Jak być lepszym rodzicem?

Lubię myśleć, że moje macierzyństwo jest świadome. Ciągle rozmyślam nad tym jak być lepszym rodzicem.

Chociaż wpadam w ogromne, ciemne dziury, z których potem tygodniami próbuję się wydostać. To są dziury, do których wpadam po ciągu tych dni, kiedy od rana do wieczora bycie rodzicem jest wysiłkiem ponad moje siły. Kiedy budzę się rano i pierwsze, co słyszę to krzyk i kiedy padam w nocy, zaraz po tym jak ten ostatni krzyk uda mi się uciszyć. Ciąg dni, w których oddycham z ulgą zatrzaskując za sobą drzwi przedszkola. Kiedy idę po wiosennym, krakowskim rynku i łzy same płyną na widok ludzi, którzy beztrosko piją w południe kawę, śmieją się i rozmawiają na tematy inne niż bunt dwulatka, który u mnie trwa już trzy lata. W te dni myślę, że posiadanie dzieci jednak coś mi zabrało. To te dni, w których wiem, że nie jestem rodzicem, którego dzieckiem sama chciałabym być. Mam ochotę krzyknąć, żeby na chwilę zostawiły mnie w spokoju, żeby nie szły za mną wszędzie i w każdej sekundzie swojego życia, każdego zdania nie zaczynały od mamo. To te dni, w których nie lubię swoich dzieci i jedyne na co czekam to aż w końcu pójdą spać. Zwijam się wtedy w kłębek i z przerażeniem myślę – co dalej? Gdzie popełniam błąd? Jak go naprawić? To te dni, kiedy wiem, że doskonale znam teorię, że będę panować nad sobą do momentu, kiedy po ludzku stracę nerwy, gdy moje dziecko za moimi plecami zrobi coś, o co właśnie poprosiłam, żeby tego nie robiło. W złości ono będzie się śmiało, a ja rozpadała na milion małych kawałeczków, które czasem udaje się, siłą woli, pozbierać i zareagować jak dorosły rodzic, a czasami nie. To te dni, kiedy modlę się, żeby nikt mnie nie rozpoznał, kiedy robię coś, co dalekie jest od rodzicielskich standardów. Wstydzę się potem i mam wyrzuty sumienia, choć wiem, że czasami inaczej nie potrafię. Te dni, kiedy dopada mnie ogromny smutek, rozpacz i bezsilność.

Nie jestem psychologiem, terapeutą, ani nawet trenerem. Nie wiem dokładnie co i kiedy należy robić. Nie posiadam złotego środka. Ale jestem mamą. Ekstremalną, bo za jednym zamachem aż trójki dzieci. I wiem, co u mnie działa, a co nie. Jestem mistrzynią w katowaniu się przemyśleniami. Akurat wychodzę z kolejnej takiej czarnej rodzicielskiej dziury i spisuję swoje przemyślenia. Jak być lepszym rodzicem?

Dzieci nie robią nam na złość.

To jest fundamentalne założenie, które każdy rodzic powinien sobie wytatuować w widocznym miejscu, powtarzać jak mantrę i od niego zaczynać liczenie do dziesięciu przed kolejnym rodzicielskim wybuchem. Kieruj się empatią. Dzieci mogą mieć gorszy dzień, nie umieć czegoś wykonać ale nie potrafić wytłumaczyć o co chodzi, mogą być nieporadne. W końcu to tylko dzieciak. Rozliczaj najpierw siebie, bo gwarantuję Ci, że wszystkie zachowania Twojego dziecka mają początek i koniec w Tobie. Kiedy tylko dasz radę, licz do dziesięciu, wychodź na chwilkę, stawaj z boku i myśl, czy warto wybuchać.

Podam Ci przykład dwóch takich samych sytuacji. Wchodzę do przedszkola, mam WIELKI PLAN, który wymaga natychmiastowego wyjścia. Dzieci jednak tego dnia są marudne. Jedno z nich jest w stroju gimnastycznym, zamiast ciepłego ubrania, które miało na sobie rano. Oblało się od stóp do głów wodą, tak, że nie ma w czym wyjść, nawet buty są przemoczone. Dzień był pechowy, bo wcześniej jeszcze potargało rajstopy. Moje dziecko stoi lekko niepewne, patrzy na mnie nieszczęśliwe, ściska reklamówkę mokrych ciuchów. Zamykam oczy, na sekundę. Liczę do dziesięciu. I… rozumiem. Biorę moje dziecko na ręce. Pytam jak się to wydarzyło, czy woda znowu zaatakowała. Moje dziecko oddycha z ulgą, wtula się we mnie i mówi, że to było przez przypadek, że uważało, ale się nie udało. Śmiejemy się całą trójką szukając w wielkim koszu czegoś, w czym mogłoby wyjść na zewnątrz. Pozostała dwójka szuka w swoich półkach ciuszków, które mogłaby pożyczyć. W końcu przemycam dziecko w mojej kurtce prosto do samochodu. Do parku już dzisiaj nie zdążymy, trudno. Ale wracamy do domu w atmosferze spokoju, gotowi na kolejne wygłupy.

W inny dzień wchodzę do przedszkola, mam WIELKI PLAN, który wymaga natychmiastowego wyjścia. Dzieci jednak tego dnia są marudne. Jedno z nich jest w stroju gimnastycznym, zamiast ciepłego ubrania, które miało na sobie rano. Oblało się od stóp do głów wodą, tak, że nawet nie ma w czym wyjść, bo nawet buty są przemoczone. Dzień był pechowy, bo wcześniej jeszcze potargało rajstopy. Moje dziecko stoi lekko niepewne, patrzy na mnie nieszczęśliwe. Kiedy tylko wychodzimy z sali, biorę moje dziecko za rękę, trochę mocniej niż planowałam. Ono ma już łzy w oczach, a ja wygłaszam wykład. Zaczynam od tego, że miała być niespodzianka, ale teraz przez ciebie nigdzie nie pójdziemy, bo przecież znowu musiałaś się oblać, chociaż tyle razy prosiłam. Nie wiem co teraz zrobimy, na polu jest zimno. Jestem wściekła, jak wrócimy do domu będziesz miała karę. Ileż można powtarzać i prosić! Nie jesteś już malutka, trzeba uważać. Nie mam już do ciebie siły! Pozostała dwójka demoluje przedszkole, podczas gdy ja wyżywam się na dziecku, które śmiało się oblać wodą. Wychodzimy, moje dziecko, nieszczęśliwe, upokorzone, ze spuszczoną głową. Ja wściekła, bo oprócz tego oblanego, musiałam jeszcze użerać się z pozostałą dwójką, która rozbrykała się w trakcie mojej przemowy. W domu jedno dziecko płacze, ja jestem zła i sfrustrowana, pozostała dwójka dokazuje z braku pomysłu na zagospodarowanie sobie chwili. Marzę o tym, żeby ten dzień już się skończył i żeby wszyscy dali mi święty spokój.

Odpowiedz sobie codziennie na pytanie o co warto walczyć, a co można odpuścić.

Czy warto kupować drogie ubrania, a potem upominać swoje dziecko co 5 sekund i psuć każde miło zapowiadające się popołudnie z powodu odrobiny błota? Czy warto uważać, że kilkulatek jest w stanie zapanować nad kanapką, lodem, soczkiem i nigdy się nim nie ubrudzić? Czy można przypuszczać, że dziecku spodobają się długie zakupy? Czy można zakładać, że człowiek, chociaż malutki, w każdym momencie swojego życia zrobi dokładnie to, czego inny człowiek od niego żąda? Zje, co i ile mu się podsuwa, uśnie, kiedy tego chcesz, obudzi się zawsze w rewelacyjnym humorze i powie to, co chcesz usłyszeć.

Nie warto płakać nad rozlanym mlekiem.

To prawda stara jak świat, jednak rodzice lubują się w głośnych zadymach o coś, co już minęło. Nauczyłam się, że na wiele rzeczy nie mamy wpływu i walczenie z nimi po fakcie nie ma zbytniego sensu. To samo tyczy się dzieci. Czy miewasz czasami momenty, w których jesteś wściekły, na kogoś lub na coś, ale nie pamiętasz już nawet o co? Mówi się „dajmy sobie po razie” i rozejm. Czemu tak trudno jest to zrobić z kimś, kogo kochamy najbardziej na świecie? Niech ten raz to będzie całus i do przodu. Nie warto niczego rozpamiętywać w nieskończoność.

Masz prawo do zmęczenia i czasu dla siebie.

Jestem człowiekiem, którego boli głowa, jest wściekły, smutny, czy zwyczajnie pada na pysk, ma chwilowego lenia. Mówię o tym dzieciom bo chcę, żeby nie żyły w przekonaniu, że ktokolwiek może stać się czyimkolwiek niewolnikiem. Moje zmęczenie też wymaga szacunku. Tak jak ich. Kiedy są zmęczone używam spokojnego języka uczuć. „Rozumiem, że jesteś pewnie zmęczony. Musisz też być bardzo głodny po takich szaleństwach. Za chwilkę dojdziemy do samochodu, tam się napijemy. Wytrzymaj jeszcze chwilkę, to niedaleko. Będzie mi łatwiej, jeśli podejdziesz jeszcze kilka kroków”. W moim małym świecie działa prawie za każdym razem!

Kupiłam dzieciom nowe buty. Nie było innej opcji i musiały zacząć je nosić na wszystkie okazje. Serce mi pękało, bo w zeszłym roku na hulajnodze dziewczynki w pierwszy dzień zniszczyły nowiutkie tenisówki. Zebrałam dzieciaki, żeby wręczyć im buty. Użyłam małego triku i spytałam jakie te buty chcieliby mieć. Wiedziałam, że od dziewczynek będzie odpowiedź “różowe”! Z namaszczeniem wyciągnęłam buty z pudełek, przymierzyliśmy przy dźwięku pisków i pytań, czy mogą w nich dzisiaj spać. Kiedy pierwsza euforia minęła, wyciągnęłam stare buty i spytałam, czy chcą się zamienić. Nie. Dlaczego? Te buty są zniszczone i stare mamusiu! Spokojnie, bez oskarżeń, wniosków i pouczeń wyjaśniłam, że butki niszczą się przez piasek, nieostrożne hamowanie hulajnogą, wchodzenie do błota. Jeśli się zniszczą, będą jak te stare. Dbajcie o swoją parę. Wydawało mi się, że rozumieją o co chodzi, ale nie miałam zbytnich nadziei na żywotność butów. Na następny dzień rano, już przed wyjściem do przedszkola w nowych butach, przypomniałam, żeby uważać. To było dwa tygodnie temu. Buty są jak nowe. Wczoraj kiedy jednego wzięłam do ręki moje dziecko powiedziało – wiesz, ściągam jak wchodzę do błotka (!), bo chcę mieć takie piękne różowe. Na placu zabaw usłyszałam – zobacz mamusiu, hamuję tak, jak prosiłaś, żeby mi się butki nie zniszczyły. I jeszcze jak jedno drugie upominało – tam jest ziemia, uważaj. Nie mogę uwierzyć w ten prosty zabieg. Przesunęłam tylko odpowiedzialność za coś z siebie na dzieci. Poprosiłam i wytłumaczyłam zamiast ganić i pouczać. Potraktowałam moje dzieci jak dorosłych, partnersko. A one uszanowały nową odpowiedzialność, którą im powierzyłam. Okazałam im zaufanie a one to doceniły.

Przeprowadzam takie rozmowy za każdym razem, kiedy stoimy na parkingu przed sklepem, kiedy mamy wejść do domu znajomych, kiedy wybieram się do lekarza. Opowiadam moim małym ludziom co się wydarzy i jakie zachowanie jest społecznie pożądane. Wizualizuję rzeczywistość. Zauważyłam, że tylko w taki sposób mogę próbować zapanować nad chaosem. Wciągam w te plany dzieci, zwykle podsuwają mi kilka fajnych rozwiązań lub pomysłów, aby ten czas był też zgodny z ich postrzeganiem świata. Tym samym czynię je odpowiedzialnymi za nasz wspólny dzień. Moje dzieci nie siedzą w mojej głowie i nie wiedzą, jeśli im nie powiem, czego od nich oczekuję.

Chwal.

Chwalę moje dzieci kiedy tylko jest ku temu okazja. I to nie są jakieś tam luźno rzucone półgębkiem “dzięki”, czy “super”. To jest mini zebranie, w trakcie którego pytam „Było dzisiaj przyjemnie? A czemu było fajnie? Dziękuję Wam za brak krzyków, za zgodę, za słuchanie mamy. Spędziliśmy miło czas”.

Powiedz coś miłego.

Kiedy dzień jest naprawdę kiepski i nie chcę w takich nastrojach kłaść dzieci do łóżek, wymyśliłam zabawę. Mówimy sobie przed spaniem komplement. Zazwyczaj wybieram czas zaraz po kolacji, kiedy wszyscy jesteśmy najedzeni i jest chwilowo spokój. Ja zaczynam. Emma – masz piękny uśmiech i lubię, kiedy śpiewasz piosenki. Nina – jesteś dobrą tancerką i bardzo ładnie mi dzisiaj pomogłaś robić surówkę. Domi – ale robiłeś dzisiaj sztuczki na rowerze! Wow! Jesteś bardzo zwinny. Po tym jak ja powiem coś do dziecka, dziecko mówi swój komplement do mnie. Wiem, że można mi zarzucić, że to wymuszone i sztuczne. Ale spróbuj. Nawet moje pięcioletnie dzieci mają łzy w oczach, a potem chcą się przytulać. Niech zawsze tak wygląda sztuczność, a świat będzie lepszy.

Przepraszaj.

Jeśli coś Ci się nie uda, jeśli stracisz nad sobą panowanie, zrobisz coś, z czego nie jesteś dumny – przeproś. Pokaż swojemu dziecku zwykłe, ludzkie oblicze. Każdy popełnia błędy, ale przeprasza, bo jest mu przykro. Mamie i tacie też.

Zaufanie.

Pisałam o tym, że moje dzieci się biją co też często doprowadza mnie do szału. Najgorsze, co możesz wtedy zrobić (a co mnie się zdarza) to wykrzyczeć, że nie obchodzi Cię kto zaczął. To najgorsze zdanie, które możesz wypowiedzieć. Odbierasz nim dziecięce przeświadczenie, że kiedy dzieje mu się krzywda i wydarzyło się coś strasznego będziesz zawsze obok i wysłuchasz. Zawsze staram się usłyszeć obie strony i zaproponować rozwiązanie optymalne dla wszystkich.

Jaki jest powód?

Staraj się, w sytuacjach z dziećmi, które Cię przerastają, znaleźć odpowiedź na pytanie o co właściwie chodzi? Postaraj się odnaleźć powód dziecięcych uczuć. Możliwe, że jest to zmęczenie, chęć pobytu w spokojniejszym miejscu, obawa przed zmianami, odreagowanie, czy potrzeba Twojej bliskości, czasu. Daj dziecku odrobinę swojej uwagi i wrzuć na luz. Kiedy ze spokojem i cierpliwie podejdziesz do dziecka, ono odpłaci Ci tym samym. W wielu sytuacjach odwracanie uwagi działa cuda.

Prawda.

Nie obiecuj, jeśli wiesz, że nie możesz czegoś spełnić. Kilka razy zawiodłam swoje dzieci, obiecując im, że przyjdę po nie zaraz po obiedzie. W momencie, kiedy obiecywałam, wiedziałam, że nie będzie to możliwe, mimo tego mówiłam tak, aby móc bez scen opuścić przedszkole. Do dnia, kiedy moja córeczka popatrzyła na mnie smutno i powiedziała „zawsze tak kłamiesz mamusiu”. To był ostatni raz, kiedy okłamałam swoje dziecko. Teraz mówię prawdę. Przyjdę zaraz po podwieczorku. I jestem na czas, bo wiem, że czekają na mnie moje trzy największe skarby. Czasami udaje mi się być wcześniej – wtedy jest niespodzianka.

Myśl o rodzicielskich absurdach.

Chciałabym, abyś był asertywnym, pewnym siebie człowiekiem.

Teraz jednak, kiedy jesteś dzieckiem, masz siedzieć cicho i być grzeczny. Nie pyskuj!

 ♦

Chciałabym, abyś wierzył, że możesz wszystko.

Czy mogę loda?

Nie.

To jak wychowasz swoje dziecko, zależy tylko od Ciebie. Wartości, które chcesz mu przekazać są w każdej Twojej czynności, w każdym zdaniu i Waszej interakcji. Czy chcesz, aby się Ciebie bało i wykonywało Twoje polecenia pod wpływem groźby? Prawdopodobnie nie będzie dobrym pracownikiem, którego wiecznie będzie trzeba zmuszać do pracy pod groźbą zwolnienia. Czy chcesz, aby widziało, że nie ma sprawiedliwości, a ten kto jest większy i silniejszy ma zawsze rację? Czy chcesz, aby czuło, że brakuje Ci silnej woli i konsekwencji? Czy chcesz, aby widziało, że robisz coś tylko dlatego, że musisz, choć jesteś sfrustrowany i masz płacz na końcu nosa? Codziennie poświęć kilka minut na przemyślenie swojego zachowania w stosunku do dzieci. Przeanalizuj co było dobre, a nad czym jeszcze musisz popracować. Kilka minut dziennie wystarczy, aby zainwestować w lepsze rodzicielstwo.

Zasady i obowiązki.

Dzieci powinny mieć obowiązki, tak jak każdy inny człowiek na tej ziemi. Wiem niestety, że łatwo się mówi, a często dla mnie samej staje się obowiązkiem egzekwowanie od dzieci wykonania czynności, które do nich należą i bywa, że dla świętego spokoju odpuszczam. Jestem jednak wdzięczna za każdym razem, kiedy wytrwam i jestem konsekwentna. Nauczenie moich dzieci pomocy w nakrywaniu stołu, a potem sprzątanie po wspólnym posiłku zajęło miesiąc, ale było warto. Twórz zasady. Nie rozpoczynamy nowej zabawy, dopóki nie posprzątamy. Nie czytamy bajki, dopóki nie umyjemy zębów. Nie wstajemy od stołu, dopóki wszyscy nie skończą jeść. Mamy ustalony porządek wybierania bajki na dobranoc i kolejność zasypiania. Dzieci nauczą się, że każdy musi przestrzegać reguł, a życie nie składa się tylko z przyjemności. A Ty będziesz czerpać radość i korzyści z pomocy, którą otrzymasz od dzieci i ze spokoju, który zapanuje w Twoim domu.  

Traktuj dziecko jak innego dorosłego.

Jeśli Twój partner nie ma ochoty na zupę, nie zmuszasz go do tego, prawda? Jeśli Ty chcesz jechać do ikea, a partner nie – negocjujesz, prawda? Kiedy coś między Wami wybuchnie, rozmawiasz? Określasz Wasze oczekiwania i poszukujesz zadowalającego kompromisu? Zacznij podobnie traktować swoje dziecko, a szybko się przekonasz, że ono rozumie dużo więcej niż Ci się wydaje, a Wasza relacja staje się głęboka i partnerska. Z Twojego słownika na zawsze powinny zniknąć groźby i nic nieznaczące „bo tak”, „bo ja tu rządzę”, „bo jesteś jeszcze za mały”, „nie bo nie”. Spróbuj też nie przekupywać i nie straszyć, bo na dłuższą metę i to nie działa.

Postaraj się dawać dobry przykład.

Jeśli chcesz, aby Twoje dziecko miało zdrowe nawyki żywieniowe – również ich przestrzegaj. Jeśli chcesz, aby czytało – wyłącz telewizor i sięgnij po książkę. Jeśli chcesz, aby traktowało innych z szacunkiem – kłaniaj się wchodząc do sklepu, czy na pocztę, bądź kulturalnym kierowcą. Jeśli chcesz, aby słuchało, skupiaj się na nim kiedy do Ciebie mówi. Przykład jest najlepszą, darmową lekcją.

Udaje mi się czasami z mojego rodzicielskiego dołu wyjść. Czasami na chwilę, czasami na dłużej. Wychodzę, bo wiem, że los moich dzieci jest w moich rękach. I nie chodzi o bezpieczeństwo, czy prawidłowy rozwój. Jestem odpowiedzialna za ich życie. Prawdopodobnie nic w moim życiu nie było i nie będzie nigdy ważniejsze. Możliwe, że jest to moje życiowe zadanie. Mam okazję wychować potencjalnie szczęśliwych ludzi. Nie popaprańców, których jedynym życiowym celem będzie robienie innym na złość. Upatrywanie źródła każdego niepowodzenia w kimś lub w czymś, nigdy w sobie. Narzekania jako sposobu na życie i wiecznego grymasu niezadowolenia zamiast uśmiechu. Wpychania się do kolejki depcząc innych po piętach, trąbienia i sprzedawania kurw na lewo i prawo. Mam szansę wychować moje dzieci tak, aby umiały tworzyć satysfakcjonujące związki, walczyć o swoje i cieszyć się nieograniczonymi możliwościami, które daje świat. Mogę wychować kogoś, kto będzie wierzył, że każdy człowiek, niezależnie od koloru skóry, orientacji seksualnej, poglądów politycznych, szerokości geograficznej i zasobów portfela marzy o tym samym – szczęśliwym życiu i nikomu nie wolno tego marzenia odebrać, po trupach realizując swoje. W końcu mogę wychować dzieci, które będą mnie odwiedzać bez przymusu i gróźb, które swoje dzieciństwo będą wspominać jak coś wspaniałego, a nie jak traumę, z której trzeba wychodzić z pomocą profesjonalisty. Mogę być ukochaną mamą, którą darzy się szacunkiem, a nie starą, którą nigdy nie będą się chciały stać. Nie mogę tego spieprzyć.

Nieźle się napracowałam, żeby napisać dla Ciebie ten post, uff. Teraz czas na Ciebie, razem tworzymy to miejsce. Będzie mi miło, jeśli pozostaniemy w kontakcie. Jest kilka opcji:i

    • Zostaw proszę komentarz. Dla Ciebie to moment, a dla mnie istotna wskazówka.
    • Polub mój fanpage na Facebooku, dzięki temu będziesz na bieżąco.
    • Jeśli ten tekst trafia do Ciebie – podziel się nim ze znajomym.
    • Możesz śledzić mnie na Instagramie, gdzie oprócz fotek moich dzieciaków znajdziesz całą masę zdjęć żarcia i butów!