Mam naprawdę fajnego męża, żyję w partnerskim związku. Choć po prostu się zakochałam i nigdy nie myślałam o tym, jakim mój mąż będzie ojcem, okazało się, że i na tym polu wybrałam dobrze. Mąż jest z tych, którzy nie bali się pieluch, kąpieli, karmienia, usypiania i od pierwszego dnia zostawania solo z trójką dzieci. Odrabia z dziećmi zadania, nauczył ich jeździć na rowerze, chodzi na treningi, włazi do wody, nawet jeśli to jest Bałtyk i ma akurat 7 stopni w lipcu. Wraca z pracy, w której się raczej nie nudzi i od progu wpada w wir drugiej pracy. Nie ma dla niego obowiązków mało męskich. Może i uczesać córce kucyka i naprawić synowi rower. Jak widzi gary w zlewie, myje. Koszule sam sobie prasuje. I tak dalej. A jednak, kiedy byliśmy rozmawiać o naszej finansowej przyszłości i doszło do kwestii testamentu, to pierwsze, co przyszło mi do głowy, kiedy omawialiśmy scenariusz, w którym to mnie by zabrakło, to była przerażająca myśl „Jak oni sobie beze mnie poradzą”? Czytaj dalej