Co zmieniają dzieci?

Co zmieniają dzieci? Wiele osób pisze wymyślne elaboraty na ten temat. Są też naiwni, którzy próbują udowodnić, że dzieci nic w życiu nie zmieniają. Akurat. Dzieci to zmiany. Zmiany wkurzające, niekomfortowe i nieodwracalne, czyli nigdy już nie pozbędę się zmartwień i nigdy się nie wyśpię. Zmiany z rodzaju średnie, czyli wyjście z domu wymaga trzech tygodni planowania i strategii, w której kluczową rolę gra pięć osób. Zmiany małe, czyli lekki kaszel przyprawia o palpitacje serca. Znowu choroba? Co zmieniają dzieci?

Listę zacznę od prymitywnej pogody. Spoglądasz przez okno i nie cieszy Cię ładna pogoda z żadnego innego powodu tylko i wyłącznie dlatego, że zrobisz sobie w końcu ze 3 prania! Powiesisz, wyschnie, zrobisz nowe. No i oczywiście pójdziesz na spacerek, a jak wiadomo, dziecko na spacerku małe śpi, a większe może się wyżyć. Żyć nie umierać!

Zakupy. Nadal cieszysz się z zakupów. Cieszysz się jednak inaczej niż onegdaj, kiedy to upolowałaś na wyprzedaży w śmieciówkach skórzane majtki, które robiły za spódnicę. Teraz szczególnie cieszysz się z nowego naczynia do gotowania, w którym w końcu zrobisz żarcie, którym nakarmisz całą rodzinę, brudząc przy tym tylko jeden garnek! To, że wydasz na niego równowartość dwóch średnich krajowych to naprawdę szczegół.

Pieniądze. Dzieci to studnia bez dna. Dzieci rosną o rozmiar w ciągu jednej nocy. Dzieci wszystko zeżrą. Dzieci wszystko zniszczą. Dzieci wszystkiego potrzebują razy trzy. Zakupy dla siebie zawsze kończą się przywleczeniem do domu wielkiego wora ze słodkimi ciuszkami dla dziecka. Coś dla dziecka można kupić nawet na stacji benzynowej. Dzieci potrzebują dodatkowych zajęć. Robotyki (?), ceramiki (!), dogoterapii (oczywiście). Dzieci muszą mieć gadżety. Dzieci potrzebują suplementów. Dzieci muszą mieć dostęp do edukacyjnych, stymulujących zabawek! Na zakupach dla dziecka się nie oszczędza, helllllow!

Weekend! Jaki weekend, ja, matka się pytam? Weekend to taki sam dzień jak każdy inny, z tym, że w zależności od wieku potomka, zacząć się może wcześniej, bo dzieci, których w tygodniu nie można dobudzić o 7 rano, w weekend wstają przed piątą. Sen dziecka jest największą zagadką ludzkości. Drzemka? Tak. Kiedy potrzebujesz, żeby dziecko było obudzone, bo coś gdzieś idziesz lub jedziesz, śpi trzy godziny. Kiedy zaplanujesz, że coś w trakcie jego drzemki zrobisz, budzi się po 15 minutach. Zasypia jak suseł w samochodzie, o 17:30, nie zważając na przedstawienie cyrkowe, które urządzają rodzice po to tylko, żeby nie usnęło. Sobota i niedziela mogą się też dłużyć, bo odpadają wszelkie placówki, które w tygodniu na kilka chociaż godzin przejmują latorośl. Może się okazać, że bawiąc się z dzieckiem kilka godzin, spoglądając na zegarek zauważysz ze zgrozą, że minęło dopiero 15 minut. Słowo wolny dzień w słowniku matki pozostanie na zawsze oksymoronem, coś jak żywy trup, czy zimne ognie. 

Empatia. W życiu matki nie istnieje. Bo przecież jak widzisz wyjące dziecko, leżące na podłodze w supermarkecie, to zanim dotrą do Ciebie jakiekolwiek humanitarne uczucia typu współczucie czy chęć pomocy, czujesz ulgę, że to nie Twoje dziecko!

Marzenia. Twoje marzenia chwilowo zostały zredukowane do chwili ciszy, krótkiej drzemki i gorącej kawy. I to bynajmniej nie na raz, bo mogłoby Ci się w głowie poprzewracać. A kiedyś Ci się wydawało, że szczytem Twoich marzeń będzie wycieczka do Paryża! Teraz marzysz o tym, żeby nikt się za Tobą nie przyczołgał do kibla.

Wakacje. Drinki, parasolki, olinkluziw pod palmami, trzaskanie na mahoń, spacery brzegiem morza. Jako matka jesteś w dupie. Lot samolotem z małym dzieckiem to jak wyrywanie zęba bez znieczulenia, wózkiem po piasku nie pojeździsz, dziecko trzeba chronić przez słońcem, a z olinkluziw na wszystko mówi „fuj” i domaga się pomidorówki.

Czas. Matkom czas płynie inaczej. Do 10 rano w erze przed dziećmi zdążyłaś ewentualnie przewrócić się z jednego boku na drugi, po czym oddać się dalszemu, powolnemu leczeniu kaca. Kiedy masz dzieci, do 10 rano w sobotę masz już gary po śniadaniu, po drugim śniadaniu i po przekąsce umyte, masz zrobione dwa prania, obiad dwudaniowy na wykończeniu i dom przejechany na szmacie. Już śpiewałaś, już lepiłaś, już liczyłaś do stu. O 10 rano masz wrażenie, że to był baaaardzo długi dzień, a gdzie tam do 20.

Związek. Kiedyś miałam narzeczonego. Potem męża. Nie wiem do końca, co mi w tym układzie nie pasowało. On miał swoje konto, ja swoje. Swoje pieniądze wydawałam na waciki, on swoje… też na moje waciki. Wieczorami włóczyliśmy się po restauracjach i knajpach, a jak nam się znudziło chodzenie po lokalnych barach, lecieliśmy na weekend do Rzymu. Na pizzę. Sobotnie poranki spędzaliśmy w łóżku. Zachciało nam się dzieci. I teraz naszą główną rozrywką są negocjacje, pretensje i domowy terror. Ja wczoraj usypiałam! Ja podcierałam ostatnia! Nie myłeś podłogi już trzy godziny! Dziś Ty kąpiesz! Nie oddychaj tak głośno, bo go obudzisz! Jak zaraz nie wstaniesz to Cię zrzucę z łóżka. Sex? Rób co chcesz, tylko mnie nie budź.

Także ten. Co zmieniają dzieci? WSZYSTKO. Czyż nie? To może następne? ?

Zdjęcie: źródło

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!