. I uczę tego dzieci. Magii w markecie nie kupisz. Możesz jednak ją mieć. Codziennie.
Jestem pewna, że masz swoją magię. Nie musisz jej kupować, ani siłą wytwarzać w oparach krańcowego zmęczenia i frustracji. Nie musisz się nocami nad nią głowić. Nie muszą męczyć Cię wyrzuty sumienia, że tort na urodziny dziecka zamówisz w ulubionej cukierni, że okien na Wielkanoc nie uda się umyć, że na Wigilię uszka kupione, choinka krzywa ze zdekompletowanymi ozdobami z kilku ostatnich lat, a do kolacji siądziesz w zwykłych spodniach, nie w drogiej sukience. Presja perfekcyjności może wszystko popsuć. A przecież magii w markecie nie kupisz.
Chcesz magii? Rozejrzyj się wokół. Życie, zwykłe życie, jest wyjątkowe. Bo jest.
Zdjęcie: źródło.
Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:
- Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
- Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
- Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
- Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!