Do kawy #1.

Większość Was czyta mnie do kawy, czy to nie wspaniale? Jest tylko jedna pierwsza kawa dziennie, więc tym bardziej się cieszę, że Wam towarzyszę, chociaż pewnie początku postu to nawet za bardzo nigdy nie widzicie, co? ? Dziś post inny niż wszystkie. Taki właśnie do kawy. Bo skoro ktoś ze mną pije codziennie kawę, to chyba jesteśmy już jak kumpelki, co? Mam taką nadzieję. Rozpoczynam nowy cykl wpisów, daj koniecznie znać, czy “do kawy” dobrze się czyta. 

Co u nas? Nie wiem jak to się stało, ale wkrótce mijają 2 lata, odkąd mieszkamy w Australii. Najśmieszniejsze jest to, że nadal jak ktoś mnie pyta, czy latam czasami do domu, odpowiadam – tak, właśnie niedawno byłam! A to niedawno to było w grudniu. No ale wiadomo, życie matki już takie jest – dni mijają szybko, jeden do drugiego podobny.

Nic się tutaj nie zmienia. Nadal wszyscy udają, że zimy nie ma, a lato trwa wiecznie. To, że piździ jak cholera i w domu trzeba uprawiać akrobatykę, żeby się rozebrać do kąpieli, to już szczegół. No ale przeżyliśmy, idzie lato, więc wszyscy odetchnęli z ulgą.

Będziemy się wkrótce przeprowadzać, na co bardzo się cieszę. Nie znoszę przeprowadzek, ale przeprowadzamy się niedaleko (dosłownie dwa domy dalej!) do domu, który ma cudowny, magiczny ogród. Rośnie w nim pachnący jaśmin, jest miejsce do zabawy dla dzieci, na nasze ukochane pikniki, a drzewo na środku ogrodu ukochały sobie kolorowe papugi, które od rana tam koncertują. Już się nie mogę doczekać! Przeprowadzkę jakoś przeżyję. Najfajniejsze jest to, że w ogóle nie mieliśmy w planach takiego ruchu, ale ten dom sam nas znalazł – właściciel, z którym codziennie w drodze do szkoły ucinałam sobie pogawędkę, a dzieciaki zasypywały go milionem pytań, sam mi zaproponował swój dom, ze słowami, że dzieciom się będzie podobał. Bycie bezinteresownie miłym i zainteresowanym kontaktem z drugim człowiekiem po raz kolejny przyniosło coś miłego.

Przygotowania do Świąt ruszyły tutaj intensywnie od 1 listopada, ilość świątecznych imprez jest tak ogromna, że aby je zapisać, potrzeba osobnego kalendarza. Na przykład z każdej klasy moich dzieci idziemy na pożegnalny, rodzinny piknik (tutaj rok szkolny kończy się w połowie grudnia, a nowy zaczyna na początku lutego), z każdej klasy idziemy na imprezę z matkami (w duchu „uff, udało się popchnąć kolejny rok szkoły, wszyscy przeżyli”), mąż ma trzy imprezy w pracy, w polskiej sobotniej szkole mamy imprezę, no i komitet rodzicielski zaprasza na wspólne śpiewanie kolęd. Te pierwsze dwa tygodnie grudnia będziemy więc na jednej wielkiej bibie.

Nadal nie mogę pogodzić się ze Świętami w upale. Robię tradycyjną polską Wigilię, więc możecie sobie wyobrazić to wielkie pieczenie i gotowanie w 30 stopniowym upale.

Ale zanim Święta, mam wkrótce urodziny, ostatnie z trójką z przodu. Ostatnio wyczytałam fajne zdanie u kobiety, która przeszła raka piersi. Każde kolejne urodziny to znak kolejnego roku życia. To dlatego nie jest to powód do zmartwień nad wiekiem, a raczej powód do ogromnej radości. Tak wielu osobom nie jest to przecież dane, umierają przedwcześnie, chorują, giną w wypadkach. Każde kolejne urodziny to mały cud. Chcieliśmy gdzieś we dwójkę wyjechać (korzystając z okazji, że jest u nas akurat moja mama) i po raz kolejny boleśnie się przekonałam, że Australia jest na końcu świata. Wyjazd gdziekolwiek to ogromne wydatki i mnóstwo czasu, na weekend to sobie można ewentualnie pojeździć po naszym stanie, trzeba zapomnieć o city breakach, które uwielbiałam w Europie. Przeraża mnie to trochę, bo w sumie te plaże tak bardzo się od siebie nie różnią, zazdroszczę znajomym wycieczek do Paryża, na Cypr, czy szybkich wypadów do Londka, Rzymu, Porto.

Szukam zajęć dla dzieci w przyszłym roku. To szaleństwo, że muszę się zajmować tym pod koniec roku, ale tutaj najfajniejsze szkoły i warsztaty szybko stają się niedostępne. Po kilku latach prób i błędów, chyba mamy zwycięską formułę – dziewczynki pokochały taniec (bynajmniej nie balet, który tragicznie je nudził) – zaliczyły trzy semestry jazzu, a teraz nieśmiało skłaniają się ku stepowaniu i ku hip-hopowi. Występowały niedawno na koncercie, przed ogromną publicznością, miały trzy wejścia. Zero tremy. Nie wiem skąd im się to bierze, bo mój mąż nie znosi publicznych wystąpień, a ja oswoiłam je dopiero w korpo. A moje małe tancerki skakały po scenie jak po salonie. Same się pilnowały, poprawiały fryzury. Z dumy o mało nie pękłam. Sam koncert też był wspaniały. Motywem przewodnim była odwaga do bycia sobą. Jestem sobą, to wystarczy. Posyłam w eter występ finałowy, który zamyka moja dziewczyna ?

Musimy coś wybrać, bo wprowadzam, jak zawsze ograniczenie tylko dwóch zajęć dodatkowych na semestr. Cała trójka pokochała akrobatykę. Dominik dostał się do zaawansowanej grupy treningowej dla dzieci, które biorą udział w konkursach i ćwiczą intensywniej. Na razie testujemy co z tego wyjdzie. Marzymy również o surfingu, ale koszty jak na razie masakrycznie wysokie, więc chyba jednak tatuś będzie musiał wskakiwać w fale i nieść kaganek surfingowej edukacji. Marzy mi się też sztuka cyrkowa dla dzieci, która też jest formą akrobatyki, zobaczymy co nam w końcu z tego wyjdzie. Cyrk to w sumie dla nas naturalne otoczenie, mamy codziennie w domu, więc nie powinni się tam czuć zagubieni! 🙂 

Obchodziliśmy hucznie 100 lecie odzyskania niepodległości. Upiekłam z tej okazji tort cyferkę. Ten tort jest przepiękny, pracochłonny, ale łatwy do wykonania. Możecie sobie też taki upiec – na przykład na Święta, w kształcie Choinki! Jest pyszny, można go dowolne ozdabiać, robi niesamowite wrażenie na gościach. Przepis znajdziecie tu https://www.calareszta.pl/obledny-tort-z-cyferek/


Biegniemy, znowu razem, we dwójkę, półmaraton. Trochę się boję, bo zawsze przed startem staram się przebiec ten dystans choć raz, na kilka tygodni przed. Tym razem jakoś brakło czasu. Także trzymajcie za nas kciuki, żeby nas nie musiał Uber z trasy zeskrobywać. Jak na razie to bieganie we dwójkę doskonale nam wychodzi. Szczególnie kawa w trakcie. 🙂 


Przez dwa lata nie oglądałam polskiej telewizji. I w ogóle żadnej telewizji, bo to, co się w Australijskiej telewizji wyprawia to zwykłe wysmażanie komórek mózgowych. Programy debilne, zero wiadomości ze świata (Nobel? Jaki Nobel?), ważniejsze jest to, że trzecioligowy zawodnik krykieta podrapał się na treningu po tyłku. Żenada na całego. Oczywiście troszkę mi się bardziej tęskni, jak sobie pooglądam DDTVN, ale generalnie to fajnie mieć wybór. Polecam usługę PolBox, którą aktualnie testujemy. https://polbox.tv/pl/

Jedyne, co mnie w tej telewizji martwi, to obraz Polaków, który się z niej wyłania. Polka jest wiecznie wzdęta lub zaparta, Polakowi nie płonie konar, a dzieci nie mają apetytu, mają za to kaszel. I jeszcze to, że niektórych prowadzących, którzy przeszli na słynną dietę zmieniającą rysy twarzy, nie da się zupełnie poznać. Ale i to widzę pozytywnie – Polacy odkryli wehikuł do przenoszenia się w czasie. Tak mniej więcej na oko 5 lat do tyłu. Reklam jest też tak dużo, że można się pomiędzy zdrzemnąć, przeczytać rozdział książki, lecieć z psem, iść siku, zupę podgotować i jeszcze czasu zostaje!

Jeśli szukacie na Święta książek, polecam najnowszą powieść Murakamiego „Śmierć Komandora”, mój ulubiony pisarz nie traci talentu i nadal zaskakuje. Polecam też książkę, o której już pisałam kiedyś, wtedy w ciemno, teraz już po przeczytaniu – „Będzie bolało” – autentycznie nie mogłam się oderwać, świetna, na prezent i długie zimowe wieczory będzie idealna. I kolejna, na kanwie której powstał już w Polsce (podobno również fantastyczny) serial – Jakuba Żulczyka „Ślepnąc od świateł”.

Oczywiście również na Święta polecam produkty z mojego sklepu. https://calareszta.pl/sklep/ Zestaw notes i planer to mega praktyczne narzędzie do planowania czasu, posiłków, spotkań. Idealne do torebki, jako podkładka pod ręce, jeśli pracujesz na kompie i do powieszenia na lodówkę. To tylko 30 zł, a jak dobrze wydane. Przyda się jako drobny, a pożyteczny prezent dla bliskiej Ci babeczki. Może skłoni ją do zrobienia czegoś dla siebie, docenienia drobnych radości lub zabrania się w końcu za to, o czym stale mówi?


Zdjęcie – Agness Gal.

Pamiętaj, że wspierając moją działalność takim drobnym zakupem, pomagasz małej, jednoosobowej firmie (a nie wielkiemu, bezosobowemu koncernowi produkującemu w Chinach za bezlitośnie niską stawkę godzinową), a ja dzięki temu mogę poświęcić czas na dostarczanie Ci wartościowych treści. Są też koszulki, których cena ulega zmianie – posłuchałam Waszych wskazówek i robię sporą obniżkę – cena wyniesie 50 zł (w tym jest przesyłka, co sprawia, że za koszulkę płacisz w sumie tylko 35 zł, jak na ręcznie szytą czystą bawełnę, to bardzo konkurencyjna cena). Koszulki to moje oczko w głowie, ich opracowanie zajęło 4 miesiące, ale efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania – nie pozostaniesz w niej niezauważona. Również jest to idealny prezent dla siebie lub bliskiej Ci mamy, która być może przeżywa moment załamania, lub za bardzo się przejmuje. Produkty kupisz tutaj https://calareszta.pl/sklep/

Jest jeszcze trochę czasu na zrobienie fajnego prezentu dziadkom. Chodzi mi o zdjęcie dzieciaków. To fantastyczna pamiątka. Zrobiliśmy sobie mini sesję na Bali i teraz każdej Babci i Dziadkowi podarujemy zdjęcie dzieciaków pięknie oprawione w ramkę. Szczególnie, jeśli jesteście daleko, taki prezent raduje bardziej niż cokolwiek materialnego.

Jeśli zrobicie jedną rzecz dla siebie w listopadzie, koniecznie pójdźcie na film “Star is born” – “Narodziny gwiazdy” (brawo za normalny tytuł, rzadko się u nas zdarza, ten też mógłby mieć coś w stylu “Trudne początki brzyduli, czy coś równie idiotycznego, pamiętacie “Wirujący seks”? Do teraz nikt nie wie, w jaki sposób ten zlepek stał się tłumaczeniem “Dirty dancing”). Od momentu, kiedy go obejrzałam, nie wyszedł mi z głowy, a piosenka go promująca jest moją ulubioną, choć cała ścieżka dźwiękowa, którą kupiliśmy zaraz po wyjściu z kina, warta jest przesłuchania.

Film jest cudny. Historia miłości, w dodatku przepięknie zagrana i wyśpiewana przez Lady Gagę i Bradleya Coopera, przyprawia o dreszcze. Jej nie można odmówić nieprzeciętnego talentu, jemu urody. Sceny koncertowe częściowo były nagrywane na festiwalu Coachella, na którym, dzięki niesamowitej pracy kamerzystów, mamy wrażenie być osobiście. Cooper, który nie tylko wyreżyserował, ale i zagrał główną rolę w filmie, przeszedł samego siebie. Nie zdziwię się, jeśli film będzie jednym z kandydatów do kilku Oskarów. Kreacja Gagi, która może pochwalić się historyczną już karierą na scenie muzycznej, a tutaj zagrała debiutantkę, też jest zasługą poprowadzenia przez reżysera. Oboje są wiarygodni, a ich romans jednym z tych, którym się kibicuje, choć do łatwych nie należy. Polecam, koniecznie trzeba ten film przeżyć.

Tym optymistycznym akcentem kończę. Miłego dnia. Pomyśl o mnie czasami, bo ja myślę o Tobie codziennie. ♥

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:

  • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
  • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
  • Zerknij do mojego sklepu, w którym czekają na Ciebie autorskie produkty. SKLEP.
  • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
  • Zapisz się do Newslettera. Dzięki temu prosto na swoją skrzynkę dostaniesz info o nowościach i będziesz zawsze na bieżąco.
  • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i plaży.